Aleksander Śliwka wprawdzie miał za sobą nieudany sezon w ZAKSIE Kędzierzyn-Koźle, w trakcie którego długo pauzował po złamaniu palca, ale ostatecznie i tak znalazł uznanie w oczach Nikoli Grbicia, który zabrał go na igrzyska olimpijskie. Przyjmujący w Paryżu nie odegrał ważnej roli, a jego kibicom pozostaje mieć nadzieję, że w Japonii siatkarz "odżyje" i wróci do poziomu, jaki prezentował w swoich najlepszych latach w PlusLidze. 29-latek, który związał się z Suntory Sunbirds, wciąż jednak nie zadebiutował w nowym zespole. Po turnieju olimpijskim zaczął się bowiem uskarżać na problemy z kolanem, przez które nie mógł w pełni uczestniczyć w przygotowaniach do startu rozgrywek. "Nie jestem jeszcze w stanie, który pozwalałby na grę na sto procent. Ale moja kondycja poprawia się z dnia na dzień, mam więc nadzieję, że będę mógł grać najszybciej, jak to możliwe" - mówił pod koniec września. "Wejście smoka" w PlusLidze, Kaczmarek i Fornal w cieniu. A to nie koniec Aleksander Śliwka coraz bliżej debiutu. Są nagrania Zespół z Osaki pierwszy mecz sezonu rozegrał 11 października, a na parkiecie zabrakło Śliwki. Ten kilka dni później ogłosił, że nie jest jeszcze w stu procentach gotowy do występów w meczach, ale bierze udział już w wewnętrznych gierkach treningowych. Niewykluczone jednak, że wicemistrza olimpijskiego zobaczymy w akcji już 3 lub 4 listopada. To wtedy siatkarze Suntory Sunbirds rozegrają dwa mecze przeciwko Tokio Great Bears, w którym występuje Maciej Muzaj. A z ostatniej wypowiedzi Śliwki w "Prawdzie Siatki" wynika, że reprezentant kraju prawdopodobnie zaliczy debiut właśnie w którejś z tych potyczek. Coraz więcej wskazuje na to, że Śliwka faktycznie zadebiutuje przeciwko drużynie z Tokio, co oznaczałoby koniec żmudnej rehabilitacji i walki o powrót do zdrowia. We wtorek 29 października na InstaStory zespołu Polaka pojawiły się bowiem nagrania z treningów, na których widać, że przyjmujący jest już w stanie atakować, a także zagrywać. A to oznacza, że ze zdrowiem siatkarza jest coraz lepiej. Polski gigant wreszcie się doczekał. Krzyki trenera nic nie dały