Amerykanie i Brazylijczycy w pierwszej edycji Siatkarskiej Ligi Narodów chcieli wziąć triumf i złoty medal, ale musieli się zadowolić walką o brąz. O ile Jankesi stoczyli w półfinale kapitalny bój z Francuzami i przegrali 2:3 po pięknej walce, to Canarinhos odbili się od Rosji jak od ściany (0:3) i o klęsce w Lille chcieliby jak najszybciej zapomnieć. W niedzielę obie ekipy ruszyły do walki o brąz z animuszem, choć tylko jedna mogła mieć powody do radości po meczu. Starcie rozpoczęli lepiej Canarinhos, atak Davida Smitha w aut dał im dwa punkty przewagi (5:3), ale zaraz Matthew Anderson doprowadził do remisu (6:6) i potęgi dopiero wchodziły na wysokie obroty. Anderson poraził tedy Douglasa Souzę zagrywką o prędkości 120 kilometrów na godzinę i jego zespół prowadził 8:7. Walka trwała w najlepsze, sypały się soczyste ataki, a Brazylia po błędzie Taylora Sandera w ataku prowadziła na wet 11:9. Szybko jednak dwa razy blokiem popisali się Jankesi i znów był remis (12:12). Brazylijczycy sami wpędzili się w kłopoty, Wallace de Souza nie skończył ataku po długiej i pełnej obron akcji i Amerykanie wyszli na prowadzenie 16:14. Mistrzowie olimpijscy wzmocnili serwis, zaczęli polować na piłkę na siatce i udało im się wreszcie wyprowadzić kontrę, Wallace kropnął na prawej flance i doprowadził do remisu (17:17). W odpowiedzi świetnie w ataku zameldowali się Aaron Russell i Taylor Sander, który zaraz dorzucił punkt blokiem (20:18). Amerykanie w końcówce seta nie zostawili rywalom nawet cienia nadziei na dobry wynik, trafiali potężnie w ataku (23:20), aż partię zakończył as serwisowy Davida Smitha (25:21). Coś złego działo się z grą mistrzów olimpijskich, na początku drugiej odsłony Russell jął ich nękać zagrywką, a Brazylijczycy nie byli w stanie skutecznie odpowiedzieć (0:4). Renan Dal Zotto musiał odbyć męską rozmowę z siatkarzami i dopiero wtedy zespół zareagował i zaczął walczyć z Amerykanami jak równy z równym (3:5), by doścignąć ich po autowym ataku Sandera (6:6). Jankesi cały czas prowadzili jednak grę i to ich poczynania determinowały obraz gry i wynik na tablicy świetlnej (8:7). Brazylia musiała przetrwać napór przeciwnika i znaleźć sposób na jego ofensywę, ale nie do końca miała chyba na to pomysł (9:12). Największy problem mistrzowie olimpijscy mieli z przyjęciem zagrywki i w ogóle z grą skrzydłowych, co rozbijało ich grę i było wodą na młyn dla Amerykanów. Trener mistrzów olimpijskich dał nawet szansę Victorowi Almeidzie, byle zmienić obraz gry i ruszyć do walki (12:14, 14:16). Efekty przyszły od razu, Jankesi zgubili gdzieś koncentrację, przegrali trzy kolejne akcje i to Brazylia miała prowadzenie (17:16). A reprezentacja USA problem, bo straciła rytm gry i musiała ścigać Canarinhos (18:20). Po błędach Bruno Rezende i Wallace'a de Souzy wszystko zmieniło się jak w kalejdoskopie, Amerykanie mieli przewagę (23:21) i szli po swoje. Piłkę setową Canarinhos zdołali jednak obronić, a Lucas Saatkamp trafił na środku kontrę (24:24), ale po chwili i tak schodzili z parkietu pokonani. Amerykański blok zatrzymał Wallace'a bez większego trudu (28:26). Dwa wygrane sety nie rozluźniły Jankesów w partii trzeciej, pewnie i zdecydowanie szli po swoje i prowadzili po serii zagrywek Micah Christensona i bloku Davida Smitha (7:5). Brazylia nie była sobą, nie grała jak Brazylia i nie walczyła, jak na mistrzów olimpijskich przystało. Mauricio Souza huknął na środku siatki w aut, Canarinhos znaleźli się w naprawdę bardzo trudnym położeniu (5:8). A jeszcze kolejne błędy i ogólne zniechęcenie do gry odbijały się fatalnie na postawie Canarinhos, no i oczywiście na wyniku (8:12). Wysokie prowadzenie uśpiło Amerykanów, a Brazylię do walki poderwał Bruno Rezende, który blokował, bronił i nakręcał kolegów. I to zadziałało, młody Victor Almeida wykorzystał kontrę i zrobiło się 13:13. Gdy wydawało się, że będziemy oglądać ciekawą grę, Douglas Souza posłał atak w aut (14:16), a po chwili nie skończył ataku, a kontrę z wprawą na punkt zamienił Aaron Russell (18:15). Brazylia cierpiała, nie była w stanie odpowiedzieć na skuteczną grę Amerykanów w ataku i nie przypominała drużyny, która rok temu zdominowała turniej olimpijski. Tak duże poniosła osłabienia na skrzydłach. A siatkarze z USA trafiali, w czym brylowali Russell i Anderson (21:17), szykując się powoli do fety i świętowania medalu. Jeszcze Wallace próbował na prawej flance, jeszcze powalczył w defensywie Bruno, ale rywale nie pozostawali dłużni. Sander obił z wprawą blok (23:20), ale dwie kolejne akcje padły łupem Brazylii za sprawą Lucasa i jego wybornej zagrywki (23:23). Wreszcie Smith obił brazylijski blok na środku (24:23), a chwilę później - mimo znakomitych ataków Isaca Santosa - spotkanie dobiegło końca. Znamienne, decydującą piłkę w aut posłał nominalny rezerwowy Douglas Souza (26:28). W pierwszym w historii finale Siatkarskiej Ligi Narodów na stadionie Pierre-Mauroy w Lille Francuzi stawią czoła mistrzom Europy Rosjanom. Początek spotkania o godzinie 20:45. USA - Brazylia 3:0 (25:21, 28:26, 28:26)Sędziowali: Jiang Liu (Chiny), Nasr Shaaban (Egipt)Przebieg meczu: I set: 8:7, 11:12, 16:14, 20:18, 25:21II set: 8:7, 12:9, 16:14, 18:20, 28:26III set: 8:5, 12:8, 16:14, 20:17, 28:26 USA: Micah Christenson, Matthew Anderson, Taylor Sander, Aaron Russell, Maxwell Holt, David Smith, Erik Shoji (libero)Brazylia: Bruno Rezende, Wallace de Souza, Douglas Souza, Lucas Loh, Mauricio Souza, Lucas Saatkamp, Thales Hoss (libero) oraz William Arjona, Evandro Guerra, Victor Almeida, Isac Santos.