Ogromną frajdę sprawili nasi siatkarze, zdobywając po raz pierwszy w historii złoty medal mistrzostw Europy. Sukces tym większy, że przed wylotem do Turcji nie do końca było wiadomo, na co stać naszą reprezentację. Nowy trener Daniel Castellani nie mógł skorzystać z usług trzech podstawowych zawodników: Mariusza Wlazłego, Sebastiana Świderskiego i Michała Winiarskiego. Argentyńczyk postawił na połączenie doświadczenia (Paweł Zagumny, Piotr Gruszka, Daniel Pliński, Piotr Gacek, Krzysztof Ignaczak, Michał Bąkiewicz) z młodością (Bartosz Kurek, Jakub Jarosz, Marcin Możdżonek, Zbigniew Bartman, Marcel Gromadowski, Paweł Woicki, Michał Ruciak, Piotr Nowakowski). Wybór selekcjonera okazał się być strzałem w dziesiątkę. Celem Castellaniego, jak sam mówił przed wylotem, była pierwsza czwórka. Jednak to, czego Polacy dokonali nad Bosforem przeszło najśmielsze oczekiwania. Złoty medal "Biało-czerwoni" wywalczyli w pięknym stylu, pozostawiając w tyle takie potęgi jak Rosja, Włochy czy Serbia. W Turcji rozbłysła gwiazda Bartosza Kurka, a przestawiony z konieczności na pozycję atakującego Piotr Gruszka, rozegrał bodaj najlepszy turniej w karierze, okraszony złotym medalem i tytułem MVP mistrzostw. Siatkarki nie chciały być gorsze od swoich kolegów. Czempionat Starego Kontynentu kobiet rozgrywany był w Polsce, a presję z tym związaną Anna Barańska i jej koleżanki wytrzymały znakomicie, kończąc turniej na 3. miejscu. Przypomnieć należy, że brązowy medal rodził się w bólach. Trener Jerzy Matlak, który objął reprezentację po Marco Bonittcie, miał mnóstwo problemów. Z różnych względów z kadry wypadło mu wiele kluczowych zawodniczek z Małgorzatą Glinką-Mogentale, Dorotą Świeniewicz i Katarzyną Skowrońską-Dolatą na czele. Doświadczony szkoleniowiec zebrał rozsypaną kadrę i rozpoczął pracę, żeby występ przed własną publicznością nie zakończył się kompromitacją. Pierwsze mecze ME nie nastrajały optymistycznie i wiele osób postawiło krzyżyk na reprezentacji siatkarek. Do tego doszła osobista tragedia trenera Matlaka, którego żona w trakcie mistrzostw poważnie zachorowała. Krytyka i problemy osobiste selekcjonera zmobilizowały zawodniczki, które z meczu na mecz grały coraz lepiej, a wspaniały triumf nad mistrzyniami świata - Rosjankami otworzył im drogę do upragnionego półfinału. W walce o finał "Biało-czerwone" nie sprostały Holenderkom, ale w meczu o 3. miejsce z Niemkami udowodniły, że w pełni zasłużyły na medal ME. Rozgrywany w Polsce turnieju zakończył się sukcesem sportowym, a także organizacyjnym. Polska udowodniła, że jest w stanie organizować najważniejsze siatkarskie imprezy na wysokim poziomie. Rok 2009 był także udany dla naszych reprezentacji w eliminacjach mistrzostw świata. Panowie wywiązali się z roli faworyta i wygrali turniej w Gdyni. Panie wywalczyły awans podczas zawodów w Rzeszowie. Na krajowym podwórku warto odnotować piąty z rzędu tytuł mistrza Polski wywalczony przez PGE Skrę Bełchatów. Skra z bardzo dobrej strony pokazała się także w klubowych mistrzostwach świata. Podopieczni Jacka Nawrockiego okazali się tam lepsi od m.in. brazylijskiego Cimedu i rosyjskiego Zenitu Kazań. W wielkim finale Skra musiała uznać wyższość włoskiego Trentino Betclic. Systematyczna praca wykonywana w Bełchatowie przynosi owoce. Wypada życzyć, żeby nowy rok był dla siatkarek, siatkarzy, trenerów i nas kibiców równie udany, jak ten mijający. A w 2010 roku czekają nas przecież m.in. mistrzostwa świata, w których liczymy na sukcesy polskiej siatkówki. Tym bardziej, że potencjał jest, co udowodnił 2009 rok.