Drużyna z Bełchatowa w tym sezonie LM po raz drugi okazała się lepsza od mistrzów Słowenii. Dwa tygodnie temu podopieczni trenera Philippe'a Blaina zwyciężyli w Lublanie 3:1 i była to ich pierwsza wygrana w sezonie. W rewanżu przed własną publicznością powtórzyli ten wynik, choć musieli radzić sobie bez kontuzjowanych Artura Szalpuka i Kacpra Piechockiego. Gospodarze mecz zaczęli jednak w wymarzony sposób. Za sprawą m.in. świetnie zagrywającego Nikołaja Penczewa prowadzili 6:0. Tak dobra zaliczka pozwoliła bełchatowianom na grę na większym luzie, co nie przeszkodziło im utrzymać jakości. W krótkiej chwili słabości pozwolili jedynie gościom zbliżyć się najwyżej na cztery punkty (18:14). Ten set zakończył się tak jak się rozpoczął, czyli od skutecznych serwisów Penczewa i pomyłki w ataku Zigi Sterna. Dużo trudniejsza przeprawa czekała gospodarzy w drugiej odsłonie. Przegrywali w niej 2:5, 5:9, 13:16 i długo nie mogli dogonić rywali. Dopiero po drugiej przerwie technicznej zdobyli pięć punktów z rzędu obejmując prowadzenie (18:16). Bardzo dobrze spisywali się Mariusz Wlazły i Srecko Lisinac, których skuteczne ataki zwiększyły dystans do 22:18. To nie był jednak koniec emocji, bo serię pięciu punktów z rzędu zanotowali również przyjezdni, odwracając wynik na swoją korzyść (23:22). Ostatnie słowo należało do bełchatowian, a konkretnie do pewnie serwującego Michała Winiarskiego i dobrze dysponowanego tego dnia Nicolasa Uriarte, który w ostatniej akcji w tym secie zatrzymał blokiem Jana Pokersnika. Mistrzowie Słowenii charakter i siatkarskie umiejętności pokazali w trzeciej partii, która przebiegała pod ich dyktando. Po podwójnym ataku Sterna prowadzili 15:7. Do końca tej partii wygrana przyjezdnych nie była zagrożona, tym bardziej że PGE Skra tylko chwilami prezentowała się tak jak we wcześniejszych odsłonach. Wyrównany był początek czwartego seta, ale od przerwy technicznej (8:6) siatkarze z Bełchatowa budowali przewagę. Po asie serwisowym Wlazłego prowadzili 13:8, lecz dopiero po kolejnych zagrywkach Penczewa (20:14) mogli czuć się bliżej zdobycia trzech punktów. Ich wygraną w tym secie i w całym meczu przypieczętował blok Jurija Gładyra na Apostolosie Armenakisie. W kolejnym spotkaniu 14 lutego PGE Skra zmierzy się na wyjeździe z włoskim Azimutem Modena. We wtorek w innym meczu 4. kolejki gr. D Azimut pokonał na wyjeździe 3:0 SCM "U" Craiova, dzięki czemu mistrzowie Włoch z 11 punktami umocnili się na prowadzeniu w tabeli. PGE Skra Bełchatów - ACH Volley Lublana 3:1 (25:17, 25:23, 20:25, 25:17) PGE Skra: Nicolas Uriarte, Srecko Lisinac, Michał Winiarski, Jurij Gładyr, Mariusz Wlazły, Nikołaj Penczew - Robert Milczarek (libero) - Bartosz Bednorz, Bartosz Kurek. ACH: Maksim Buculjevic, Ziga Stern, Diko Puric, Jan Kozamernik, Apostolos Armenakis, Jan Pokersnik - Jani Kovacic (libero) - Andrej Flajs, Stjepan Juric. Po meczu powiedzieli: - Wysokie prowadzenie w pierwszym secie nie uśpiło nas. Na tym poziomie taki wynik nie prognozuje dobrego spotkania do końca. Każda odsłona jest nową wojną, którą trzeba wygrać i do każdego seta trzeba się przygotować. Tak też było dziś, kiedy wygraliśmy kontrolowanego pierwszego seta, ale następne były wygrywane już przez nas dużo ciężej. Zdarzają nam się słabsze okresy gry i szkoda, że pojawiają się one we fragmentach setów, w których tracimy sporo punktów i trudno jest je już odrobić. Ale siatkówka to gra błędów. Gdybyśmy znali pytanie na odpowiedź o nasze przestoje, to pewnie by ich nie było. Ciągle szukamy tej odpowiedzi - ocenił kapitan Skry, Mariusz Wlazły. - Cieszymy się z tego zwycięstwa, bo poprawiło ono naszą sytuację w grupie Ligi Mistrzów. Dobrze, że po ligowej porażce w Rzeszowie z Asseco Resovią wróciliśmy na właściwe tory. Mam nadzieję, że kolejne spotkania w tych rozgrywkach będą wyglądały podobnie. Ale nikogo nie lekceważymy, także drużyny SCM "U" Craiova, bo mistrzowie Rumunii pokazali w pierwszym meczu, że trzeba na nich uważać - stwierdził atakujący Skry, Bartosz Kurek. - Cieszę się, że w końcu dostałem szansę gry i mogłem ją wykorzystać w taki sposób. Najbardziej jestem jednak zadowolony, że udało nam się ten mecz wygrać. To było ciężkie spotkanie, ale sami gramy raz dobrze, raz źle i nie potrafimy tego wyrównać. Po pierwszym secie można było spodziewać się, że wygramy 3:0, ale chyba później brakowało nam koncentracji. Ważny jest jednak końcowy efekt i to, że nadal liczymy się w Lidze Mistrzów - powiedział przyjmujący Skry, Bartosz Bednorz.