Earvin Ngapeth to jeden z najlepszych siatkarzy ostatniej dekady. Przez lata był porównywany do Wilfredo Leona i wśród ekspertów trwały dyskusje, który z tej dwójki powinien być nazywany najlepszym siatkarzem świata. Choć wydawało się, że w ostatnich sezonach nieco spuścił z tonu, w 2024 roku jeszcze raz udowodnił klasę - poprowadził reprezentację Francji do złota igrzysk olimpijskich w Paryżu. W dodatku sam został wybrany MVP turnieju. I choć ten wybór wzbudził nieco wątpliwości, to jednak z pewnością 33-letni Francuz udowodnił, że jest za wcześnie, by wyrzucać go poza nawias światowej czołówki. I to mimo licznych skandali, które przez lata były jego udziałem - we Włoszech przyłapano go za jazdę pod wpływem alkoholu, w Brazylii trafił do aresztu. Po świetnych igrzyskach aż do drugiej połowy września pozostawał jednak bez klubu - a przecież siatkarskie transfery, zwłaszcza tak wielkich gwiazd, są zwykle dopinane już na początku roku. Faworyci szli jak burza, nagle zapaść. Asseco Resovia miała jeden problem Earvin Ngapeth zaskoczył wszystkich. "To nie sen" Wśród potencjalnych pracodawców Ngapetha przewijały się kluby z Rosji, ale również z Polski. W spekulacjach pojawiły się ZAKSA Kędzierzyn-Koźle i Trefl Gdańsk. Ostatecznie we wrześniu francuski przyjmujący na krótko związał się z klubem z Indonezji, Jakarta Bhayangkara Presisi, z którym wystąpił w Klubowych Mistrzostwach Azji - towarzyszył mu zresztą kolega z kadry Jean Patry. Mistrz Indonezji Azji nie podbił - przegrał w półfinale turnieju - a Ngapeth nie zamierzał spędzać całego sezonu w Indonezji. Zdecydował się jednak na sensacyjny ruch. Sfinalizował rozmowy ze Stade Poitevin, które oficjalnie ogłosiło transfer dwukrotnego mistrza olimpijskiego. Transfer był tak nieprawdopodobny, że sam klub przy okazji zaprezentowania Ngapetha upewnił kibiców, że to nie żaden żart ani pomyłka. Ngapeth poszedł więc śladami Bartosza Kurka. Kapitan reprezentacji Polski po kilku latach spędzonych za granicą - najpierw we Włoszech, potem w Japonii - zdecydował się na powrót do ojczyzny i grę w ZAKS-ie. Ngapeth wraca zaś do Francji po aż 13 latach - w tym czasie występował w klubach z Włoch, Niemiec i Turcji, a "gościnnie" występował też we wspomnianej Indonezji, Iranie oraz Katarze. Kontrakt Ngapetha we Francji jest tym bardziej sensacyjny, że sam siatkarz jeszcze niedawno zapowiadał, że czeka na umowę, która zapewni mu astronomiczne zarobki. "Nie fatygujcie się teraz pisaniem o klubie, w którym zagram w kolejnym sezonie. Albo przyjdą do mnie z najlepszą ofertą w historii, albo przedłużamy wakacje z panią Ngapeth" - pisał siatkarz na Instagramie. Trudno przypuszczać, by francuski klub przebił oferty z zagranicy. Najwyraźniej jednak wakacje Ngapethowi już się znudziły. W lidze francuskiej będzie zdecydowanie gwiazdą numer jeden. Po raz ostatni występował na francuskich parkietach w 2011 r., w barwach Tours VB.