Ryszard Czarnecki jako członek Prezydium Zarządu Polskiego Komitetu Olimpijskiego, a także wiceprezes do spraw międzynarodowych Polskiego Związku Piłki Siatkowej, oglądał na żywo igrzyska olimpijskie w Tokio. Dzieli się z nami wrażeniami z Japonii i przemyśleniami, co zrobić, aby polska reprezentacja na igrzyskach zdobywała więcej medali i, co także istotne, w większej liczbie dyscyplin. Niedawno został zgłoszony przez Dolnośląski Związek Piłki Siatkowej jako kandydat w wyborach na prezesa PZPS. Ostatecznej decyzji, czy w nich wystartuje podczas Zjazdu Sprawozdawczo-Wyborczego Polskiego Związku Piłki Siatkowej zaplanowanego na koniec 27-28 września, jeszcze nie podjął. Zbigniew Czyż, Interia.pl: Mówi się, że kondycję olimpizmu w danym kraju dobrze oddaje liczba medali zdobyta na igrzyskach w lekkoatletyce, pływaniu i sportach zespołowych. W Tokio nasi reprezentanci wywalczyli 14 medali, w tym 9 w lekkoatletyce, ale ani jednego w pływaniu i grach zespołowych. W jakim zatem miejscu jest polski sport? Ryszard Czarnecki: europoseł, członek Prezydium Zarządu PKOl, wiceprezes PZPS: Dostrzegam jedną niepokojącą tendencję, takie źródło niepokoju w morzu sukcesów, jakie jednak w Tokio osiągnęliśmy. To o czym mało się mówi, mianowicie to, że z każdą edycją igrzysk zmniejsza się liczba dyscyplin w których Polacy zdobywają medale. W Pekinie w 2008 roku nasi reprezentanci wywalczyli medale w ośmiu dyscyplinach, cztery lata później w Londynie w siedmiu, w Rio de Janeiro w sześciu, a teraz w Tokio już tylko w pięciu. To nie jest dobre. Oczywiście można powiedzieć, że czasami zabrakło milimetrów, ale mówimy o faktach. I jest rzecz, którą trzeba przemyśleć i przeanalizować po to, żeby wrócić do szerszej podstawy dyscyplin, które przynoszą nam medale. Tutaj podam przykład Węgier. Oni zawsze, poza jednym wyjątkiem, licząc od igrzysk w Moskwie w 1980 roku, zdobywali na igrzyskach więcej medali niż my, zwłaszcza złotych. Teraz też byli lepsi, zdobyli sześć złotych krążków, my cztery. Skąd się to bierze? Postawili na pływanie, zapasy i kajakarstwo. Do tego mają jeszcze mocną chociażby piłkę wodną. Myślę, że czekają nas mądre i większe inwestycje w sport. Węgry, które są biedniejszym od nas krajem, patrząc przez pryzmat PKB na jednego mieszkańca, inwestują w sport więcej niż Polska. Czekają nas w najbliższych latach większe, bardziej długofalowe inwestycje w sport? - To jest dyskusja którą odbędziemy jako prezydium władz Polskiego Komitetu Olimpijskiego, myślę, że także na szczeblu rządowym. Musimy przygotować pewną długofalową strategię. Nieprzypadkowo Francja zdominowała na ten moment gry zespołowe, bo już teraz, na trzy lata przed igrzyskami w Paryżu, przygotowuje się do nich. Brytyjczycy po klęsce w Atlancie, gdzie zdobyli tylko jeden złoty medal, zupełnie zmienili system finansowania sportu wyczynowego, priorytety i hierarchię ważności, i mają teraz tego efekty. Jest pan wiceprezesem Polskiego Związku Piłki Siatkowej i z bliska oglądał poczynania naszej siatkarskiej reprezentacji w Tokio. Nadzieje kibiców były spore, mówiono nawet o złotym medalu, a tymczasem nie udało się nam awansować nawet do półfinału. Czuje pan z tego powodu zawód czy jednak po czasie nieco inaczej patrzy na to niepowodzenie? - Wiadomo, że to boli i będzie boleć. Może nawet przez lata. Przegraliśmy po tie-breaku z jak się później okazało mistrzami olimpijskimi mecz, który pewnie można było w trochę innych okolicznościach wygrać. Ale to już jest za nami. Przed nami mistrzostwa Europy, które odbędą się czterech krajach, w tym u nas od początku do końca. Kibice w Polsce oczekują rewanżu za igrzyska i mają rację. My w tych mistrzostwach bronimy brązowego medalu sprzed dwóch lat. Wierzę, że mecze kwalifikacyjne w Krakowie, potem ćwierćfinały w Gdańsku oraz spotkania finałowe w katowickim Spodku pokażą polski power siatkarski. Wierzę w chłopaków i w to, że to będą dla nas udane mistrzostwa. A co jeśli chodzi o rozliczenie z igrzyskami? - Wolałbym, żebyśmy się teraz na tym nie skupiali tylko na czekającym nas Euro. Dopiero po nich będziemy poddawać analizie igrzyska w Tokio. Selekcjoner Vital Heynen powinien zostać po mistrzostwach w dalszym ciągu trenerem naszej kadry? - Vital Heynen ma ważny kontrakt do mistrzostw Europy. Zarówno on, jak i kibice, my wszyscy powinniśmy się skupić nad tym, aby zapewnić naszej drużynie idealne warunki do tego, aby powalczyła o medal, o obronę podium. Resztę spraw odłóżmy naprawdę na potem. Który polski medal w Tokio uważa pan za najcenniejszy? Który dostarczył najwięcej radości? - Nie mogę powiedzieć, że jakiś jeden medal jest szczególny. Każdy jest wyjątkowy, choć powiem tak, jeśli Anita Włodarczyk po raz trzeci z rzędu wywalczyła na igrzyskach złoty medal, to na pewno przechodzi do historii nie tylko polskiego ale też światowego sportu. Dawid Tomala, na którego nikt nie stawiał, został mistrzem olimpijskim, choć wcześniej pracował m.in. jako masażysta, nauczyciel czy pracownik na budowie, żeby dorobić na życie. To jest historia, która nadaje się na film. Chciałbym także wspomnieć o dwóch zawodnikach, którzy zmagali się z problemami zdrowotnymi, a którzy zdobyli medale. Pierwszy to Tadeusz Michalik, on przecież zaledwie rok temu przeszedł dwie operacje serca. On wygrał nie tylko zdrowie ale medal. Medal ma też Maria Andrejczyk, która przeszła cztery operacje barku. Były także świetne debiuty jak chociażby w kajakarstwie górskim, Klaudia Zwolińska zajęła piąte miejsce w K1, czy finał i ósme w nim miejsce 17-latka z Warszawy Krzysztofa Chmielewskiego w stylu motylkowym na 200 metrów. Fantastycznie zaprezentowała się także Aleksandra Mirosław we wspinaczce sportowej poprawiając rekord świata. Największe polskie rozczarowanie igrzysk w Tokio? - Nie chcę o nich mówić, bo uważam, że wszyscy nasi reprezentanci w Tokio walczyli. Nie każdy mógł odnieść sukces. Były też kontuzje i czwarte miejsca. Jak pan oceni organizację igrzysk? - W tych warunkach pandemicznych, jakie mamy, to igrzyska zostały zorganizowane może nie perfekcyjnie ale dobrze. Restrykcje były naprawdę bardzo duże. Musieliśmy mieć robione testy jeszcze w Polsce, z dokładnością co do godziny. Potem po przylocie do Japonii wykonywano je nam codziennie przez kilka pierwszych dni oraz na sam koniec igrzysk. Jakie dyscypliny poza siatkówką oglądał pan w Tokio? - Oglądałem także rywalizację w zapasach, praktycznie codziennie zawody lekkoatletyczne, wspinaczkę sportową, w której uważam, że gdy zostanie wydzielona tylko konkurencja na szybkość, to mamy spore szanse na medal w Paryżu. Wróciłem z Japonii do kraju pod wrażeniem zwycięstwa nad pandemią, a po drugie - wielkiej woli walki "Biało-Czerwonych" , która się przełożyła na bardzo dobry wynik, jeśli chodzi o medale.