A to kluczowa różnica, bowiem w siatkówce kobiecej zespoły pozaeuropejskie zawsze odgrywały niezwykle ważną rolę. Kiedyś były to Japonia, Kuba, potem Chiny, Brazylia, Stany Zjednoczone. Nie każdy mocny zespół europejski wytrzymywał konfrontację z siłami spoza kontynentu - chwilami Włoszki, teraz w Lidze Narodów zrobiła to Turcja, a w ostatnich latach na trwałe taką skuteczną rywalizację nawiązała Serbia. Polsce nie udało się to nigdy. Nawet w czasach, gdy polskie siatkarki zdobywały medale mistrzostw Europy i to złote w latach 2003 i 2005, nie zdołały nawiązać rywalizacji z resztą świata. Mistrzostwa świata w 2006 i potem 2010 roku wypadły fatalnie, na igrzyskach olimpijskich w Pekinie w 2008 roku także nie udało się osiągnąć sukcesu. Biało-czerwone nie wyszły wtedy z grupy, ustąpiły miejsca Kubie, USA, Chinom i Japonii. Polskie siatkarki od lat walczą, by wyjść z cienia mężczyzn. Na razie przegrywają W tym sensie występ Polek w Lidze Narodów już jest pewnym przełomem i przyniósł nam pierwszy medal światowej imprezy od 55 lat. Ostatni taki miały siatkarki na igrzyskach w Meksyku w 1968 roku. To jednak nie wszystko, bowiem w zasadzie w każdym meczu rozgrywanym w Lidze Narodów z zespołami pozaeuropejskimi Polki nawiązały równorzędną walkę i to wliczając także przegrany 0:3 półfinał z Chinkami. Tam Polski zagrały słabego pierwszego seta, ale w pozostałych dwóch walkę podjęły. Stefano Lavarini uczy Polki wygrywania na świecie Stefano Lavarini już na tym etapie stworzył zespół, który nie ma kompleksów wobec zespołów spoza Europy, co jest także pewnym pokłosiem Ligi Narodów. To rozgrywki często lekceważone jako towarzyskie i rozgrywane dla pieniędzy, ale dostarczają też ważnych punktów do rankingu, o czym Polki przekonały się najlepiej podczas obecnej edycji. To Liga Narodów wywindowała je tak wysoko. Liga Narodów dostarcza jednak także doświadczenia właśnie w konfrontacjach z zespołami spoza Europy, z którymi w przeciwnym razie można spotkać się jedynie na imprezach mistrzowskich. Jest w zespole Stefano Lavariniego ponadto klimat, który nawiązuje do dawnych, najlepszych tradycji polskiej siatkówki, chociażby epoki Andrzeja Niemczyka. On też był dość surowy pod kątem dyscypliny na boisku, ale jednocześnie wobec siatkarek zachowywał się jak trener-ojciec. Miał do nich podejście, dobrą rękę i Stefano Lavarini także ma. Polskie siatkarki sporo ryzykowały w USA. Decydowała ta jednak piłka Po latach wybierania na selekcjonerów trenerów, którzy nie potrafili takiej atmosfery stworzyć, teraz jest na to wreszcie szansa, a wówczas z polskich zawodniczek można wykrzesać dużo więcej niż nam się wydaje. Stefano Lavarini jest dopiero drugim cudzoziemcem w polskiej kadrze kobiet po Marco Bonitcie, ale pierwszym, który potrafi ten potencjał wycisnąć. Polska rośnie w siłę. Dojdą Wołosz i Smarzek A przecież do polskiej kadry niebawem dojdą jeszcze dwie niezwykle ważne zawodniczki - świetna rozgrywająca Joanna Wołosz oraz atakująca Malwina Smarzek. To niekoniecznie musi oznaczać automatyczne wzmocnienie zespołu, bo trzeba je umiejętnie wkomponować. Niewątpliwie jednak będzie oznaczało wzmocnienie potencjału. 18 sierpnia Polska rozpocznie w Gandawie mistrzostwa Europy. Zmierzy się tam w grupie ze Słowenią, Węgrami, Serbią, Belgią i Ukrainą. Miesiąc później, 16 września rozpocznie się turniej kwalifikacyjny do igrzysk olimpijskich. Polki zagrają w Łodzi z Włochami, USA, Niemcami, Tajlandią, Koreą Południową, Kolumbią i Słowenią. Awans zdobędą dwa czołowe zespoły, ale jeżeli Polsce się nie uda, awans do Paryża mógłby zapewnić jej sam ranking.