Tak mniej więcej wyglądała rozmowa Andrzeja Niemczyka z dziennikarzami po dramatycznym meczu meczu półfinałowym z Rosją podczas mistrzostw Europy w Zagrzebiu w 2005 roku. Tych drugich, w których Polki obroniły złoto i pozycję numer jeden na kontynencie, pieczętując tym samym swoją dominację. Ten mecz z Rosją skończył się szarpiącym nerwy tie-breakiem, wygranym przez polskie siatkarki na przewagi 22:20 (sic!), a dwa inne sety też grane były na przewagi. Thriller, po prostu thriller. To po tym półfinale Polki były już nie do zatrzymania, a Katarzyna Skowrońska po mistrzostwach Europy zdradziła w rozmowie ze mną: I tak się stało. Polska została mistrzem Europy zarówno z 2003, jak i 2005 roku, co było pierwszym medalem polskiej siatkówki na dużej imprezie międzynarodowej od 20 lat. Od wicemistrzostwa Europy mężczyzn z 1983 roku. Natomiast w wypadku kobiet był to pierwszy medal od 1971 roku. Po meczu z Rosją trener Andrzej Niemczyk stał w zagrzebskiej hali, a w zasadzie w jej korytarzu, w pół kroku od tutejszego baru i odpowiadał na pytania dziennikarzy z Polski, których nie nasyciła konferencja prasowa. Odpowiadał rekordowo długo, aż w końcu nie wytrzymał i powiedział: - Dajcie już spokój, ile można? Wszystko już powiedziałem. To wszystko? Czy jeszcze coś? Bo muszę nalać sobie drinka. Potem dodał jeszcze: "żeby się uspokoić po tym wszystkim". Andrzej Niemczyk w swej autobiografii "Życiowy tie-break" napisał zresztą: "Wiele osób nie zużyło do kąpieli tyle wody, ile ja wypiłem whisky". A kiedy wydawało się, że wygrał także z przeciwnikiem, który ostatecznie go pokonał, czyli nowotworem, komentował to tak: - Nie mógł ze mną wytrzymać. Zadusiłem go alkoholem i papierochami. Pies z kulawą nogą nie interesował się kobiecą siatkówką Jeszcze krótko przed sukcesami Złotek trenera Andrzeja Niemczyka o siatkówce kobiecej mało kto w Polsce pisał. Kiedy Polska startowała np. w 2002 roku na mistrzostwach świata i to wcale nie tak daleko, bo na parkietach Niemiec (bez sukcesu, zresztą), pies z kulawa nogą się tym nie interesował. Gazety prosiły dziennikarzy o tylko krótką informację, a dziennikarzy zajmujących się akurat damską odmianą siatkówki naprawdę było niewielu. Pół roku po urodzeniu córki sięgnęła po złoto olimpijskie To dlatego o wielkiej eksplozji zainteresowania żeńską siatkówką po sukcesie Polek w 2003 roku mówi się jako o "Pokoleniu 2003". Tamten sukces na tureckich parkietach był idealny dla przełomu. Odniosły go zawodniczki budzące powszechną sympatię. Nie uciekniemy też od kwestii urody - oczywiście, że podobała się ludziom nie tylko gra polskich siatkarek, ale i one same. Na dodatek, triumf Polski w 2005 roku na boiskach chorwackich był bezdyskusyjny i odniesiony bez przegrania ani jednego meczu: 3:0 z bardzo silnym wtedy Azerbejdżanem, 3:2 z Niemcami, 3:0 z Rumunią, 3:1 z Serbią i Czarnogórą, wreszcie w półfinale 3:2 z Rosją, w finale 3:1 z Włochami. To pierwsze złoto, z 2003 roku, było jednak wyszarpane. Polki zagrały wtedy mecze sytuujące kibiców na krawędzi wytrzymałości nerwowej. Nie były aż takimi dominatorkami. Więcej, prawie wtedy odpadły. Po porażce z Włoszkami 1:3 mogło się okazać, że ta jedna jedyna porażka może odebrać polskiej drużynie awans do czwórki - Holandia, którą pokonały po ciężkim boju 3:2, ograła bowiem Włoszki do zera. Polskie siatkarki wspominały, że spodziewały się od trenera Niemczyka, że ten zbeszta je za przegraną w tak ważnym meczu. Tymczasem on powiedział, że... jest dumny. - Zagrałyście świetny mecz, może najlepszy na turnieju. One zagrały jeszcze lepiej, ale to nie znaczy, że wy źle - mówił. I pocieszał. Powtarzał, że potrafią grać, że są świetne. Złotka podkreślały, że potrzebowały kogoś takiego, kto wyzwoli w nich wiarę i takie poczucie, o jakim wspominała potem Katarzyna Skowrońska. Poczucie własnej wartości. Magdalena Śliwa wspominała nawet o wyzwoleniu rodzaju bezczelności na boisku. Andrzej Niemczyk z kolei zawsze podkreślał, że praca z kobietami w sporcie to zupełnie co innego niż trenowanie mężczyzn. Zupełnie inne światy, których raczej nie da się połączyć. Weźmy chociażby legendarnego trenera Huberta Wagnera, który w latach siedemdziesiątych doprowadził męską kadrę do największych sukcesów w dziejach polskiej siatkówki. Potem objął kadrę kobiet i... katastrofa. Siatkarki wspominały, że gdy mówiły do niego: "Trenerze, może jakieś dobre słowo?", Wagner odpowiadał: "Za co? Za dobre wykonanie pracy? Najpierw trzeba coś wygrać". Przenosiny zasad pracy z mężczyznami na kobiety nie działało. Andrzej Niemczyk dobrze o tym wiedział. Jako młody trener szkolił juniorów Stali Mielec, ale rzucił to i poświęcił się wyłącznie kobietom. Twierdził, że je uwielbia, uwielbia z nimi pracować i ma do nich odpowiednie podejście. Hubert Wagner wyłożył się na kobietach On właśnie wyszedł z cienia Huberta Wagnera. Kiedy słynny polski trener sięgał z Polakami po złoto olimpijskie, Andrzej Niemczyk po raz pierwszy w karierze prowadził Polki na mistrzostwach Europy w 1977 roku. Zajął czwarte miejsce po porażce z Węgierkami. Wtedy Polacy brylowali, a Polki pozostawały w cieniu. Po latach role się odwróciły. Wtedy, w 2003 roku Polki ratowała tylko porażka Włoszek z wyeliminowaną już Bułgarią. Czyli cud. I ten cud się zdarzył. Włoskie siatkarki przegrały, odpadły, a Polska i Holandia awansowały do półfinałów, gdzie biało-czerwone ograły jeszcze Niemki i Turcję. Schemat był podobny jak w 2005 roku - dramatyczny mecz z Niemkami, zakończony tie-breakiem dał im taką moc i wiarę w siebie, że w finale Turcja nie miała szans nawet przed własną widownią. Mówiono jednak, że co to za tytuł zdobyty bez ogrania największych europejskich potęg, czyli Rosji i Włoch. - No to w 2005 roku walnęliśmy więc i Rosję, i Włochy, żeby nie było wątpliwości - mawiał Niemczyk. A Zoran Terzić prowadzący wtedy stawiającą dopiero pierwsze kroki w dużym świecie ekipę serbską po porażce z Polską powiedział: - Świetna lekcja siatkówki. Zapamiętamy ją. Jeśli się uczyć, to od takich zespołów jak Polska. Dramatyczne mecze i piękno występu Polek w 2003 roku zbiegło się z początkami i szybkim rozwojem internetu w Polsce. Pojawiły się właśnie pierwsze portale (w tym Interia), do tego dochodziły serwisy branżowe. Na fali sukcesu Polek pojawiły się też strony internetowe informujące o Złotkach, o siatkówce. Doszło do gigantycznej eksplozji zainteresowania, w które jeszcze rok wcześniej trudno byłoby uwierzyć. Siatkarki jak ubogi krewny siatkarzy. Nie zawsze jednak tak było Andrzej Niemczyk był na igrzyskach z Niemkami Andrzej Niemczyk dokonał niezwykłego. Jeszcze krótko przed mistrzostwami Europy w 2003 roku rozgrywał w Pile towarzyski turniej, w którym przegrał z Niemkami bezdyskusyjnie 0:3. Zastanawiano się wtedy, czy jego praca z kadra kobiet ma sens. Wszak w 1977 roku nie wyszło. Potem polski szkoleniowiec wyjechał na Zachód i jako jeden z nielicznych doświadczył okazji gry na igrzyskach olimpijskich. Nie z Polską jednak, ale z reprezentacją Republiki Federalnej Niemiec, którą trenował podczas zbojkotowanych przez Polskę i kraje bloku wschodniego igrzysk w Los Angeles w 1984 roku. Odpadł po porażkach z USA i Chinami, ale ograł wtedy z Niemkami do zera Brazylię. I to być może igrzyska w Los Angeles ugruntowały w Niemczyku przekonanie, że nie ma powodu, by bać się kogokolwiek. Tamte Złotka nie przekroczyły bariery światowych sukcesów, które w kobiecej siatkówce mocno należały do ekip pozaeuropejskich jak Stany Zjednoczone, Chiny, Japonia, właśnie Brazylia. Na igrzyska w Atenach w 2004 roku nie pojechały z powodu przedziwnej sytuacji na turnieju kwalifikacyjnym w Azerbejdżanie. Polska grała wtedy świetnie. Prowadziły w grupie, miały ostatni mecz z najsłabszym Azerbejdżanem. - Szykuje się pan już na mecz z Włoszkami w półfinale? - pytałem wtedy trenera Niemczyka. - Z jakimi Włoszkami? - No... jeżeli wygracie grupę, to trafiacie na Włoszki. Faworytki. - Powtórzę: nie gramy Włoszkami. No i trener Andrzej Niemczyk wystawił na Azerbejdżan dublerki, przegrał 0:3 i na Włoszki nie trafił. Ominął faworytki, trafił na Niemki. To z nimi odpadł nieoczekiwanie i zespół niemiecki pojechał na igrzyska do Aten. Koniec złotego trenera w Ningbo Igrzysk w Pekinie w 2008 roku ani nawet mistrzostw świata w 2006 roku trener Niemczyk nie doczekał jako selekcjoner. Latem 2006 roku na treningu przed Grand Prix w Ningbo w Chinach doszło do jego kłótni z liderką polskiej kadry, Małgorzatą Glinką. Trener zarzucił jej za małe zaangażowanie w trening, a ona sama zrezygnowała z dalszej współpracy. To niezwykle tajemnicza historia, za którą może stać kwestia nieporozumień. Awantury, jaka wtedy wybuchła trener Andrzej Niemczyk na stanowisku już jednak nie przetrwał. A polskie siatkarki od tamtej pory nie osiągnęły już takich sukcesów.