Bełchatowianie w sobotę wygrali mecz ligowy w Ilawie z Indykpolem AZS Olsztyn 3:1 (w Plus Lidze zajmują trzecie miejsce) i jeszcze tego samego dnia pojechali do Warszawy. W niedzielę byli już na lotnisku w stolicy i przygotowywali się do odprawy. Okazało się jednak, że nie wsiądą na pokład samolotu do Sofii, skąd mieli dojechać do Burgas. - W nocy Bułgaria zaliczyła Polskę do czerwonej strefy i w związku z tym oprócz szczepień wymagane są testy PCR. I nie zostaliśmy odprawieni na lot do Sofii. Strona bułgarska dodatkowo odmówiła przyjęcia naszej grupy. Będziemy walczyć - zapewnił Konrad Piechocki, prezes Skry. Strona bułgarska odmówiła przyjęcia Skry Działacze klubu z Bełchatowa zamierzają przebukować bilety na poniedziałek i zrobić testy PCR. Jeśli to się uda powinni zdążą na wtorkowe spotkanie w Pucharze CEV. - Jesteśmy klubem profesjonalnym i mam nadzieję, że poradzimy sobie z tymi problemami - dodaje prezes Piechocki. - Będziemy pozbawieni możliwości treningu w Burgas, ale ważniejsze, byśmy tam dotarli. Skra szuka testów PCR W innym przypadku PGE Skrze groziłby walkower. Zespół pojechał do hotelu, a działacze starają się rozwiązać problem. - Na lotnisku nie mogliśmy nic zdziałać, bo nie było gdzie zrobić testów, a do odlotu mieliśmy tylko 2,5 godziny. Próbujemy to rozwiązać i zobaczymy co nam się uda - przyznał prezes Piechocki. Bełchatowianie są jednym z faworytów Pucharu CEV. Na razie bez problemów pokonali bośniacki Mladost Brcko i czeską Duklę Liberec. W czterech meczach stracili tylko jednego seta. Jeśli pokonają Neftochimika, w ćwierćfinale zmierzą się z lepszym z pary United Volley Frankfurt (Niemcy) - Arcada Galati (Rumunia) i też będą faworytami. Sama organizacja wyjazdu do Bułgarii nie była łatwa. Zwłaszcza powrót - Skra wróci do Polski w środę, a już w piątek czeka ją wyjazdowy mecz w Nysie ze Stalą. Rewanż z Neftochimikiem zaplanowano na 18 stycznia.