W 2014 roku Polska - po raz pierwszy w historii - organizowała mistrzostwa świata siatkarzy. To była kolejna wielka impreza w naszym kraju - ledwie dwa lata wcześniej organizowaliśmy piłkarskie Euro 2012. I choć to dwie zupełnie różne dyscypliny, jedno je łączyło. Mianowicie: arena meczu otwarcia. Został nią Stadion Narodowy w Warszawie. W pierwszym spotkaniu Polacy mierzyli się z Serbią. Tak tę konfrontację opisywał wysłannik Interii Robert Kopeć, który zasiadł na trybunie prasowej Stadionu Narodowego: Ostatecznie Polacy zwyciężyli 3:0 i w świetnym stylu rozpoczęli turniej. Później nabrali takiego rozpędu, że sięgnęli po złoto mistrzostw świata. 60 tysięcy kibiców na meczu siatkówki Całe mistrzostwa były organizacyjnym sukcesem, ale zwłaszcza mecz otwarcia - z 60 tysiącami kibiców na trybunach - odbił się szerokim echem na świecie. - Nie mogliśmy wymarzyć sobie lepszego otwarcia mistrzostw świata. Zobaczyliśmy wszystko to, co w siatkówce najpiękniejsze. Mecz na Stadionie Narodowym to absolutnie niesamowite doświadczenie. Zgromadzić tylu fanów wokoło boiska do siatkówki to absolutnie niewyobrażalne przeżycie. To idealne miejsce do rozgrywania takich meczów. Jestem zachwycony - mówił wówczas Richard Baker, dyrektor departamentu prasowego FIVB. Reprezentant Polski ustanowił kapitalny rekord. Przytłaczająca przewaga, medale o krok Według oficjalnych komunikatów, transmisja z tego wydarzenia dotarła aż do 160 krajów. To oznacza, że ceremonię otwarcia, mecz i obrazki z Warszawy oraz Polski oglądały miliony ludzi. - W 2012 roku gościliśmy UEFA Euro 2012, dziś wpatrzone w nas były oczy całego siatkarskiego świata. Cieszymy się, że tak ważne dla wszystkich fanów piłki siatkowej wydarzenie odbyło się właśnie na Stadionie Narodowym. Po raz kolejny mieliśmy okazję udowodnić, że wielofunkcyjna arena, którą zarządzamy, jest w ścisłej czołówce najlepszych na świecie - przekonywał niespełna 10 lat temu Mikołaj Piotrowski, rzecznik spółki PL.2012+, operatora Stadionu Narodowego. Piłka latała jak szalona na Stadionie Narodowym - To było coś nie do uwierzenia. Cały dzień, to nakręcanie się, przejazd na obiekt, tłumy. Nawet ten pierwszy trening, a potem przygotowania do meczu i wreszcie trzy sety z Serbami. Niebywałe. Jestem przekonany, że dla chłopaków, którzy tam grali - i dla kibiców, którzy mieli okazję być wtedy na trybunach - jest to wspomnienie, które zostanie z nimi na całe życie. Tak jak dla mnie - wspominał po ośmiu latach w rozmowie z TVP Sport Krzysztof Ignaczak, członek mistrzowskiej kadry. Alarmujące słowa na temat tego, co dzieje się z Wilfredo Leonem. "Ma chyba większe kłopoty" Ogromne siatkarskie widowisko miało jeden minus. Sufit zawieszony 70 metrów powyżej poziomu boiska sprawiał, że siatkarzom trudno było właściwie ocenić odległości. Obiekt nie jest przystosowany do siatkówki, przez co piłka - jak opowiadał Ignaczak - latała jak szalona. *** Polscy siatkarze wrócili na Stadion Narodowy w 2017 roku. Wtedy - na otwarcie mistrzostw Europy - ponownie zmierzyli się z Serbią. Tym razem musieli jednak uznać wyższość rywali, którzy zrewanżowali się za porażkę z 2014 roku, rozbijając gospodarzy 3:0. Jakub Żelepień, Interia