Damian Gołąb: W pierwszym półfinale Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle pokonała Jastrzębski Węgiel 3:0, w dodatku mistrz Polski ma duży problem z chorobami kluczowych zawodników. Czy kwestia awansu do finału Ligi Mistrzów jest więc już rozstrzygnięta? Damian Dacewicz, były środkowy reprezentacji Polski, ekspert Polsatu Sport: Pierwszy mecz był jednostronny. Podstawowe pytanie brzmi: czy zawodnicy Jastrzębskiego Węgla, przy problemach zdrowotnych, są w stanie się pozbierać? Wydaje mi się, że to niemożliwe. A przynajmniej przy tak grającej ZAKS-ie, która w dodatku ma patent na jastrzębian. Jej gra układa się swobodnie, nie ma żadnych problemów ani przestojów. Gdyby kędzierzynianie tego nie wykorzystali, będą mogli tylko pluć sobie w brodę. Jastrzębski Węgiel ma w tym momencie duże problemy. W pierwszym meczu jastrzębian rozłożyła choroba, kilku siatkarzy, jak np. Jakub Popiwczak, nie przypominało samych siebie z innych spotkań. Z ZAKS-ą nie da się rywalizować, kiedy nie jest się przygotowanym na sto procent? - Rywalizować można. ZAKSA jakiś czas temu też wychodziła z problemów zdrowotnych. I po przerwie spowodowanej chorobą, w meczu z Lokomotiwem Nowosybirsk, nie wyglądała dobrze. Kędzierzynianie chcieli grać, ale fizycznie nie byli na to przygotowani. Dopiero w następnym meczu, z Lube Civitanova, wyraźnie się odblokowali. Wrócili na swój poziom. Jastrzębski Węgiel może walczyć, ale jestem przekonany, że nie będzie w stanie tak szybko się odbudować. W niedzielę kilku chorych siatkarzy z Jastrzębia-Zdroju zabrakło w składzie na mecz obu drużyn w PlusLidze. Ale niektórzy, jak Jan Hadrava czy Benjamin Toniutti, cały mecz spędzili w kwadracie dla rezerwowych. A jednak trener Andrea Gardini z nich nie korzystał, odpuszczając walkę o pierwsze miejsce na koniec fazy zasadniczej. W obliczu rewanżu w Lidze Mistrzów to była rozsądna decyzja? - Oczywiście. To jest na ten moment priorytet. Faza play-off PlusLigi rozpoczyna się dopiero za jakiś czas. To było przemyślane przez trenera, nie było innego wyjścia. I słusznie: z niekompletnym składem przeciwko ZAKS-ie na dłuższą metę i tak by nic nie wyszło. Lepiej było się oszczędzić i zrobić wszystko, by jak najszybciej wrócić do zdrowia, mieć czas na przygotowania do rewanżu w Lidze Mistrzów. ZAKSA przed pierwszym półfinałem także nie imponowała, zdarzyły się jej wpadki z drużynami z Radomia i Lubina. Myśli pan, że trener Gheorghe Cretu świadomie szykował formę na końcówkę sezonu? - Tak, myślę, że to były przygotowania do najważniejszej części sezonu. Jedna czy dwie porażki to cena, którą warto zapłacić. Odpowiednie przygotowanie jest ważniejsze niż śrubowanie rekordów, które tak naprawdę nic nie dają. Pewnie pojawiły się mocniejsze obciążenia, trudniejszy cykl treningowy, i stąd słabsze spotkania. Później od razu widzieliśmy, jak wygląda zespół ZAKS-y, kiedy schodzi z obciążeń - jak prezentował się w pierwszym półfinale Ligi Mistrzów. Trenerzy podejmują odważne decyzje, ale wyniki pokazują, że jak najbardziej słuszne. W tym sezonie obie drużyny grały ze sobą już pięć razy i ZAKSA cztery z tych meczów wygrała 3:0. Czy kędzierzynianie w optymalnej formie aż tak przewyższają rywali? - ZAKS-ie lepiej wychodziły mecze z Jastrzębskim Węglem: i w Lidze Mistrzów, i w Pucharze Polski. Jastrzębianie w ostatnich pojedynkach nie pokazywali tego, co potrafią. To ich problem. Czy to ZAKSA ich tak unieszkodliwia, czy Jastrzębski Węgiel spisał się tak słabo? Wydaje mi się, że jednak ta druga opcja. Jastrzębianie pokazywali już w tym sezonie, na przykład w meczach z Lube, dużo wyższy poziom. Musiałby się im trafić podobny występ, by przełamać złą historię ostatnich spotkań z ZAKS-ą. Ale przy takich problemach zdrowotnych, jakie są w drużynie, wydaje się to wręcz niemożliwe. CZYTAJ TAKŻE: Polski trener poprowadzi siatkarską reprezentację Niemiec A może po tylu porażkach z ZAKS-ą problem pojawia się w głowach siatkarzy? - Mecze zostawia się za sobą i wychodzi z wiarą, że w końcu coś uda się zmienić. Przecież mają ku temu argumenty. Do tej pory nie wykorzystali ich jednak w stu procentach. Na razie muszą spróbować doprowadzić do wyrównanej końcówki, wygrać seta i uwierzyć, że można. Wielu zawodników ZAKS-y pamięta poprzedni sezon, w którym nie udało im się utrzymać formy na wszystkich frontach. I przegrali w finale PlusLigi właśnie z Jastrzębskim Węglem. Myśli pan, że to wpływa na ich koncentrację w tym sezonie? - Na pewno mają w pamięci, że poprzedni sezon potoczył się świetnie, wygrali Ligę Mistrzów, ale nie udźwignęli walki o mistrzostwo Polski. Z pewnością wiedzą, jakie błędy popełnili w tamtym momencie. W tym sezonie będą starali się to poprawić i mają wszystko, żeby to zmienić. Drugi półfinał Ligi Mistrzów był bardziej zacięty. I zakończył się niespodziewanym wynikiem - Perugia we własnej hali przegrała z Trentino. W tej parze w rewanżu możemy chyba spodziewać się większych emocji? - Powinny być duże. Perugia w pierwszym meczu mogła i powinna zagrać lepiej. W pierwszych setach nie wychodziły jej kluczowe akcje, końcówki. Trentino potrafiło to wykorzystać. Uważam, że ta drużyna pokazała wtedy swoje maksimum. Szczególnie Matej Kazijski rozegrał genialny mecz, jeden z najlepszych w swojej karierze. Trentino wyciągnęło z pierwszego spotkania 110 procent. W rewanżu będzie bardzo ciekawie, ale Perugia jest w stanie odwrócić losy rywalizacji. Może dojść do rozstrzygnięcia w złotym secie. Zatrzymując się przy Perugii: czy możemy być spokojni o formę Wilfredo Leona przed zbliżającym się sezonem reprezentacyjnym? W meczu z Trentino miał problemy, ale później niemal w pojedynkę wprowadził drużynę do tie-breaka. - Teraz musi w podobny sposób wystartować w meczu, bo różnie to wychodzi. Widać jednak, że jest twardy i dobrze przygotowany na ostrą rywalizację. Wytrzymał presję wyniku, prowadzenia Trentino. Nie tylko on, ale i cała Perugia musi lepiej rozpocząć rewanż. To też pierwszy poważniejszy problem dla trenera Nikoli Grbicia. Wcześniej jego Perugia wygrała fazę zasadniczą ligi włoskiej i zdobyła Puchar Włoch, teraz ma pod górkę. - W pierwszym półfinale było widać, że w tym sezonie Perugia i Trentino grały ze sobą już siedmiokrotnie i znają się jak łyse konie. Stają na pozycjach, bronią “strzały" nie do obrony. Zawodnicy zapisali się w swojej pamięci, dobrze znają swoje zadania. Zespół, który lepiej je wykona, awansuje do finału. CZYTAJ TAKŻE: Trefl przedłużył szanse na play-offy. To będzie emocjonujący finisz PlusLigi