Resovia i Aluron skończyły sezon zasadniczy na dwóch pierwszych miejscach, ale później przegrały w półfinałach - odpowiednio z Grupą Azoty ZAKS-ą Kędzierzyn-Koźle i Jastrzębskim Węglem. Ich rywalizacja o brązowy medal jest jednak bardziej zacięta od finału. O losach brązowego medalu i prawa gry w następnej edycji Ligi Mistrzów zdecyduje dzisiejsze spotkanie w Rzeszowie. Na razie stan rywalizacji to 2:2. Rozmowa z Bartoszem Kwolkiem, siatkarzem drużyny z Zawiercia i polskiej kadry Damian Gołąb: Dużo zdrowia i nerwów kosztują takie mecze, jak ten ostatni w Zawierciu? Bartosz Kwolek, przyjmujący Aluronu CMC Warty Zawiercie i reprezentacji Polski: Na pewno. Ale to już jest taka faza sezonu, że każdy “ciągnie z wątroby". Czy zagramy mecz na 3:2, czy na 3:0, to nie ma już na ten moment nie ma wielkiej różnicy. Każdego już coś pobolewa i ciągnie. Obstawiam, że nie tylko mnie, ale wszystkich. Szkoda tylko, że to pewnie będzie trwało dłuższy czas i na pewno stracą na tym też kadry narodowe. W czwartym meczu o brąz przegrywaliście już 0:2. Asseco Resovia była o seta od zdobycia medalu. Nie straciliście wiary w zwycięstwo? - Nie straciliśmy, bo też już nie mieliśmy nic do stracenia. Przegrywaliśmy 0:2, 1:2 w serii. Tak sobie powiedzieliśmy: że teraz możemy już tylko zyskać. I cieszę się, że wygraliśmy. Ostatni mecz z Resovią zdecyduje o tym, czy sezon będzie można uznać za udany? - Na pewno lepiej kończyć z medalem. To zawsze jest jakaś pamiątka - i Liga Mistrzów na następny sezon. Ale myślę, że sezon jest udany tak czy siak. Mieliśmy dużo problemów, kto nas śledzi, to wie. Graliśmy fajną siatkówkę. Walczyliśmy z każdym przeciwnikiem. Daliśmy z siebie tyle, ile mogliśmy. Wydaje mi się, że ten medal będzie fajnym zwieńczeniem naszej pracy i tego, jak czasami cierpieliśmy. Został jeszcze ostatni mecz, ale czy może pan już podsumować swój sezon? Jak ocenia pan opuszczenie Warszawy po kilku latach i przenosiny do Zawiercia? - Zależy pod jakim względem. Sportowo na pewno awans. Jeśli chodzi o sprawy organizacyjne, klubowe - awans. Jeśli chodzi o miasto, rozrywki - na pewno na minus. Tak to wygląda. Ale też cieszę się, bo z tego, co wiem, chłopaki w Warszawie dostają pensję na czas. Nie ma tam zawirowań wokół klubu. Jest się z czego cieszyć, bo różnie z tym było, a teraz spokojnie budują skład. Jest moda na siatkówkę, ludzie przychodzą na mecze. To na pewno cieszy, bo to kolejne miejsce, które będzie można zaliczyć do bezpiecznych przystani, gdzie zawodnicy będą mogli się spokojnie rozwijać. Przyzwyczaił się już pan do mniejszego ośrodka czy jeszcze trochę ciągnie do wielkiego miasta? - Szczerze mówiąc, w takim sezonie, jak ten, to nawet nie ma czasu pokorzystać. Ale trochę trzeba się przestawić. Tu jest więcej spokoju, luzu, nie traci się czasu na korki. I też nie ma za dużo pokus. Jest trochę inaczej. Na pewno jest tu super dla moich psów, zaraz obok mają las. Mamy duży dom, w którym nasz “młody" [syn Bartosza Kwolka i Mai Klich - przyp. red.] fajnie się rozwija. Są plusy i minusy, ale pozytywów jest zdecydowanie więcej. Reprezentacja Polski bez Drzyzgi. Siatkarz ma dość zamieszania Nikola Grbić wiedział o ślubie dużo wcześniej. "Mam nadzieję, że mnie przez to nie skreśli" A propos pokus, to już pana ostatnie dni bez obrączki na ręce. Pojawiły się nerwy przed ślubem? - Na razie chcę skończyć sezon i pewnie dopiero wtedy zaczną się stresy, bardziej organizacyjne niż związane z samą uroczystością. Ale na razie myślę jeszcze o tym, żeby przywdziać medal, jakaś mała impreza, a potem już przygotowania do kolejnej. Termin ślubu planowaliście z dużym wyprzedzeniem? Musiał pan prosić trenera Nikolę Grbicia o dodatkowe dni wolnego? - Już dwa lata temu, kiedy obejmował kadrę, mówiłem, że to się stanie. Jeszcze nie znaliśmy dokładnej daty, ale na początku tego sezonu już przedstawiłem mu konkretną. A on powiedział, że ok. Trener rozumie temat, bo nie mamy kiedy robić takich rzeczy. To i tak jest jeszcze w miarę szybki termin po sezonie. Kończymy 16 maja, potem chwila przygotowań, bo nie bierzemy ślubu w Zawierciu, i trzeba parę rzeczy dopiąć. Mam nadzieję, że mnie przez to nie skreśli. A jeżeli to zrobi, to będę miał dłuższy odpoczynek. Na imprezie będzie wielu siatkarskich gości? - Nie aż tak bardzo. Wiadomo, że na moim weselu będą osoby związane z siatkówką. A jeśli chodzi o samych siatkarzy, to starałem się zapraszać tylko tych, z którymi naprawdę żyję bardzo dobrze. Nie chcę robić “masówy", bo to przede wszystkim moje święto. Ludzie przychodzą się pobawić, ale to ja mam czuć się tam najlepiej. Ale wcześniej jeszcze piąty mecz z Resovią. W trzy dni od ostatniego spotkania chyba nie da się już nic zmienić? - Znamy się, zagraliśmy cztery mecze w dwa tygodnie. Już niczym specjalnym się nie zaskoczymy. Wygra ten, kto zagra dokładniej, spokojniej i zrobi mniej błędów. Rozmawiał Damian Gołąb