Damian Gołąb, Interia: Czy oprócz przygotowań sportowych przygotowujesz się mentalnie na sezon olimpijski? Marcin Janusz, rozgrywający reprezentacji Polski: Tak, takie wydarzenie to coś wyjątkowego, do czego trzeba się przygotować. Ale najlepszym przygotowaniem są poprzednie takie wydarzenia, doświadczenia, które się zebrało. Samemu w pokoju się tego nie wypracuje - ani myśląc o tym, ani czytając z książki. To coś zupełnie innego. Jeśli się tam dostanę, wierzę w to, że jestem do tego przygotowany ciężkimi meczami o stawkę, które rozegrałem w przeszłości. Pewnie pamiętasz Nikolę Grbicia z boiska. Widzisz jakieś podobieństwa między waszym stylem gry? Jesteś w stanie wyciągnąć z tego coś dla siebie? - Kiedy Nikola był zawodnikiem, zupełnie inaczej patrzyłem na siatkówkę. Gdy był w swoim najlepszym okresie, byłem zwykłym kibicem, który nie zna tego od kuchni. Teraz oglądam mecze zupełnie inaczej, staram się patrzeć na to taktycznie. Znając zawodników, wiem, co powinno się zrobić na boisku, a czego nie. Widzę, że Nikola chce mi przekazać mądrość w prowadzeniu gry, że w tym się specjalizował. Czuć to w rozmowach z nim. To banalne, ale on po prostu wie, o czym mówi. Przeżył zdecydowanie cięższe momenty niż ja, grał w finale igrzysk olimpijskich czy w innych ważnych meczach. Wszystko ma za sobą, wszystkim się dzieli. Dla mnie jest ogromną pomocą i wsparciem. Człowiekiem, który mnie rozwija. Podobieństwa w naszym stylu gry? Może tak, ale nie jestem w stanie tego ocenić. W kadrze Nikoli Grbicia nie ma nikogo starszego. Jak patrzy na młodych? "Nie będę kłamał" Czy dostajesz od trenera Grbicia tzw. team orders, używając określenia z Formuły 1? Żeby w konkretnej akcji wystawić określoną piłkę? - Kilka razy może się zdarzyło, ale naprawdę bardzo rzadko. Oczywiście mam jakieś wytyczne, ale nigdy nie da się tego sprecyzować: w tej sytuacji robisz to czy tamto. Siatkówka jest za bardzo skomplikowana, żeby dało się to rozpisać i nauczyć przed meczem. Pracujemy kolejny rok z Nikolą i poznajemy, jak patrzy na siatkówkę. Mi i innym siatkarzom to pomaga w tym, żebyśmy się lepiej rozumieli. Czego od nas oczekuje, czego za żadne skarby nie możemy zrobić na boisku, na co jest uczulony. Jako doświadczeni zawodnicy to realizujemy, jako drużyna się rozwijamy. Kiedy obserwujesz zawodników w lidze i teraz, po przyjeździe na kadrę, czujesz, że drużyna cały czas się rośnie? Że to ciągły proces? - Widać to chyba najlepiej po ostatnim sezonie. W pierwszym roku pracy Nikoli, kiedy graliśmy w mistrzostwach świata, byliśmy nową drużyną, w pewnym sensie zaczynaliśmy od zera. Zdobyliśmy srebrny medal, co traktuję jako sukces. W kolejnym roku pokazaliśmy zdecydowany skok jakościowy. Nie chodzi o to, że wygraliśmy mistrzostwa Europy, Ligę Narodów i awansowaliśmy na igrzyska olimpijskie. Patrząc stricte taktycznie, z perspektywy sztabu, zrobiliśmy progres w wielu elementach. A te, które działały dobrze, utrzymaliśmy. To samo będziemy chcieli zrobić w tym sezonie. Dalej wiele rzeczy jest i zawsze będzie do poprawy. Mamy z tyłu głowy, że inne drużyny zrobiły krok w przód. Jeśli my się zatrzymamy, nic wielkiego nie ugramy na igrzyskach. Musimy się dobrze przygotować i być jeszcze lepszą drużyną niż byliśmy w zeszłym roku. Marcin Janusz o porażce w ćwierćfinale igrzysk. "Nawet trudno mi sobie wyobrazić, co chłopaki musieli czuć" Pamiętasz, w jakich okolicznościach oglądałeś przegrany z Francją ćwierćfinał igrzysk sprzed trzech lat? - W domu, w Nowym Sączu. To był okres, w którym miałem trochę wolnego. Z reguły spędzam ten czas w moim rodzinnym mieście. Mocno przeżywałem ten mecz. Mimo że mnie tam nie było, grali moi koledzy, przyjaciele z boiska, którym życzę jak najlepiej. Dodatkowo jako Polak, kibic reprezentacji, również przeżywałem ciężkie chwile. Nawet trudno mi sobie wyobrazić, co chłopaki musieli czuć. To pokazuje jednak, że po porażkach można się podnieść. Na igrzyskach dostało się cios, który może wydawać się najcięższym z możliwych, a chłopaki otrzepali się i teraz grają, mają kolejny cel - mam nadzieję, że tym razem zakończy się sukcesem. Klątwa ćwierćfinału? Była też klątwa Słowenii. To bardziej sprawa dla kibiców. To, że w Polsce jest tak duże zainteresowanie siatkówką, traktujesz jako kapitalną sprawę czy przekleństwo? Na igrzyskach będziecie bardzo mocno na świeczniku, wokół siatkarzy będzie większe zainteresowanie niż przy występach większości olimpijczyków. - Zainteresowanie jest fajne, ale wszystko ma swoje konsekwencje, plusy i minusy. Presja jest większa, ale z presją musimy sobie radzić co roku. Czy to mistrzostwa świata, Europy czy Liga Narodów, wszyscy oczekują od nas, byśmy wygrywali. Sami od siebie tego oczekujemy. To więc coś, z czym musimy sobie radzić. Nie ma innego wyjścia, tego nie zmienimy. Od paru lat grasz właściwie bez przerwy. Przeskakujesz z sezonu klubowego w reprezentacyjny. Czy jest jeszcze u Ciebie miejsce na radość z gry w siatkówkę? - Jest, oczywiście. Kiedy jesteśmy w ciężkim sezonie i meczów jest bardzo dużo, co kilka dni, radość jest może mniejsza. Ale wystarczy kilkanaście dni przerwy, tak jak przed zgrupowaniem kadry, a ja już chcę wrócić i grać. Może radości w ostatnim sezonie było trochę mniej z racji tego, że w klubie sporo przegrywaliśmy, ale to coś, co się nie nudzi. I coś, do czego chce się wracać. Wspomniałeś o książkach. Zabierasz ze sobą jakieś na sezon kadrowy? - Tak, staram się sporo czytać. Norbert Huber przysłał mi dwie książki. Mam nadzieję, że po przeczytaniu zacznę blokować tak jak on (śmiech). Na razie nie chcę ich reklamować, muszę przeczytać. W czasie takim jak Spała książki mogą być jedną z niewielu atrakcji, oczywiście oprócz treningów. Czasu między nimi mamy sporo, trzeba go sobie jakoś zorganizować. Można usiąść i poczytać. Rozmawiał Damian Gołąb