Pierwszy set z pewnością zawiódł postronnych obserwatorów - mecz był zapowiadany jako szlagier, a mecz w ogóle nie przypominał wyrównanego. O losach tej partii przesądził okres od stanu 3:2, kiedy to Warta zdobyła aż 7 punktów z rzędu. Nie doszło do żadnego zwrotu akcji, gospodarze trzymali 7-8 oczek przewagi i wygrali 25:17. Mieli 4 asy serwisowe, a rywale ze stolicy żadnego. Do tego atakowali z 58-procentową skutecznością przy 35 proc. warszawian. W drugiej odsłonie przyjezdni trzymali się w bliskim kontakcie z przeciwnikami jeszcze do rezultatu 5:4. Potem Warta podkręciła tempo, błyszczała na zagrywce (m.in. as Mateusza Bieńka) i zaraz zrobiło się 8:4. Podopieczni Michała Winiarskiego znowu poczuli komfort gry i mogli kontrolować wynik. Nie zadowalali się 4 czy 5 punktami prowadzenia, niebawem na tablicy pojawiło się 16:10. Wydawało się, że siatkarze Piotra Grabana w ostatnich minutach partii będą walczył już raczej głównie o "przypudrowanie" rezultatu. W wyniku autu Bieńka zbliżyli się nawet na trzy oczka (20:17), ale zaraz po tym zepsuli zagrywkę. Po chwili było 23:17, wtedy Graban wziął przerwę, ale było za późno. Skończyło się na 25:20 i zawiercianie prowadzili już 2:0 w całym spotkaniu. Siatkarska rewelacja znów atakuje. Pomógł wielki talent, duże nerwy na koniec Początek trzeciego seta był zdecydowanie inny od poprzednich. Projekt zaczął od prowadzenia (0:2, 2:4). Choć w obu przypadkach po chwili był remis, to goście nie deprymowali się i potrafili po raz kolejny delikatnie odskoczyć. Blok Jakuba Kochanowskiego na 5:8 sugerował, że może historią tego meczu będzie coś więcej niż trzy partie o niskiej temperaturze emocjonalnej. Warta nie zamierzała jednak odpuszczać i dogoniła oponentów (11:11), a Graban znowu poprosił o przerwę. Realizator wyświetlił wtedy wymowną statystykę asów serwisowych - widniało na niej 8:1 dla gospodarzy. Gdy ze stanu 12:12 zrobiło się się 14:12, kibice stołecznego zespołu mogli się zmartwić, przypominając sobie momenty odskoku Warty z poprzednich partii. Wtedy jednak gracze Grabana wygrali trzy kolejne piłki i pozostali w grze. Przy 16:18 i 16:21 Winiarski wziął przerwy, ale nie był w stanie powstrzymać warszawian przed zredukowaniem części strat w spotkaniu (19:25). Posypała się gra jego drużyny, pojawiły proste błędy, a w ataku przyjezdnych szalał Linus Weber. Co ciekawe, w trzecim secie Projekt miał niższy procent skuteczności i pozytywnego przyjęcia, ale popełnił tylko trzy błędy własne. Poprawił serwis, był też bardzo dobry w defensywie. Klęska za klęską, a teraz takie wieści. Komunikat w sprawie polskiego siatkarza W czwartej odsłonie wróciły stare demony - przy rezultacie 2:2 Warta zdobyła cztery kolejne oczka i wydawało się, że "ustawiła" sobie sytuację, podtrzymywała długo 3-4 punkty przewagi. Projekt jednak dokonał zrywu i zredukował straty do 16:15. Zawiercianie uspokoili jednak sytuację (19:16) i dowieźli triumf do końca.