Słoweńcy debiutują na igrzyskach olimpijskich, ale ich ambicje od razu są duże. Ten sezon rozpoczęli kapitalnie. Wygrali fazę interkontynentalną Ligi Narodów, pokonując po drodze między innymi reprezentację Polski. Sił zabrakło im dopiero w turnieju finałowym w Łodzi, który zakończyli na czwartym miejscu, tym razem przegrywając mecz o brązowy medal z "Biało-Czerwonymi". Gheorghe Cretu, selekcjoner Słowenii i świeżo upieczony trener PGE Skry Bełchatów, musiał przed turniejem w Paryżu tak poprowadzić swoje gwiazdy, by odzyskały świeżość na najważniejszy turniej w ich życiu. W pierwszym secie Słoweńcy zaczęli od mocnego uderzenia, ale szybko wpadli w tarapaty. Największym problemem nie był jednak nawet wyrównany wynik, a kłopoty ze zdrowiem, z jakimi zmagał się Toncek Stern. Atakujący słoweńskiej drużyny już po kilku akcjach doznał urazu palca i musiał opuścić boisko. Wrócił na nie jednak przed końcówką seta, z opatrunkiem na ręce. Na szczęście uraz dotyczy lewej dłoni, a Stern jest praworęczny. I zdążył jeszcze pomóc drużynie w kluczowych momentach pierwszej partii. W końcówce doświadczenie Słowenii wzięło górę i ostatecznie podopieczni Cretu wygrali 25:21. As polskiej kadry "nie odpalił". Nietypowa decyzja Nikoli Grbicia Polski sędzia zabrał głos. Słoweńcy dopięli swego później niż chcieli Druga partia to nadal wyrównana gra. A nawet dwupunktowa przewaga Kanadyjczyków, którzy prowadzili 9:7. Przy jednej z akcji zakończonej analizą wideo i punktem dla drużyny z Ameryki Północnej głos musiał zabrać Wojciech Maroszek. Polski sędzia prowadzący spotkanie wytłumaczył, dlaczego przyznał punkt Kanadyjczykom. Ale to nie powstrzymało na długo Słoweńców. Po kolejnym asie serwisowym Sterna prowadzili 12:10. Z czasem dołożyli do tej przewagi jeszcze dwa punkty. Kanada nie zdołała odrobić strat, dobrze działał słoweński blok - zespół z Europy wygrał 25:20. Dwa przegrane sety nie złamały jednak Kanadyjczyków. Kapitalnie rozpoczęli trzecią partię, prowadząc 9:4. Słoweńcy zaczęli jednak odrabiać straty, wygrywając kapitalne, przedłużone akcje. Różnica zaczęła topnieć, przy stanie 16:15 dla Kanady jej trener Tuomas Sammelvuo - w najbliższym sezonie także będzie pracować w PlusLidze, w Asseco Resovii - poprosił o przerwę. Po niej Kanadyjczycy odzyskali wigor, znów odskoczyli na trzy punkty. I nie dali się dogonić, po zagraniu Stephena Maara wygrali 25:20. Kanadyjski przyjmujący do tej pory nie imponował, ale w czwartej partii wskoczył na wysoki poziom. Wynik oscylował wokół remisu, ale z czasem Kanada odskoczyła na cztery punkty, prowadząc 12:8. Tyle że Słowenia nie dała się zgubić, doprowadziła do remisu 15:15. Z dobrej strony pokazali się przyjmujący: Klemen Cebulj i Tine Urnaut. W końcu przyszło przełamanie Słoweńców i prowadzenie 20:18 po kontrataku wykończonym przez Jana Kozamernika. Ostatecznie wygrali 25:21 i zgarnęli komplet punktów. W pierwszym meczu grupy A kibice obejrzeli niespodziewane emocje. Francuzi mieli zaskakująco duże problemy z reprezentacją Serbii, którą pokonali dopiero po tie-breaku. Słowenia - Kanada 3:1 (25:21, 25:20, 20:25, 25:21)