Trzeci set finału Ligi Mistrzów. Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle prowadzi z Itasem Trentino 2:0, ale polskim kibicom na chwilę zamierają serca. Marcin Janusz, rozgrywający drużyny, pada na boisko z grymasem bólu. Do akcji wkraczają fizjoterapeuci. To powtarza się jeszcze parę razy, podobne problemy ma amerykański libero Erik Shoji. Na szczęście mecz kończy się w trzech setach - nie wiadomo, czy w innym wypadku Janusz i Shoji dotrwaliby do końca. Po spotkaniu rozgrywający przyznaje, że nie wyobraża sobie kilku lat gry z taką intensywnością przy obecnym kalendarzu rozgrywek. - Od trzeciego seta grałem ze skurczami. Apelujemy, bo zdajemy sobie sprawę, jak to wygląda. Oczywiście wychodzimy na boisko, jeśli trzeba. Ale mamy poczucie, że te głosy są obecne od kilku lat, a cały czas wszystko idzie w drugą stronę. Czujemy się trochę niewysłuchani - mówi dziś Janusz. Poważne kontuzje wśród siatkarzy. "Zagrożenie rośnie" Ledwie kilkanaście dni przed finałem Ligi Mistrzów ścięgno Achillesa zerwał Norbert Huber, inny zawodnik ZAKS-y. To przekreśliło jego marzenia o występie w mistrzostwach świata. Kontuzje dotknęły również Wilfredo Leona, który po zakończeniu sezonu musiał poddać się operacji kolana i nie wiadomo, czy zdąży wykurować się na mundial. Urazów nie brakuje już w trakcie sezonu reprezentacyjnego. Najgłośniej było o kontuzji Alana Souzy. Jeden z najlepiej punktujących zawodników pierwszej części Ligi Narodów zerwał ścięgno Achillesa w meczu z Iranem. Wcześniej Brazylijczyk stracił cały sezon przez kontuzję stawu skokowego. Po kolejnym urazie kolegi nie wytrzymał Bruno Rezende. Doświadczony rozgrywający, złoty medalista igrzysk olimpijskich i mistrzostw świata, wystosował w mediach społecznościowych mocny apel. “W związku z tym, z czym musimy mierzyć się w światowym kalendarzu siatkówki, nie mogę milczeć. Każdego dnia widzimy coraz więcej kontuzji i problemów, ale wciąż nie dbamy o sportowców, którzy są bohaterami show. Będziemy nadal robić to, co kochamy, walczyć za nasz kraj i kluby, ale nie możemy się doczekać zmian, które pomogą troszczyć się o zdrowie fizyczne i psychiczne sportowców" - napisał Brazylijczyk. Wtóruje mu inny czołowy rozgrywający Simone Giannelli. Kiedy zapytaliśmy Włocha o apel Rezende, przyznał, że siatkarski kalendarz stwarza sporo problemów. - Trudno utrzymać nam wysoki poziom w każdym meczu. To niebezpieczne, rośnie zagrożenie kontuzjami. Lubimy grać w siatkówkę, chcemy to robić przez całe życie. Ale kalendarz jest trochę przepełniony. Mam nadzieję, że razem będziemy w stanie to zmienić - podkreśla. CZYTAJ TEŻ: Kiedyś nie wierzył w siebie. Dziś ma być filarem reprezentacji Polski Mecz co trzy i pół dnia. "Dzieci cały czas na mnie czekają" Temat nie jest nowy. W przeszłości w podobnym tonie wypowiadało się wielu siatkarzy, z Michałem Kubiakiem na czele. Kapitan reprezentacji Polski stwierdził, że siatkarze są traktowani "jak maszynki do robienia pieniędzy". Jastrzębski Węgiel wyliczył, że jego zawodnicy rozegrali w ostatnim sezonie 51 meczów - pojawiali się na boisku średnio co trzy i pół dnia. Huber w rozmowie z Interią dodał, że ZAKSA gra jeszcze więcej, a w dodatku musiała odbyć dwie podróże na Syberię. To efekt walki na trzech frontach: w PlusLidze, Pucharze Polski i Lidze Mistrzów. - Nie mamy czasu na odpoczynek. Jest naprawdę ciężko. Grałem w tym roku w finale Ligi Mistrzów, rozegrałem prawie 60 meczów w klubie. W stu procentach jestem z Bruno - zaznacza Marko Podrascanin. Serbski środkowy na co dzień występuje w Itasie Trentino. Jego klub w ostatnich dwóch latach walczył z ZAKS-ą o najważniejsze klubowe trofeum. 34-letni zawodnik zwraca uwagę na coś więcej niż tylko problemy fizyczne zawodników. - W październiku skończyliśmy mistrzostwa Europy w Polsce, a po nich natychmiast przyjechałem do klubu, do Trentino. I zostałem tam do końca maja. Nie miałem nawet trzech dni, żeby pojechać na wakacje, spędzić czas z rodziną. Mam dwójkę dzieci, które cały czas na mnie czekają. To naprawdę trudne, nawet pamiętając, że gram we Włoszech od 15 lat i wydaje się, że powinienem być do tego przyzwyczajony. Musimy mieć chociaż trzy dni wakacji - podkreśla. Nie tylko nadmiar meczów. Problemem również podróże Władze światowej i europejskiej siatkówki pozostają jednak głuche na te apele. W tym roku po raz kolejny zmieniono system rozgrywania Ligi Narodów. Nowy format zakłada trzy turnieje w różnych częściach świata. Rywalizacja odbywała się więc m.in. w Kanadzie, na Filipinach i w Japonii. To oznacza nie tylko 12 meczów w fazie zasadniczej, ale i tysiące kilometrów podróży. - W tym roku mamy komfort, bo rozgrywaliśmy dwa turnieje w Europie, które nie wymagały dużych podróży. Ale są drużyny, które cały czas latają między kontynentami. To na pewno nie odbija się dobrze na zdrowiu zawodników - zauważa Jakub Kochanowski. Środkowy reprezentacji Polski w ostatnim sezonie również był nękany kontuzjami. Dziś przyznaje, że musiał nauczyć się grać z bólem, a podobne problemy ma wielu zawodników. Podrascanin: - Sezon jest zbyt długi. Kibice chcą oglądać siatkówkę na najwyższym poziomie, zwłaszcza w Lidze Narodów. Dla nas to świetnie, że możemy podróżować po całym świecie i ją pokazywać. Ale myślę, że to, co dzieje się teraz, to już zbyt wiele. Jestem pewien, że gdybym dostał kilka dodatkowych dni wolnego, chciałbym jechać na turniej do Australii, Ameryki Południowej czy Japonii. Byłem tam kilka razy, wiem, że czeka tam sporo kibiców. Widzieliśmy to na Filipinach, gdzie na meczach było mnóstwo ludzi. Potrzebujemy jednak więcej czasu na odpoczynek. Giannelli: - Lubię podróżować, ale obecny system Ligi Narodów jest naprawdę trudny. Jeszcze więcej meczów w polskiej lidze. "Ktoś powinien zacząć myśleć o naszym zdrowiu" Mimo że kalendarz nie jest z gumy, meczów i podróży wciąż przybywa. Pod koniec czerwca FIVB podpisała dziewięcioletnią umowę partnerską z Azjatycką Konfederacją Siatkarską. To najprawdopodobniej oznacza kolejne turnieje na Filipinach. Polska nie jest jednak wyjątkiem na siatkarskiej mapie. PlusLiga niedawno ostatecznie zatwierdziła nowy kształt rozgrywek. Po raz pierwszy będzie w nich uczestniczyć drużyna z Ukrainy, Volley Club Barkom Lwów. Ligę poszerzono z 14 do 16 zespołów, co oznacza cztery dodatkowe mecze w fazie zasadniczej. Do tego rozbudowana została faza play-off - od teraz na wszystkich jej etapach, już od ćwierćfinałów, zespoły będą rywalizować do trzech, a nie dwóch zwycięstw. Władze ligi argumentują, że dzięki temu liga będzie bardziej atrakcyjna i sprawiedliwa. To oznacza jednak jeszcze większe natężenie spotkań dla najlepszych. I to nawet mimo skrócenia o dwa mecze rozgrywek Pucharu Polski. - Z tego, co widać i słychać po naszej lidze, włodarze cały czas dokładają mecze, niekoniecznie zwracając uwagę na to, jak się czujemy. Niekoniecznie patrząc na to, że jest coraz więcej poważnych kontuzji. Podpisuję się pod apelem Bruno Rezende, że ktoś powinien zacząć myśleć o naszym zdrowiu, a nie tylko o tym, ile biletów zostanie sprzedanych na mecz - mówi Kochanowski. CZYTAJ TEŻ: Zmiany w kadrze siatkarzy. "To był ostatni moment" O gwiazdy trzeba dbać, ale "nie ma jednego rozwiązania na wszystkie problemy" Nie wszyscy jednak zmagają się z tak dużymi obciążeniami. Gdy zapytaliśmy o kwestię kalendarza Marka Lebedewa, trenera reprezentacji Słowenii, zwrócił uwagę, że część zawodników rozgrywa zdecydowanie mniej meczów. - Kalendarz nie dla wszystkich jest taki sam. Bruno, zawodnicy ZAKS-y czy Trentino, mają około 55 meczów w klubie. Ale już Rok Możić (reprezentant Słowenii - przyp. red.) rozegrał ich tylko 30. A kiedy spojrzeć na zawodników z innego poziomu, na przykład australijskich - oni grają już tylko 25 meczów w sezonie klubowym i kończą rozgrywki w marcu. Bruno ma zupełną rację, ale rozwiązanie jego problemów nie jest uniwersalnym wyjściem dla wszystkich. Zgadzam się, że trzeba dbać o wielkich zawodników, wielkie gwiazdy, ale nie ma jednego rozwiązania na wszystkie problemy - twierdzi Australijczyk z polskim paszportem. Jak więc pogodzić interesy gwiazd i światowej siatkówki? Podrascanin wierzy, że kalendarz uda się zreformować. - Nie jesteśmy sami. Jeśli się nie mylę, dzięki postawie zawodników prawie wszystkie ligi w Europie dostaną kilka dodatkowych dni wolnego. Musimy rozmawiać ze wszystkimi: z CEV, z FIVB. Spora część działaczy tych organizacji była siatkarzami. Rozumieją nas - przekonuje. 25 spotkań w trzy miesiące. "Możemy tylko apelować" W polskiej kadrze takiego optymizmu nie widać. Podopieczni Nikoli Grbicia widzą na co dzień choćby desperackie zmagania z kontuzją Bartosza Bednorza, który stara się grać, mimo że niedawno miał problemy z łokciem, a później z kręgami szyjnymi. Tego lata reprezentacja Polski rozegrała 10 meczów, do zakończenia fazy zasadniczej Ligi Narodów pozostały jeszcze dwa. Potem czekają ją mecze w turnieju finałowym w Bolonii, Memoriale Huberta Wagnera oraz mistrzostwach świata. Jeśli we wszystkich rozgrywkach będą do końca walczyć o medale, łącznie uzbiera się 25 spotkań w trzy miesiące. - Jesteśmy na tyle świadomymi zawodnikami, że znamy limity swojego organizmu. A on często daje znać, że gry jest już za dużo. A tu kolejny mecz i kolejny. Dowiadujemy się, że w przyszłym sezonie będzie ich jeszcze więcej. Reagujemy więc tak, jak możemy. A możemy tylko apelować - rozkłada ręce Janusz. CZYTAJ TEŻ: Prawie pobił swój rekord. Wywalczy miejsce w podstawowym składzie reprezentacji Polski?