Gwiazda siatkarskiej reprezentacji Polski Katarzyna Skowrońska-Dolata jest w tym sezonie gwiazdą... ligi chińskiej! Po grze w czołowych europejskich klubach - Asystelu Novara, Scavolini Pesaro czy Fenerbahce Stambuł - zawodniczka postanowiła przenieść się do Kantonu i spróbować sił w Chinach. Tu sezon jest znacznie krótszy - trwa tylko trzy i pół miesiąca. Evergrande Kanton to jedyny prywatny klub w lidze. Jego trenerką jest słynna Jenny Lang Ping - mistrzyni świata i olimpijska jako zawodniczka oraz dwukrotna wicemistrzyni olimpijska jako trenerka (z Chinkami i Amerykankami). W Kantonie Skowrońska-Dolata jest jedną z trzech zawodniczek zagranicznych - obok niej w Evergrande występują jeszcze: Amerykanka Nicole Fawcett oraz pochodząca z Argentyny reprezentantka Włoch Carolina Costagrande. Co ciekawe, w innych klubach, państwowych, nie mogą występować zawodniczki spoza Chin, za to w Evergrande nie mogą grać aktualne reprezentantki Kraju Środka. Kasia nie kryje, że życie w Chinach nie jest łatwe - głównie z uwagi na różnice językowe oraz... kulinarne. W efekcie siatkarka w ostatnich tygodniach schudła, za to utrzymuje bardzo dobrą dyspozycję fizyczną - to efekt współpracy z trenerem Christianem Veroną, z którym Skowrońska-Dolata utrzymuje kontakt przez internet. W rozmowie z INTERIA.PL znakomita polska siatkarka opowiada m.in. o specyfice uprawiania sportu w Chinach. A jest o czym opowiadać... Np. o tym, jak w hali w Zheijang nie było okien, a zimno spowodowało, że reprezentantka Polski wyszła na rozgrzewkę w rękawiczkach i szaliku, zaś na boisku występowała w legginsach i czterech parach koszulek! Nawet takie warunki nie przeszkodziły jednak Kasi w zdobyciu 27 punktów przy bardzo wysokiej skuteczności! INTERIA.PL: Rękawiczki i szalik na rozgrzewce, a legginsy i cztery pary koszulek w meczu to normalny ubiór podczas meczu ligowego w Chinach? Katarzyna Skowrońska-Dolata: - Ciężko nazwać to standardem, bo w drugiej fazie rozgrywek byłam już w trzech kolejnych halach i tam nie były one potrzebne. Niektóre kluby nie mają jednak warunków albo możliwości włączenia ogrzewania w halach, bo go tam nie ma. Innym z kolei brakuje pieniędzy na grzanie. Gdy teraz byłam w Pekinie czy Tianjin, to warunki do gry miałam zbliżone do europejskich i nie było potrzeby, by się tak ciepło ubierać. W Europie nigdy nie zdarzyło się zagrać w takich warunkach, np. w hali bez okien? - W hali bez okien to raczej nie, aczkolwiek jak grałam w Pesaro, po przenosinach do nowej hali, to też były problemy z ogrzewaniem. 15 stopni Celsjusza w trakcie meczu trudno nazwać ciepłem. Kiedy podpisywałaś kontrakt w Chinach, pojawiały się głosy, że robisz sobie w tym sezonie wolne. Jak to odbierasz z perspektywy tych kilkunastu tygodni spędzonych w Kantonie? - Opinie były różne, każdy ma prawo do swojego zdania. Wiedziałam, że podpisując kontrakt w Chinach, zgadzam się na krótszą ligę niż w którymkolwiek z europejskich krajów, aczkolwiek terminarz jest dużo bardziej napięty. Wiele osób nie wypowiadało się przychylnie, ale też nie zdawało sobie sprawy z tego, jak wygląda liga chińska i jak wysoki jest tutaj poziom. Przed podpisaniem kontraktu obejrzałam parę meczów i wiedziałam, że nie jadę grać z "kelnerkami". - Tutaj też są zespoły, z którymi niejeden silny klub europejski mógłby przegrać. Gra jest bardzo kombinacyjna i techniczna. Dużego wysiłku wymaga skończenie kilka ataków. To też efekt fantastycznej azjatyckiej obrony. Powiem szczerze, że z punktu widzenia siatkarskiego to poziom jest bardzo wysoki i jestem mile tym zaskoczona. Dużo się tu mogę nauczyć i sprawdzam samą siebie. Dostaję wiele piłek, ponoszę dużą odpowiedzialność i muszę za każdym razem się starać, by nie zawieść drużyny, bo tu na mnie liczą. Im dłużej trwa sezon, tym coraz silniejszych mamy rywali, a wkrótce wejdziemy w fazę play-off. Liga chińska jest dość dziwna, bo wiele klubów to twory państwowe, a tylko ten twój, z Kantonu, jest prywatny. - Tak, tylko Evergrande jest prywatny. Im dłużej tu jestem, tym więcej się dowiaduję na temat tego, jak funkcjonują kluby i jak wygląda cała chińska siatkówka. Coraz bardziej jestem też zaskoczona. Ostatnio dowiedziałam się, że zawodniczki, które grają w tych klubach państwowych, nie mają praw do swych kart zawodniczych. U nas jest prawo Bosmana, czyli jak już raz wykupi się kartę, to później można zmieniać kluby i podpisywać kontrakty. Oczywiście jeżeli jest się wolnym zawodnikiem i w poprzednim klubie kontrakt wygasł. - Tutaj każda zawodniczka jest przypisana do klubu i nie wystarczy sama jej chęć zmiany otoczenia. To klub musi wyrazić na nią zgodę. Inaczej mówiąc: zawodniczka przez całe życie jest własnością danego klubu. Niektóre zespoły grają więc po dziesięć lat w tych samych składach, a niektóre siatkarki całe swoje sportowe życie w jednym miejscu. Dzięki temu są zgrane. Zdarzają się takie sytuacje, że dziewczyny zmieniają kluby, ale przeważnie dzieje się to na zasadzie wymiany z innym zespołem, bo w inny sposób trudno jest pozyskać kogoś do drużyny, W Kantonie tego problemu nie ma? - Trenerka tłumaczyła mi, że bardzo, bardzo trudno było jej pozyskać jakiekolwiek zawodniczki do Evergrande. W wielu przypadkach moje koleżanki to zawodniczki wypożyczone albo np. w takiej sytuacji, że w poprzednich klubach im nikt nie płacił. Dzięki temu Evergrande mogło je pozyskać. Mój klub działa od kilku lat, działa prężnie, ale na każdym kroku napotyka utrudnienia, bo jest prywatny. Nikt na niego nie patrzy przychylnie, bo jest inny.