Projekt Warszawa po słabym początku sezonu powstał z kolan i z kolejki na kolejkę prezentował się coraz lepiej, pnąc się w tabeli PlusLigi. Ostatecznie stołeczny klub prowadzony od listopada przez Piotra Grabana zakończył fazę zasadniczą na piątym miejscu i w walce o ćwierćfinał mierzy się z Grupą Azoty ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle. Pierwsze dwa starcia padły łupem aktualnych mistrzów kraju, ale Artur Szalpuk deklaruje, że zespół ze stolicy nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Katarzyna Gurmińska, Interia: Dwa razy postawiliście się ZAKSIE i dwa razy przegraliście. Porażki po tie-breaku bolą bardziej? Artur Szalpuk, Projekt Warszawa: Nie, nie bolą bardziej, bo też żadną sztuką byłoby wyjść na boisko i dostać 0:3 bez walki. Wyszliśmy na parkiet, daliśmy z siebie wszystko. Owszem, mogliśmy kilka rzeczy zrobić lepiej, ale po prostu tak się złożyło, że dwa razy przegraliśmy 2:3. Więc mimo dużego niezadowolenia mogliśmy opuścić halę z podniesionymi głowami. W piątek zagracie mecz o wszystko. Po tych dwóch porażkach wiecie już jak pokonać ZAKSĘ? Myślę, że na pewno te dwa mecze dostarczą materiału do analizy i pomogą nam zagrać jeszcze lepiej i ją pokonać. Wiedzieliśmy już przed tymi spotkaniami, że da się to zrobić. Nie składamy broni i rzucimy wszystko, co mamy, na ten mecz. Graliście w święta, rozegraliście 10 setów i to z dala od domu. Tymczasem na profilu PlusLigi pojawiły się życzenia, by świąteczne dni "dały możliwość zapomnienia o codzienności". Pojawiła się irytacja po tym wpisie? Koledzy po fachu nie ukrywali jej w swoich wpisach w mediach społecznościowych. Rozumiem wszystkich moich kolegów, których to wszystko irytuje i nie kryją swojego niezadowolenia. Mnie to nie rusza. Po prostu zaistniała taka sytuacja, nie zaprzątam nią sobie głowy. Dla mnie nie był to problem, że grałem w święta. PlusLiga. Projekt Warszawa grał coraz lepiej. "Fajnie żarło" Jeszcze kilka miesięcy temu znajdowaliście się w dużym dołku, ale ostatecznie przezwyciężyliście kryzys. Przyjście Piotra Grabana było kluczowe? Czy kluczowe to nie wiem, ale na pewno pomocne. Wyniki mówią same za siebie i pokazują, że ta zmiana była dobrym ruchem ze strony zarządu, bo potrzebny był jakiś impuls. Wiele rzeczy się złożyło na lepszą grę, m.in. powrót wszystkich zawodników do zdrowia, trochę inne podejście do treningów. Przez pewien czas wszystko to fajnie "żarło". Obyśmy jeszcze wrócili do tej gry i wygrywania w końcówce sezonu, bo on może wkrótce się dla nas skończyć. W marcu podpisał pan kontrakt, który będzie obowiązywał do 2025 roku. Po drodze pojawiły się oferty z innych klubów czy nie rozważał pan nawet odejścia z Projektu? Oferty z innych klubów pojawiały się, ale oferta z Warszawy była bardzo atrakcyjna. To jest moje miasto - jestem warszawiakiem i bardzo dobrze się tu czuję. W przeszłości też dość często zmieniałem kluby i chyba trochę stabilizacji mi się w życiu przyda. A może też po latach okaże się, że mogłem zrobić coś inaczej. Na ten moment jestem jednak zadowolony z mojej decyzji. W rozmowie z Łukaszem Kadziewiczem zdradził pan, ze w dzieciństwie pana marzeniem była gra w Olsztynie. Coś się pod tym względem zmieniło? Chciałem grać w Olsztynie, bo tam się urodziłem. Tam też grał mój tata i zdobył swoje jedyne mistrzostwo Polski, stąd mój sentyment. Teraz jednak jestem już starszy i za wszelką cenę nie będę dążył, żeby spełnić marzenie z dzieciństwa. Artur Szalpuk o braku powołania do reprezentacji: Był rozczarowaniem Brak powołania do reprezentacji w poprzednim sezonie motywujący czy demotywujący? Brak powołania był dla mnie rozczarowaniem, ale gdy patrzę na to z dzisiejszej perspektywy, to nie miało to na mnie wpływu. Nie muszę niczego nikomu udowadniać. Gram dla siebie, dla przyjemności i sprawia mi to dużą frajdę. Przeszedłem więc szybko nad tym do porządku dziennego i zająłem się pracą, by przygotować się do sezonu. Więc nie wpłynęło to na mnie demotywująco, ale też nie powtarzałem sobie, że "ja im teraz wszystkim pokażę i będę robił wszystko, żeby tylko wrócić do kadry". Kilku pana starszych kolegów po tym, jak Grbić nie wysłał im powołania, ogłosiło koniec kariery reprezentacyjnej. Pan na taki krok się nie zdecydował, pozostawiając sobie otwarte drzwi do kadry, co jest w sumie oczywiste biorąc pod uwagę pana wiek. Jak rozumiem, nadzieja na powołanie wciąż jest? Na pewno miło byłoby znowu założyć koszulkę w biało-czerwonych barwach. To ogromne wyróżnienie i tak a propos wspomnianych wcześniej marzeń z dzieciństwa myślę, że każdy młody sportowiec marzy o tym, żeby zagrać w kadrze, przed fantastycznymi kibicami. Bardzo chciałbym, żeby tak się stało, ale też nie zaprzątam tym sobie głowy. Trener ma swój pomysł na drużynę i on będzie decydował. Ja swoją wartość znam i myślę, że poziomem nie odstawałbym od swoich kolegów z kadry.