Przed PGE Skrą Bełchatów wyrastało ostatnio sporo przeszkód, których wspólnym mianownikiem był covid-19. Z tego powodu tydzień temu na pierwszy mecz Puchar CEV z Neftochimikiem Burgas do Bułgarii poleciało tylko ośmiu siatkarzy. W składzie nie było nominalnych rozgrywających ani atakujących. Piłki musiał wystawiać zawodnik rezerw 18-letni Szymon Ostrowski. Bełchatowianie sobie poradzili i wygrali 3:2. Gwiazdy PGE Skry wróciły Po powrocie do Polski w lidze też nie mogli zagrać m. in. pierwszy rozgrywający Grzegorz Łomacz, atakujący Aleksandar Atanasijević czy przyjmujący Mikołaj Sawicki. Na szczęście rywalem był ostatni zespół Stal Nysa i Skra wygrała 3:1. Także przed rewanżem z Neftochimikiem faworytem byli zawodnicy trenera Slobodana Kovaca. Do awansu i tak potrzebne było jednak zwycięstwo. Działacze Skry liczą, że drużyna daleko zajdzie w Puchar CEV. Losowanie było dla niej korzystne. Nieważne, kto będzie rywalem w ćwierćfinale - Niemcy czy Rumuni półfinał będzie w zasięgu bełchatowian. Szkoleniowiec Skry mógł w końcu wystawić najsilniejszy skład, ale największe gwiazdy - Łomacza i Atanasijevicia zostawił na ławce. Tym bardziej że w weekend bełchatowian czeka potencjalnie bardziej wymagający rywal - wicelider Plus Ligi Jastrzębski Węgiel. As PGE Skry - Damian Schulz Pierwszy punkt gospodarze oddali za darmo, ale za chwilę wyrównali i na zagrywkę wszedł Mateusz Bieniek. Skra wyszła na prowadzenie, ale grała za nerwowo. Szwankowało przyjęcie, Mihajlo Mitić nie potrafił znaleźć wspólnego języka i ataki nie były przekonujące. Szybko udało się uspokoić grę i po ataku Dicka Kooya Skra prowadziła 12:7, a trener rywali poprosił o czas. To nie pomogło, bo nadal niemal wyłącznie punktowali gospodarze. A kiedy na zagrywkę wszedł Damian Schulz rozbił Bułgarów. Na zagrywkę wszedł przy prowadzeniu 16:9, a zszedł przy piłce setowej. Zaserwował sześć (!) asów. Gorsze oblicze PGE Skry Za to druga partia była cały czas wyrównana i zakończyła się niespodzianką. W pewnym momencie goście pokazali, że też potrafią zagrywać i prowadzili 8:6. Bełchatowianie szybko wyrównali, ale tym razem nie potrafili wypracować dużej przewagi. Dopiero kiedy goście zaczęli sami popełniać błędy, odskoczyli na trzy punkty, ale tak samo zaczęli się mylić i znów był remis (16:16). Po wejściu na zagrywkę Mateusza Bieńka Skra prowadziła 20:18, ale tego również nie potrafiła utrzymać. Trener Kovac wziął nawet czas, wpuścił Łomacza i Atanasijevicia. Dwie skuteczne akcje w bloku i Skra wygrywała 23:21. Ale i to okazało się za mało. Goście wykorzystali błędy bełchatowian i wyrównali stan meczu. PGE Skra odnalazła rytm W trzeci secie znów długo nie było wiadomo, kto jest faworytem, a kto dużo niżej notowanym zespołem. Dobry blok, niezła zagrywka Milada Ebadipoura i w końcu Skra odskoczyła (12:7). To była recepta na rywali - serwis Bieńka i praca na siatce Karola Kłosa. Przewaga urosła do bezpiecznych dziewięciu punktów. Tego gospodarze już nie wypuścili. Bułgarzy nie wyglądali na załamanych, że w dwóch setach dostali lanie (do 10 i do 15). Na początku czwartej partii nawet prowadzili 4:2. Dobra zagrywka i obrona Skry pozwoliły jej odzyskać prowadzenie i powiększać przewagę. Po asie Bieńka było 15:8 i wtedy Bułgarzy mieli już dosyć. PGE Skra Bełchatów - Neftochimik Burgas 3-1 Sety: 25-10, 24-26, 25-15, 25-14. Skra: Mitić, Bieniek, Kłos, Ebadipour, Schulz, Kooy oraz Piechocki (libero), Atanasijević, Łomacz, Milczarek, Adamczyk. Neftochimik: Uczikow, Firkal, Bałabanow, Ragin, Kolew, Telkicki, oraz Iwanow (libero), Trifonow, Łalow, Dymitrow.