- Jesteśmy amatorkami i nie mamy żadnej ochrony. Jeśli powiesz w klubie, że zaszłaś w ciążę, jesteś wylana z automatu - opowiada Lugli dziennikowi "La Repubblica". - To jednak szokujące, że w 2021 roku ciąża u zawodniczki traktowana jest jako brak profesjonalizmu i karana tak jakbyś brała kokainę i wpadła na kontroli dopingowej - dodała. 38-letnia Lugli zauważyła, że jest w ciąży w marcu. Z klubu wyrzucono ją natychmiast po tym jak tylko go o tym poinformowała. Miesiąc później straciła dziecko. Kiedy poprosiła klub o wypłatę za luty, kiedy jeszcze normalnie grała i trenowała, dowiedziała się, że nie ma na to szans. Działacze Pordenone pozwali ją do sądu za straty, które poniósł klub. Po jej odejściu drużyna zaczęła seryjnie przegrywać. 8 marca w Dzień Kobiet siatkarka postanowiła opisać sprawę na Facebooku. "Chociaż nie jestem sportsmenką światowej sławy, chciałam opisać moją sytuację ku przestrodze innych kobiet uprawiających sport. Jak to możliwe, żeby ciąża uważana była za działanie na szkodę klubu?". W maju w sądzie ma pierwszą sprawę. Klub ma do niej żal także o to, że po stracie ciąży nie wróciła do gry. "Czułam się fatalnie: fizycznie i psychicznie" - tłumaczy zawodniczka. Sprawa Lugli stała się we Włoszech głośna. Narodowy związek sportowców poprosił o interwencję premiera Mario Draghiego i szefa Włoskiego Komitetu Olimpijskiego Giovanniego Malago. Chodzi o dogłębne zbadanie "zawstydzającej" sytuacji w jakiej znajdują się inne włoskie sportsmenki. Ale sprawa wykracza poza sport. - Mówić o wyroku dla Lary Lugli za zajście w ciążę jest łamaniem praw kobiet. Macierzyństwo nie może być traktowane jak przestępstwo - mówi szefowa Senatu Maria Elisabetta Alberti Casellati. Posłanka Partii Demokratycznej Laura Boldrini ma zamiar przedstawić sprawę w parlamencie.