Spotkanie Polaków z Łotyszami w upalne przedpołudnie oglądało ponad 10 tysięcy kibiców. Organizatorzy zrobili wielki show, a spiker nakręcał atmosferę i zachęcał do dopingu. "Kto za Łotwą, kto za Polską" - wykrzykiwał spiker i głośniejsze "jeeeeeee" dało się słyszeć, gdy wymieniał rywali Polaków. A wszystko to działo się w urokliwej scenerii, tuż przy Buckingham Palace w samym sercu Londynu. - Otoczka robiła duże wrażenie. Wychodząc na boisko, można było dostać gęsiej skórki. Pierwszy raz gramy na tak dużym turnieju. Ale nie, żadnej tremy nie było - przyznał po meczu Fijałek. - Większy doping jest chyba w Starych Jabłonkach, ale na pewno nie graliśmy jeszcze przed tak liczną publicznością - dodał z kolei Prudel. Debiutujący na igrzyskach polscy siatkarze wręcz znokautowali rywali w pierwszej partii. Łotysze przebudzili się i to oni dyktowali potem warunki gry. W tie-breaku od samego początku prowadzili różnicą kilku punktów. Finisz Prudla i Fijałka był nieco spóźniony - obronili trzy meczbole, ale przy kolejnej piłce nie mieli już szans. - Na tie-break wyszliśmy mocno skoncentrowani, ale dwa błędy w końcówce sprawiły, że przegraliśmy. Na pewno moja przerwa spowodowana kontuzją wpłynęła na naszą grę, aczkolwiek nie czuję żadnego bólu podczas meczu. Zgrania jednak brakuje - skomentował Fijałek. W kolejnym spotkaniu w poniedziałek Polacy zmierzą się z jedną z najmocniejszych par - Amerykanami Jacobem Gibbem i Seanem Rosenthalem. Niedawno przegrali z nimi w półfinale World Touru w Berlinie. - Amerykanie są faworytami tej grupy, mają świetny sezon, ale my zwykle z meczu na mecz się rozkręcamy. Musimy wyeliminować błędy i przestoje. W Berlinie przegraliśmy z nimi, ale w jednym z setów popełniliśmy aż osiem błędów. To nam się nie może przydarzyć - podsumował Fijałek. Na zakończenie fazy grupowej polscy siatkarze zmierzą się z rywalami z RPA. Do ćwierćfinału awansuje po dwie najlepsze drużyny z grup i dwie z trzecich miejsc z najlepszym bilansem. Pozostałe ekipy z trzecich lokat zagrają baraże.