Tauron Liga. W Pile wróciła nadzieja
Po ośmiu porażkach z rzędu siatkarki Enei PTPS Piła w poniedziałkowy wieczór pokonały Joker Świecie 3-1 odnosząc pierwsze zwycięstwo w tym sezonie ekstraklasy. "Jest radość, jest ulga, ale cały czas mamy chłodne głowy" - powiedział trener Adam Grabowski.

Ten sezon jest niezwykle trudny dla pilskiego klubu. Zaczęło się od niespodziewanej zmiany trenera na dwa tygodnie przed inauguracją rozgrywek - z funkcji szkoleniowca zrezygnował Mirosław Zawieracz, a zastąpił go Grabowski. Po dwóch meczach, zakończonych porażkami, w drużynie wykryto ognisko koronanwirusa i zespół musiał udać się na kwarantannę. Potem przyszedł kolejny cios - zmarł prezes i współzałożyciel klubu Radosław Ciemięga. Drużyna przegrywała mecz za meczem, dopiero po blisko dwóch miesiącach od rozpoczęcia ligi pilanki zapisały na koncie pierwsze punkty.
Przed spotkaniem z beniaminkiem ze Świecia Grabowski miał jednak powody do niepokoju. Jego zespół w ostatnim czasie więcej podróżował niż trenował.
"Wyjechaliśmy z Piły w poniedziałek w południe do Radomia. Krótko po wyjeździe poinformowano nas, że po meczu z Radomką mamy zagrać jeszcze dwa pojedynki z Developresem w Rzeszowie. Nie byliśmy nawet spakowani na tyle dni, do Piły wróciliśmy w sobotę nad ranem. Wieczorem tego samego dnia przeprowadziłem trening, który wyglądał źle. Spotkanie z Jokerem była dla nas czwartym w ciągu tygodnia" - opowiadał szkoleniowiec.
Mecz z Jokerem też nie rozpoczął się po myśli PTPS. Siatkarki ze Świecia, grające po raz pierwszy po kwarantannie (w zespole stwierdzono cztery przypadki zarażenia koronawirusem), prezentowały się znacznie lepiej i wygrały 25-15.
Pilanki, które wcześniej w ośmiu pojedynkach wygrały zaledwie seta, sprawiały wrażenie pogrążonych w marazmie i nic nie wskazywało, że to właśnie teraz nastąpi przełamanie.
"Co powiedziałem dziewczynom po pierwszym secie? Lepiej tego nie powtarzać... Nie graliśmy tego, co możemy, co potrafimy. To była jakaś totalna "stójka". Powiązane nogi, powiązane ręce i pozamykane głowy. Dopiero od drugiego seta zaczęliśmy realizować naszą taktykę i sposób gry" - przyznał Grabowski.
Gra pilanek nabrała rumieńców po wejściu na boisko rozgrywającej Sylwii Kucharskiej i atakującej Kolety Łyszkiewicz. Zaczął funkcjonować blok i obrona, a Łyszkiewicz z Natalią Skrzypkowską nie myliły się w ataku. To kilka piłek efektownie wybronionych, m.in. przez libero Annę Pawłowską, dały impuls całej drużynie.
"Mówiłem dziewczynom, żeby długo grać akcje, bo nie ma takiej możliwości, by po kwarantannie Joker był w optymalnej formie fizycznej. Dlatego wkurzałem się, gdy popełnialiśmy błędy w zagrywce, i to kilka z rzędu, albo zaraz po przyjęciu psuliśmy atak. To było podawanie ręki przeciwnikowi. Uważam, że ten zespół ma potencjał i jak tylko da się prowadzić, to jeszcze niejeden mecz wygramy" - podkreślił opiekun pilanek.
Siatkarki PTPS zostały już wytypowane jako główny kandydat do spadku, lecz wygrana z Jokerem przywróciła nadzieję na lepszą przyszłość. Do utrzymania się w ekstraklasie jeszcze jednak daleka droga, bowiem drużyna z Piły wciąż zajmuje ostatnią lokatę.
"Na pewno jest radość, jest ulga. Czekaliśmy na to zwycięstwo, choć przed meczem dziewczyny mówiły mi: "trenerze, spokojnie, wygramy". Odparłem im: "jakoś mnie nie przekonałyście, ale dobra, wierzę". Cały czas mamy jednak chłodne głowy. Skupiamy się na następnym treningu i na kolejnych meczach. A terminarz nie jest naszym sprzymierzeńcem, bo za tydzień w poniedziałek gramy ze Stalą Bielsko-Biała, a już zaledwie dwa dni później czeka nas bardzo ważne spotkanie we Wrocławiu" - podsumował Grabowski.
Marcin Pawlicki
