Rozwój siatkówki w Bełchatowie rozpoczął się w 1991 roku, kiedy patronat nad klubem objęła Elektrownia Bełchatów. Po dziesięciu latach Skra odniosła pierwszy duży sukces. W sezonie 2001/2002 sięgnęła po brązowy medal mistrzostw Polski. W sezonie 2004/2005 Skra zdobyła mistrzostwo Polski i zdominowała rozgrywki na sześć kolejnych sezonów. Spora w tym zasługa potężnego koncernu PGE, który od 2007 roku wspiera bełchatowian. Ikona Wlazły Dzięki sporym środkom finansowym menedżer Konrad Piechocki mógł zbudować potęgę. Oparł ją na Mariuszu Wlazłym, który od 12 lat nieprzerwanie broni barw Skry. Przez te wszystkie sezony przez klub z Bełchatowa przewinęło się mnóstwo gwiazd światowej siatkówki. Wystarczy wspomnieć Stephane’a Antigę, obecnego selekcjonera reprezentacji Polski, i Miguela Angela Falascę, który w poprzednim sezonie rozpoczął pracę trenera w Bełchatowie od zdobycia mistrzostwa Polski. Gra reprezentacji Polski od lat opiera się na siatkarzach z Bełchatowa. Pierwsze mistrzostwo dla "Pszczólek" zdobywali jeszcze Piotr Gruszka i Krzysztof Ignaczak. W drużynie Skry występowały takie gwiazdy kadry, jak Daniel Pliński, Marcin Możdżonek, Dawid Murek, Michał Bąkiewicz, Bartosz Kurek czy Michał Winiarski (wrócił do Skry przed obecnym sezonem). Sukcesy zdobywane tylnymi drzwiami Dominacji na krajowych parkietach nie udawało się jednak przełożyć na Ligę Mistrzów. Trzy razy Skra zdobyła medale w tych rozgrywkach: brązowe w roku 2008 i 2010 oraz srebrny w 2012. Trzeba jednak dodać, że zawsze bełchatowianie korzystali z tylnych drzwi przy awansie do turnieju finałowego. Prawo gry w Final Four uzyskiwali jako gospodarz. Do tej pory nigdy nie wywalczyli awansu do najlepszej czwórki drogą sportową. Najbliżej spektakularnego sukcesu Skra była w 2012 roku. Po dramatycznym finale w łódzkiej Atlas Arenie i kontrowersyjnej decyzji sędziów w końcówce tie-breaka, przegrała jednak z Zenitem Kazań 2:3. W tym samym czasie Skra utraciła pozycję hegemona w polskiej lidze. Przez siedem mistrzowskich sezonów wiele drużyn próbowało zrzucić bełchatowian z pierwszego miejsca. Starały się takie kluby, jak Jastrzębski Węgiel, AZS UWM Olsztyn czy Wkręt-Met Częstochowa. Sztuka ta udała się dopiero Asseco Resovii. Odbudowa potęgi Resovia to klub z dużymi tradycjami. Na początku lat 70. XX wieku cztery razy zdobywała mistrzostwo Polski, a w 1975 roku sięgnęła po drugie miejsce w Klubowych Mistrzostwach Świata. Od lat 80. w Rzeszowie nastąpił kryzys siatkówki, który udało się przełamać dopiero w XXI wieku. W sezonie 2003/2004 Resovia wróciła do najwyższej ligi i powoli zaczęła budować skład na miarę rywalizacji o mistrzostwo Polski. Ogromny wkład, podobnie jak w przypadku Skry, miał w te działania potężny sponsor - firma Asseco. Asseco to największa polska firma informatyczna notowana na giełdzie. Z jej usług korzysta ponad połowa banków w kraju, największe firmy ubezpieczeniowe, energetyczne i telekomunikacyjne. Przed sezonem 2006/2007 Asseco zdecydowało się wesprzeć Resovię. Spora w tym zasługa prezesa zarządu Adama Górala, silnie związanego z Rzeszowem, który biznes zaczynał od produkcji... keczupu. Transferowe hity Resovia postawiła na trochę inny sposób rozwoju niż Skra. Nie ściągała najlepszych zawodników z krajowych parkietów, ale sprowadzała zagranicznych siatkarzy. W 2009 roku do rzeszowian dołączył Olieg Achrem, który stał się liderem drużyny - zarówno sportowym, jak i mentalnym. W Asseco grali także mistrz olimpijski Ryan Millar czy wybitny włoski zawodnik Matej Cernić, ale mimo to klub pod wodzą Ljubomira Travicy nie osiągnął niczego spektakularnego. Przełom nastąpił po kupieniu Georga Grozera w 2010 roku i zatrudnieniu na stanowisku trenera Andrzeja Kowala. Potężnie atakujący Niemiec zachwycał grą na parkietach PlusLigi i doprowadził Resovię do złotego medalu w sezonie 2011/2012. Grozer odszedł jako bohater kibiców. Z drużyną Biełogorje Biełgorod najpierw wygrał mistrzostwo Rosji, a potem Ligę Mistrzów i Klubowe Mistrzostwa Świata. Obecnie jest uważany za jednego z najlepszych siatkarzy globu. Odejście Grozera nie przeszkodziło Resovii w powtórzeniu sukcesu i w 2012/2013 znowu sięgnęła po złoto mistrzostw Polski. W Lidze Mistrzów jednak nie było tak kolorowo. Rzeszowianie regularnie wychodzili z grupy, ale zacinali się w fazie play-off i nie mogli pokonać bardziej renomowanych przeciwników. Dlaczego teraz? Udało się to dopiero w tym roku. Oznacza to, że w półfinale Ligi Mistrzów zagrają ze sobą dwa polskie kluby! Jeden z nich na pewno zobaczymy w walce o najbardziej prestiżowe trofeum w europejskiej siatkówce klubowej! Historie obu klubów wyglądają niemal bajecznie. Zarówno Asseco, jak i Skra mają potężnych sponsorów, są doskonale zarządzane, a ich hale na każdym meczu wypełniają się fanatycznymi kibicami. Dlaczego więc dopiero teraz udało się odnieść tak spektakularny, historyczny sukces? Przecież nie tylko te dwa kluby mają spore ambicje. W turniejach finałowych Ligi Mistrzów grała także ZAKSA Kędzierzyn-Koźle i Jastrzębski Węgiel. Powód jest prosty. Pomimo wszystkich wymienionych wcześniej zalet, polskie kluby nadal nie dorównują pod względem finansowym europejskim potęgom. Nie mają prawa mierzyć się z rosyjskimi petrodolarami, o czym świadczy chociażby przypadek Grozera. Niemiec był gwiazdą uwielbianą przez kibiców, dobrze czuł się w Rzeszowie, ma żonę Polkę, ale potężna oferta z Rosji przekonałaby każdego... Tureckie kluby również nie żałują pieniędzy. Felipe Fonteles był w ZAKS-ie tym, kim Grozer w Rzeszowie. Zdecydował się jednak na odejście do Fenerbahce Stambuł. Najlepszych zawodników w Europie skupuje także Halkbank Ankara, który skusił przed tym sezonem Michała Kubiaka i Marcina Możdżonka. Dlatego tym bardziej należy cieszyć się z sukcesu Skry i Resovii, i docenić pracę wykonywaną przez polskie kluby, starające się dorównać europejskim krezusom siatkówki, a nawet je prześcignąć. Trzymamy kciuki! Grzegorz Zajchowski