Itas Trentino miało w niedzielę szansę do zorganizowania ogromnej fety. Włosi nie dali Jastrzębskiemu Węglowi najmniejszych szans w finale Ligi Mistrzów i sięgnęli po to trofeum po 13 latach przerwy. Co ciekawe, już wiemy na pewno, że zespół prowadzony przez Angelo Lorenzettiego nie będzie miał okazji do obrony trofeum za rok. Szybkie trzy sety wystarczyły Włochom w niedzielę Wydawać by się mogło, że przed niedzielnym finałem to zawodnicy Jastrzębskiego Węgla mieli większą motywację do wygrania. Pierwszym powodem była, rzecz jasna, ubiegłoroczna porażka w ostatnim meczu rozgrywek. Poza tym mieli okazję do zgarnięcia podwójnej korony po tym, jak zostali mistrzami Polski. A skoro o Polsce mowa, to ewentualny triumf w niedzielę pozwoliłby zespołom znad Wisły ustrzelić swoistego hat-tricka, czyli zwycięstwo we wszystkich trzech europejskich pucharach. Wcześniej po Puchar CEV sięgnęła Asseco Resovia Rzeszów, zaś Puchar Challenge padł łupem Projektu Warszawa. Do trzech policzyli jednak tylko siatkarze z Włoch. Itas Trentino bez najmniejszych problemów rozbił Jastrzębski Węgiel w trzech setach, nie dając swoim przeciwnikom większych szans na reakcję. Zdobywcy Ligi Mistrzów bez szans na obronę trofeum Słynne sportowe porzekadło mówi o tym, że najtrudniej nie jest na szczyt wejść, ale na nim się utrzymać. Przekonać o tym nie zdołają się jednak siatkarze Itas Trentino. W niedzielę świętowali wielki sukces, bo po raz ostatni triumfowali w Lidze Mistrzów w 2011 roku. Pewne jest jednak, że nie obronią tytułu. Powód takiego stanu rzeczy jest prosty - zespół z Trentino zajął we włoskiej lidze zaledwie czwarte miejsce. Kluczowe okazały się dla nich niedawne starcia z Powervolley Milano. Wyniki 3:2, 2:3, 0:3 i 1:3 sprawiły, że mistrz kraju z 2023 roku nie zdołał wylądować na podium. Tym samym w przyszłym sezonie czeka ich rywalizacja w Pucharze CEV, a w Lidze Mistrzów Włochów reprezentować będą takie ekipy, jak Sir Safety Perugia, Volley Milano i wspomniana Powervolley Milano.