Na razie nie wiadomo nic: kto poprowadzi Polki w przyszłorocznych mistrzostwach świata, na które zawodniczki będzie mógł liczyć trener Jacek Nawrocki lub jego zastępca, w jaki sposób przygotować drużynę narodową, by nie skompromitowała się przed własną publicznością na najważniejszej imprezie do 2010 roku, bo już od ponad dekady próżno szukać naszych na mundialu lub igrzyskach olimpijskich. Generalnie reprezentacja od lat przypomina wózek, który każdy pcha w swoją stronę - trener, siatkarki wcale nie we wspólnym interesie i działacze, którzy usiłują wejść w buty mediatorów. Kadra przypomina też permanentny plac budowy, na którym nigdy nie udało się wyjść poza początkowy etap. Ilekroć drużyna zbliża się do celu zbieżnego z oczekiwaniami (np. półfinał Euro 2019), tylekroć sypie się wszystko w kolejnej imprezie lub kwalifikacjach do niej. W najmniejszym stopniu z powodów sportowych, częściej o kolejnym rozczarowaniu decydują relacje międzyludzkie, alianse personalne, które raczej burzą niż budują. Miast być spoiwem ponad podziałami reprezentacja staje się miejsce waśni, niedomówień i wiecznych pretensji. Mało tego, nie ma nikogo, kto podjąłby się zdiagnozowania źródła problemów i próby ich rozwiązania. A to niewątpliwie zadanie dla władz polskiej siatkówki, niezależnie od tego, kto na ich czele stanie po najbliższych wyborach. Kibicuj Polakom na Mistrzostwach Europy - sprawdź terminarz mistrzostw Jeszcze we wtorek wielu kibiców łudziło się, że z polską siatkówką kobiet nie jest tak źle. Oczywiście więcej było takich, którzy mieli wątpliwości i stawiali krzyżyk na polskich siatkarkach w ćwierćfinałowym meczu mistrzostw Europy z Turczynkami, ale byli i tacy, którzy przypominali sobie historię sprzed 18 lat, kiedy pod wodzą nieodżałowanego Andrzeja Niemczyka biało-czerwone pokonały turecki zespół w finale EuroVolley. Wygrany finał 3-0 nie pozostawiał wątpliwości, kto jest najlepszą drużyną Starego Kontynentu. W setach rywalki nie wyszły poza granicę 17 punktów, choć były przecież zdecydowanymi faworytkami. To wtedy nazwano nasze siatkarki "Złotkami", to wtedy w świadomości Polaków ugruntowały się nazwiska Małgorzaty Glinki, Katarzyny Skowrońskiej czy Agaty Mróz. Od tego meczu Polska zagrała w mistrzostwach Europy tylko dwa spotkania z Turcją i oba przegrała - w 2017 roku i dwa lata później w półfinale, w obu przypadkach 1-3. Zastanawiano się, dlaczego można było wtedy, a dlaczego nie można teraz. Turczynki bardzo brutalnie sprowadziły nas na ziemię, były drużyną nie do przejścia, zdecydowanie pobiły polski zespół. W pomeczowym studiu Polsatu Sport, utyskując na znów dotkliwą dla nas rzeczywistość, zastanawialiśmy się wspólnie z ekspertami, czy ta impreza również musiała zakończyć się dla nas rozczarowaniem. Oczywiście mądry Polak po szkodzie, snuliśmy wizje, w których Polska zamiast wpadki z Bułgarkami wygrywa, wchodząc na wiele dogodniejszą ścieżkę ze Szwecją w 1/8 finału i Holenderkami w ćwierćfinale. Te ostatnie są oczywiście dużo słabszym zespołem od Turczynek, więc kto wie, czy nie zakończyłaby się ta przygoda na półfinale. Tylko co dalej? Czy nie zamazałoby to prawdziwego obrazu naszej żeńskiej siatkówki? Czy nie tkwilibyśmy w stanie wiecznych oczekiwań i wiecznych rozczarowań, nie wnikając, jak postawić tę budowlę do końca. Swoją drogą w retoryce tej polska siatkówka kobiet porusza się od lat. Bez przerwy budowa, zbieranie doświadczeń, znów budowa, etc. A może kolejna wpadka tuż przed imprezą dziesięciolecia spowoduje wreszcie twórczy wstrząs? Czytaj więcej na Polsatsport.pl. Kliknij TUTAJ