Polscy kibice z igrzysk olimpijskich w Tokio zapamiętają przede wszystkim porażkę kadry prowadzonej przez Vitala Heynena. Przegrana w ćwierćfinale z Francją przykryła wszelkie inne wydarzenia i kładzie się cieniem na całym sezonie reprezentacyjnym. Nieco na uboczu uwagi fanów pozostają zmiany w siatkarskim rzemiośle. Tymczasem ich skutki zawodnicy odczuwają do dziś. I nie zawsze zgadzają się z decyzjami sędziów. Najwięcej kontrowersji dotyczy interpretacja tzw “kiwek", czyli lekkich ataków. Przede wszystkim sytuacji, w których zawodnik spowalnia rękę w ataku, zmienia rytm zagrania. Często celem jest oparcie piłki o blok, czasami po prostu ominięcie rąk skaczących przeciwników. Na to zagranie sędziowie zaczęli patrzeć zdecydowanie bardziej rygorystycznie. - Światowa federacja od kilku lat zauważała, że wzrasta tendencja do pchania piłki, szczególnie w ataku. Na koniec Ligi Narodów w Rimini Ary Graca, prezydent FIVB, wyraźnie wskazał, że ta tendencja musi się zmienić. Siatkówka musi wrócić do ogólnej zasady, że piłkę się odbija. To samo powtórzył przed igrzyskami olimpijskimi w Tokio. I tam już widzieliśmy skutek: tych piłek było znacznie mniej i sędziowie je “gwizdali" - opowiada Wojciech Maroszek, eksportowy polski arbiter. Latem sędziował w Tokio m.in. mecz o trzecie miejsce igrzysk, później także finał mistrzostw Europy. Interpretacja przede wszystkim. “Zawodnicy są sparaliżowani" Zabronione zostało więc dopychanie do bloku piłki znajdującej się z dala od siatki. Sędziowie zwracają uwagę, jak długi jest kontakt dłoni z piłką, a także na to, czy zawodnik w trakcie “kiwki" nie opuszcza łokcia. Arbitrzy dostali też wytyczne na temat niektórych ataków dwoma rękami. A dokładniej sytuacji, w których zawodnik “w sztuczny sposób" zmienia kierunek lotu piłki lub zbyt długo jej dotyka. Tyle tylko, że we wszystkich tych sytuacjach największą rolę odgrywa interpretacja zagrań. Jeden sędzie może uznać konkretne zagranie za błąd, a inny ocenić, że odbicie mieści się jeszcze w granicach normy. W efekcie dyskusje siatkarzy i trenerów z sędziami na temat taki piłek to w tym sezonie niemal stały obrazek w PlusLidze. - Przy challenge’u praca arbitrów stała się bardziej komfortowa. Nie muszą aż tak uważać na dotknięcia siatki, na to, czy piłka wpadła w boisko. Drużyny, a nawet sami sędziowie mogą poprosić o challenge. Od pewnego czasu nie akceptują zbyt wielu “kiwek", pchanych piłek. Ale w jednym meczu jest inaczej, a w drugim inaczej. To nie jest dobre, kryteria powinny być takie same. Nie chodzi tu o polskich arbitrów, a o wszystkich sędziów - uważa Igor Kolaković, trener Aluronu CMC Warty Zawiercie. Drzyzga, który w latach 1978-1985 rozegrał 258 spotkań w reprezentacji Polski, przedstawia sprawę jeszcze dobitniej. Uważa, że siatkarzom odebrano możliwość korzystania z automatyzmów, które wypracowali przez lata. - Jesteśmy w momencie chaosu. Zawodnicy są trochę sparaliżowani. Niektórzy “kiwają" pod górkę, jak Wilfredo Leon na początku gry w reprezentacji Polski. Teraz taki Klemen Cebulj wygląda jak dziecko z szóstej klasy, które “kiwa" pod górkę z 3,40 m na 3,80 - obrazuje problem. Wątpliwości bywa sporo, ale trenerzy i zawodnicy nie mogą czuć się zaskoczeni. Byli informowani o zmianach przed startem PlusLigi. A sędziowie przyznają, że w kwestii piłek rzuconych zawsze pozostanie pole do interpretacji. Stąd jeden arbiter może przyjąć ostrzejsze kryteria, a drugi oceniać łagodniej. - Ważne są dwie zasady. Po pierwsze, piłki mają być oceniane przez cały mecz w ten sam sposób, równo dla obu zespołów. Po drugie, sędzia musi “gwizdać" te, które bezwzględnie trzeba, i puszczać piłki, których bezwzględnie “gwizdać" nie wolno. NIgdy nie będzie jednak tak, że piłki “fifty-fifty" będą oceniane tak samo - przyznaje Maroszek. Aleksander Śliwka musiał się zmienić Mimo wszystko jednak jeszcze dwa miesiące po starcie PlusLigi zorganizowano dodatkowe szkolenie dla sędziów, by wyjaśnić wszelkie wątpliwości. Wielu zawodników miało już zresztą dość bolesne doświadczenia ze zderzenia z nowymi wytycznymi FIVB w meczach międzypaństwowych. Interwencja Gracy, choć w założeniu miała być głosem siatkarskiego środowiska, nastąpiła w najgorszym momencie - tuż przed startem najważniejszej imprezy całego pięciolecia. To była operacja na żywym organizmie, której efekty oglądaliśmy w Tokio. - Wszyscy działacze, którzy za tym stoją, powinni zostać odsunięci od decyzyjności. Wiedziałem, że to bardzo dotknie naszą reprezentację. My od 2014 r. funkcjonowaliśmy na bardzo technicznej grze, brudnej siatkówce - podkreśla Drzyzga. Zmiany wprowadzone tuż przed igrzyskami zburzyły nieco pewność siebie tych, którzy z “kiwek" i pchnięć piłki nad siatką uczynili swój znak rozpoznawczy. Aleksander Śliwka, Earvin Ngapeth, Uros Kovacević, Bartosz Kwolek - takich siatkarzy było więcej, do nowych realiów dostosowują się z różnym skutkiem. Śliwka przekonuje na przykład, że próbuje powoli zmieniać swoją grę. - Zmieniła się trochę interpretacja sędziów. Staram się wpasować w ten model, wyznaczony kanon. I rzeczywiście może troszkę zmienić swoją grę, natomiast z zachowaniem zdrowego rozsądku. Nie wywracam jej o 180 stopni. Staram się grać to, co czuję - podkreśla 26-letni przyjmujący. Siatkarskie przepisy. Co federacja, to obyczaj FIVB przy przepisach majstruje regularnie. W efekcie często w różnych rozgrywkach obowiązują odmienne wytyczne. W niektórych jeszcze niedawno siatkarze wciąż korzystali np. z przerw technicznych. W różny sposób funkcjonuje system challenge. W Lidze Mistrzów trener powinien przerwać akcję tuż po tym, gdy dostrzeże błąd przeciwnika. W innych rozgrywkach, np. w PlusLidze, może poprosić o weryfikację nawet po zakończeniu wymiany i wrócić do sytuacji sprzed kilkudziesięciu sekund. Nie brakuje też kontrowersyjnych pomysłów, które bezpośrednio nie wiążą się z grą, ale wpływają na odbiór i atmosferę widowiska. Przykład? Brak hymnów narodowych przed meczami tegorocznej Ligi Narodów oraz spotkaniami grupowymi igrzysk w Tokio. Również w przypadku interpretacji “kiwek" zmiana nie od razu zaczęła obowiązywać na wszystkich parkietach. - Może różnie było z tym na ME, a to z tego powodu, że to inna federacja (europejska centrala, czyli CEV - przyp. red.). I komunikat jeszcze nie zdążył trafić do wszystkich sędziów. W Polsce od początku sezonu staramy się jednak tego przestrzegać - przekonuje Maroszek, który jest również przewodniczącym Wydziału Sędziowskiego PZPS. Siatkówka stała się brudna? “Robimy krok wstecz" I choć zmianę dotyczącą “kiwek" FIVB wprowadziła z gracją słonia w składzie porcelany, w dodatku bezlitosnym cięciem, nie brak głosów, że kierunek jest właściwy. Takiego zdania jest również Drzyzga. Choć nie podoba mu się sposób wprowadzania zmian, przyznaje, że pchnięć w siatkówce było zdecydowanie za dużo. A to odbicia odróżniały ją przecież od piłki ręcznej czy koszykówki. - Gdyby ożywić nagle jakiegoś sędziego z moich czasów, obecni zawodnicy w ogóle nie pograliby w siatkówkę, bo co drugie odbicie byłoby nieczyste - mówi były reprezentant kraju. - Jestem zwolennikiem nowych przepisów, bo przekroczyliśmy to, co powinno być wartością, czyli umiejętność odbijania piłki, a nie trzymania. Za daleko poszliśmy w siatkówce z luzowaniem przepisów, dlatego teraz powrót jest trudny. Siatkówka była tak brudna, że już nieraz nie dało się patrzeć. Nety, tendencyjne kopanie piłki... Siatkówka przez moment się zagubiła, plażowa pomieszała się z halą. Maroszek: - Dlaczego pozwalaliśmy na coraz więcej? Bo wydawało się, że sytuacje, w których zawodnik dopchnie piłkę do bloku, a następnie dwóch zawodników się przepycha, są niezwykle widowiskowe. Dlatego było pozwolenie na takie interpretacje, by było więcej efektownych zagrań. Poszło to jednak za daleko i robimy krok wstecz. To naturalny proces, że takie niuanse się koryguje, mimo że brzmienie przepisów się nie zmienia. Szef polskich sędziów przekonuje, że w tym momencie wszyscy arbitrzy w Europie są już odpowiednio przeszkoleni. Mimo to PZPS stara się zabezpieczyć polskie drużyny przed niemiłymi niespodziankami, na przykład w europejskich pucharach. Polscy sędziowie rozpoczęli niedawno współpracę z włoskimi. Od tej pory dwie z trzech najsilniejszych lig Europy mają trzymać się wspólnej linii interpretacji kontrowersyjnych zagrań. - Myślę, że de facto narzucimy ją reszcie świata - ma nadzieję Maroszek. Drzyzga: - To trochę śmieszne, że Polska i Włochy próbują się dogadać. A czy my przypadkiem nie mamy europejskiej federacji, która za to odpowiada? Naszych działaczy oczywiście w ogóle nie ma w żadnym poważnym gremium, jedynie pan Przedpełski kręci się przy organizacji mistrzostw świata. Dlaczego my nie mamy wpływu na CEV? Dlaczego CEV nie umie zorganizować rozgrywek? To rodzi patologie. Damian Gołąb CZYTAJ TAKŻE:Marcelo Mendez oficjalnie trenerem ResoviiMistrz Polski pozyskał nowego zawodnika Siatkarki Grot Budowlani Łódź w zmysłowej sesji. "Kobieco i elegancko"