Przed spotkaniem sytuacja była jasna. Częstochowianie do zapewnienia sobie szóstego miejsca po 15 kolejkach PlusLigi, a tym samym miejsca w ćwierćfinale Pucharu Polski, potrzebowali dwóch wygranych setów. Gospodarze z Bełchatowa musieli wygrać za pełną pulę. Rewelacja tego sezonu zapewniła sobie historyczny sukces już po dwóch pierwszych partiach, dołączając tym samym do ligowych tuzów. Spotkanie kapitalnie rozpoczęli jednak gospodarze. Od początku skuteczny był środkowy Łukasz Wiśniewski, a dzięki dobremu przyjęciu Grzegorz Łomacz mógł często wybierać go jako pierwszą opcję w ataku. PGE GiEK Skra prowadziła 5:1 i trener gości Cezar Silva szybko przerwał grę. A częstochowianie zaczęli odrabiać straty, pomogła dobra zagrywka Bartłomieja Lipińskiego i przegrywali już tylko 7:8. Co prawda Skra potrafiła jeszcze raz odskoczyć na trzy punkty, przed końcówką seta gra znów się jednak wyrównała. As serwisowy rezerwowego Mateusza Borkowskiego dał nawet gościom prowadzenie. I choć piłkę setową w górze mieli bełchatowianie, w aut huknął Amin Esmaeilnezhad. Irańczyk, lider drużyny na początku sezonu, ze złości aż szarpał siatkę. Po chwili blokiem zatrzymał go Milad Ebadipour i Skra przegrała 24:26. A przecież Steam Hemarpol Norwid musi sobie radzić sobie bez podstawowego rozgrywającego Quinna Isaacsona. Dwa złamane palce na dłużej wykluczają go z gry. Na czas poszukiwań zmiennika dla Tomasza Kowalskiego, jedynego zdrowego rozgrywającego Norwida, karierę wznowił 45-letni Łukasz Żygadło. Wicemistrz świata z 2006 r. jest dyrektorem sportowym klubu. Uraz Isaacsona już w pierwszym meczu bez Amerykanina okazał się dla częstochowian problemem - przegrali 2:3 z Treflem Gdańsk. PlusLiga. Norwid Częstochowa nie dał się zatrzymać. Koncert Indry, powrót Żygadły Częstochowianom do zapewnienia sobie udziału w ćwierćfinale TAURON Pucharu Polski wystarczały dwa wygrane sety. Zbliżali się do tego od początku drugiej partii, gdy szybko objęli prowadzenie 7:3 przy zagrywkach Sebastiana Adamczyka. Tyle że gospodarze wygrali cztery kolejne akcje, emocji więc nie brakowało. Kapitalnie w ataku spisywał się Patrik Indra, jedno z objawień tego sezonu. Po stronie Skry emocje opanował Amin. Norwid objął jednak prowadzenie 16:14, kiedy kontratak wykończył Lipiński. Różnica wzrosła do czterech punktów po udanym bloku gości. Takiej przewagi częstochowianie już nie zaprzepaścili. Indra zdobył w tej partii aż 11 punktów i to jego atak przypieczętował wygraną Norwida 25:20. Ten set zapewnił gościom szansę rywalizacji o Puchar Polski, ale do zgarnięcia nadal były trzy punkty do ligowej tabeli. Wiedział to oczywiście trener Skry Gheorghe Cretu, któy na trzecią partię posłał nieco odmieniony skład - do szóstki wskoczył Serb Pavle Perić. Przy stanie 5:4 dla gości w barwach bełchatowian zadebiutował Radosław Parapunow, nowy atakujący drużyny, który dołączył do niej w ubiegłym tygodniu. 27-letni Bułgar zastąpił w Skrze Krystiana Walczaka, który przeniósł się do Korei Południowej. I gra gospodarzy zaczęła się zazębiać, objęli prowadzenie 11:8, a Parapunow skończył dwa pierwsze ataki. Na boisku pojawił się witany oklaskami Żygadło, a wraz z nim przyjmujący Damian Kogut. Bułgar dodał jeszcze punkt zagrywką i Skra kroczyła w kierunku wygrania seta. Osiągnęła cel, skończyło się jej zwycięstwem 25:21. Bełchatowianie przedłużyli mecz, ale punktów do tabeli nie zdobyli. Już w połowie czwartej partii goście prowadzili bowiem czterema punktami, kiedy Wiśniewskiego w końcu zablokował środkowy Norwida Daniel Popiela. Cały czas znakomicie spisywał się też Indra. To kontratak wykończony przez Czecha dał gościom prowadzenie 17:12. Bełchatowianie jeszcze próbowali walczyć, ambitnie grał Perić, ale 32 punkty Indry zrobiły swoje. Norwid wygrał 25:21 i uniknął tie-breaka. Wstrząs w polskim klubie, a teraz taki wynik. Rywale się pogrążają