Andrzej Klemba, Interia: Po kontuzji w lutym ubiegłego roku w końcu można panią zobaczyć podczas meczu, ale na razie głównie w kwadracie dla rezerwowych. Ciężko tam się stoi? Klaudia Alagierska-Szczepaniak: Zdecydowanie trudniej stoi się w kwadracie i tylko dopinguje, niż przebywa na boisku. Wolę brać odpowiedzialność za wynik, a nie tylko się przyglądać. Jestem po kontuzji i powroty nie są takie szybkie, jak bym chciała. Na szczęście wszystko idzie w dobrym kierunku. Siatkówka jest jednak głęboko we mnie zakorzeniona i myślę, że szybko wszystko sobie przypomnę. Przed nami mecze z teoretycznie słabszymi rywalami w Tauron Lidze i mam nadzieję, że będzie miała więcej okazji, by pokazać się na boisku. Trener na konferencji przed sezonem wspominał, że może wróci pani już w listopadzie. Tymczasem trochę się to przeciąga. - Zdecydowaliśmy, że nie będziemy niczego przyspieszać. To była poważna kontuzja, ale leczenie przebiega bez komplikacji. Trzeba było poczekać dziewięć miesięcy, by wejść w trening. W listopadzie rozpoczęłam już zajęcia z drużyną i powoli adaptowałam się po tym długim czasie wolnego. Chyba nie tak bardzo wolnego? - Rzeczywiście, dzięki za poprawienie. To zdecydowanie nie były wakacje. To był ciężki wysiłek włożony w rehabilitację. Często po dwa treningi dziennie i jeszcze siłownia. To był bój o powrót do formy i zdrowia. To był ważny moment, gdy w Lidze Mistrzyń weszła pani na jedną piłkę? - Właściwie to nie spodziewałam się, że wtedy wejdę i trenerzy trochę mnie zaskoczyli. Liczę po cichu na coraz więcej szans, choć w takim meczu jak z Volero Le Cannet to stawka była za duża. Cieszę się, że po tak długiej przerwie mogą powoli znów poczuć boiskowe emocje. Będę musiała od nowa zbudować pewność siebie. W poprzednim sezonie dwie zawodniczki podstawowej szóstki ŁKS, a także reprezentantki Polski doznały poważnych kontuzji - pani i Zuzanna Górecka. Pani paradoksalnie miała trochę więcej szczęścia, bo uraz przytrafił się wcześniej i już pani wraca, a w perspektywie sezon reprezentacyjny i igrzyska olimpijskie. - Występ w Paryżu był dla mnie i jest motywacją przez cały okres rehabilitacji. I absolutnie nie rezygnuję z walki o to, by znaleźć się w kadrze. Igrzyska nakręcają mnie, by ciężko pracować i walczyć o powrót do formy. Po każdym treningu widzę efekty. Idę do przodu. Lada chwila i będą mogła pokazać to na boisku. Jeśli znajdzie się pani w szerokiej kadrze, którą za około dwa miesiące ogłosi trener Stefano Lavarini, to będzie jeszcze większa motywacja? - Oczywiście, że tak. Muszę jednak wrócić do formy. Liczę na to, że selekcjoner już mnie zna, bo razem współpracowaliśmy dwa lata temu. Może podczas mistrzostw świata pokazałam się i nie zapomni o mnie. Wiadomo, że na igrzyska trzeba być w najwyższej formie. Staram się ją osiągnąć, ale nie nakładam na siebie presji. W samym ŁKS ma pani dwie rywalki do kadry. Obok doświadczonej Kamili Witkowskiej jest młoda Aleksandra Gryka, która w tym sezonie wykorzystuje szansę. - Obie nasze środkowe grają równo i na wysokim poziomie. Tak się złożyło, że Ola mogła wykorzystać moje problemy zdrowotne. Kiedy ja przychodziłam do ŁKS, Ewa Kwiatkowska złapała uraz i wskoczyłam w jej miejsce. Takie jest życie sportowca. W ubiegłym straciła pani cały sezon reprezentacyjny, a kadra osiągnęła bardzo dobre wyniki. - Generalnie to był dla mnie trudny czas i trudno mi było oglądać mecze reprezentacji. Pechowo doznałam kontuzji i bolało mnie serducho, że tyle lat jestem w kadrze i nic właściwie nie wygrałyśmy, a teraz kiedy są pierwsze sukcesy, leczę uraz. Szczerze mówiąc, wolałam nie oglądać jak gra reprezentacja. Podczas mistrzostw świata w 2022 roku była pani pierwszą zmienniczka, a w niektórych meczach grała w podstawowej szóstce. - Chyba dobrze się uzupełniałyśmy w trójkę z Agnieszką Korneluk i Kamilą Witkowska. Nie w każdym meczu jest się w najwyższej formie w tak długim turnieju i jedna może drugą zastąpić. Trzy środkowe z ŁKS do kadry? - Świetnie by było, ale konkurencja jest tak duża, że współczuję trenerowi, który będzie musiał dokonać wyboru. Na razie z racji kontuzji jest pani w tyle za koleżankami. - To prawda, ale do maja jeszcze sporo czasu, a motywacja jest ogromna. Rozmawiał Andrzej Klemba