Zbigniew Czyż: Odnieśliście bardzo pewne zwycięstwo, choć w trzecim secie grająca o klasę niżej Legia napsuła wam trochę krwi. Jakub Popiwczak: No tak, w trzecim secie ręce się trochę bardziej spociły, bo gospodarze byli blisko doprowadzenia do czwartego seta. Na szczęście zrobiliśmy to co do nas należało i skupiamy się już na najbliższym meczu w lidze ze Skrą Bełchatów. Puchar Polski siatkarzy. Jakub Popiwczak: Ślizgaliśmy się, siatka nie była naciągnięta Jak zareagowaliście na warunki panujące w Białołęckim Ośrodku Sportu, w którym trenowaliście już dzień przed meczem? - Warunki i otoczka meczu nie była idealna. Jesteśmy przyzwyczajeni trochę do innych rzeczy, jeśli chodzi o temperaturę w hali, czy podłoże. Ślizgaliśmy się, podłoga była inna niż zazwyczaj. Jeszcze na rozgrzewce było naprawdę zimno, potem zrobiło się cieplej, przyszli kibice i nachuchali (śmiech). Siatka też nie była naciągnięta tak jak należy. Przez ostatnie dwa dni nasłuchałem się od kolegów bardzo dużo narzekania. Podczas treningu bolały nas palce, ręce były po prostu skostniałe. Jesteśmy jednak pracownikami klubu i musimy radzić sobie także w takich warunkach i robić to co do nas należy, czyli wygrywać. To wszystko trzeba było schować do kieszeni, chcieliśmy zagrać najlepiej jak potrafimy. Taka formuła Pucharu Polski, gdzie mistrz kraju może przyjechać na parkiet drugoligowca, to dla najlepszych polskich klubów dobre rozwiązanie? - Możemy narzekać na warunki jakie były w hali, ale z drugiej strony, ja jako kibic piłki nożnej bardzo lubię takie mecze, gdy teoretycznie dużo słabszy zespół mierzy się z faworytem. To jest piękne, że każdy może wygrać. Tak samo zrobiono teraz w naszej dyscyplinie i to cieszy. Z pewnością dzięki takiej decyzji podniesie się prestiż Pucharu Polski, doda większego smaczku tym rozgrywkom. Dla klubów z niższych lig i ich zawodników to na pewno super sprawa, takie okno wystawowe, wszyscy są dodatkowo zmotywowani, chcą się pokazać. Na siatkarskiej mapie Polski Legia jest obecnie bardzo nisko w hierarchii, ale czy sama nazwa klubu wywołała w panu jakiś dodatkowy dreszczyk emocji przed meczem? - Tak, wiem co Legia jako klub znaczy w Polsce i Europie. Ta nazwa zobowiązuje. Niedawno dowiedziałem się, że siatkarska Legia ma osiem tytułów mistrza Polski na swoim koncie, my tylko dwa więc nie pozostaje nam nic innego jak gonić w liczbie osiągnięć klub ze stolicy. Plus Liga. Jakub Popiwczak: Nie ma łatwych meczów Przechodząc do spraw ligowych, już w sobotę zagracie na wyjeździe z trzecią w tabeli Skrą Bełchatów. Po szesnastu kolejkach jesteście wiceliderem ze stratą dwóch punktów do prowadzącej ZAKSY Kędzierzyn-Koźle. Co może pan powiedzieć o poziomie obecnych rozgrywek? - Wyklarowało się 6-7 czołowych zespołów i gdy dochodzi do spotkań między nimi, to każdy może wygrać z każdym. Mamy ligę jeszcze mocniejszą niż rok wcześniej, zresztą mówię to już od 4-5 lat, poziom wciąż rośnie. Nie ma łatwych meczów, ale my jako mistrz Polski jadąc nawet do Bełchatowa nie mamy prawa się bać. Jedziemy tam na pewno po zwycięstwo. Naszym celem jest mistrzostwo Polski. Szkoda kilku straconych punktów, ale to już jest za nami. Mamy teraz serię wielu zwycięstw (12. przyp. red.) i mam nadzieję, że będzie trwała jak najdłużej. Świetnie spisujecie się w Lidze Mistrzów, trzy mecze i trzy zwycięstwa. Jastrzębski Węgiel jest już niemal pewny awansu do kolejnej rundy więc może nieco ulgowo podejdziecie do kolejnych spotkań? - Nie, każdy mecz będziemy traktować jak najbardziej poważnie, taki jest też styl pracy naszego trenera. Dla nas ważne są nie tylko zwycięstwa, ale także jak najwięcej wygranych setów. W ostatecznym rozrachunku to może być bardzo istotne w kontekście rozstawienia w kolejnej rundzie. Łatwiej potem będzie grać ze słabszym rywalem. W Lidze Mistrzów chcemy póki co wygrywać każdy mecz po 3-0, a w ogóle chcemy zajść w tych rozgrywkach jak najdalej i nawet je wygrać. Uważam, że polskie zespoły nie mają się czego obawiać na arenie międzynarodowej, co dobitnie pokazała w ubiegłym sezonie ZAKSA. Jesteśmy pełni optymizmu przed następnymi spotkaniami. Rozmawiał w Warszawie Zbigniew Czyż