Ostatnie sezony to tłuste lata dla polskiej siatkówki klubowej. Serię triumfów na europejskich boiskach zapoczątkowała Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle, która od 2021 r. przez trzy lata panowała w Lidze Mistrzów. W tym sezonie dołączyły do niej polskie drużyny rywalizujące w dwóch kolejnych pucharach: Projekt Warszawa w Pucharze Challenge i Asseco Resovia w Pucharze CEV. Triumfy ZAKS-y i Resovii łączy czterech siatkarzy: Adrian Staszewski, Krzysztof Rejno, Paweł Zatorski i Jakub Kochanowski. Dwóch ostatnich dołączyło do rzeszowskiego klubu już po pierwszym triumfie kędzierzynian w LM, Rejno i Staszewski przed obecnym sezonem. W przyszłości mogą więc nawet powalczyć o pucharową "potrójną koronę" z polskimi klubami, brakuje im tylko Pucharu Challenge. - Fajnie by było, aczkolwiek wszyscy mamy duże apetyty i wszyscy chcielibyśmy grać w najwyższej klasie rozgrywek. Ale niezależnie od tego, w czym się bierze udział, zawsze trzeba próbować to wygrać. Zawsze to bardzo pozytywne, kiedy jest się najlepszą drużyną w rozgrywkach - podkreśla Kochanowski, który po finałowym spotkaniu z dumą pozował ze złotym medalem na szyi. Historyczny wyczyn polskich siatkarzy. Szał na trybunach, Niemcy nie mieli szans Jakub Kochanowski miał obawy przed powrotem na boisko. "Nie miałem tak długiej przerwy" Kochanowski i po triumf z ZAKS-ą, i teraz z Asseco Resovią sięgał jako podstawowy zawodnik. W tym sezonie nie było to wcale tak oczywiste. Nie chodziło jednak o żadną obniżkę formy, a o problemy ze zdrowiem. 26-letniego środkowego dopadła klątwa urazów, która w tym sezonie prześladuje zawodników PlusLigi. Na początku stycznia, w czasie meczu z Treflem Gdańsk, złamał palec przy blokowaniu ataku Mikołaja Sawickiego. Podobnej kontuzji nieco wcześniej doznał inny reprezentant Polski Aleksander Śliwka. Kochanowski musiał pauzować przez dwa miesiące. Wrócił do gry dopiero na początku marca. Zdążył jednak pomóc rzeszowskiemu zespołowi w obu meczach finałowych z SVG Luneburg. Kiedy porównuje zwycięski sezon z ZAKS-ą do obecnego, wskazuje właśnie na problemy ze zdrowiem. O formę Kochanowskiego kibice Resovii i polskiej kadry martwić się raczej jednak nie powinni. Jan Such, zasłużony siatkarz i trener klubu ze stolicy Podkarpacia, już teraz określa ją jako "doskonałą". We wtorkowym spotkaniu finałowym środkowy zdobył tylko trzy punkty, ale spędził na nim tylko dwa pierwsze sety. W trzeciej partii, gdy sprawa pucharu była już rozstrzygnięta, szansę otrzymali zmiennicy. Trzy puchary dla polskich klubów? "Myślę, że jest szansa" Dla Kochanowskiego puchar CEV to drugi medal zdobyty z Resovią. W ubiegłym sezonie wywalczył z nią brązowy krążek w PlusLidze. I choć latem środkowy może zmienić otoczenie, podkreśla, że w najbliższych tygodniach Resovia ma jeszcze ważny cel do zrealizowania w lidze. - Mimo że brązowy medal w zeszłym roku był dużym sukcesem - to był pierwszy medal od wielu lat dla Resovii - to wygranie jakiegoś pucharu to zawsze coś specjalnego. Mam nadzieję, że to będzie pozytywny bodziec do dalszej pracy i uwierzenia w swoje możliwości. Na pewno stać nas na wiele. Musimy tylko odpowiednio się poprowadzić i zrobić tak, by w odpowiednim momencie przyszła nasza najlepsza forma - zaznacza siatkarz. Triumf Resovii w Pucharze CEV nie musi być zaś ostatnim w tym sezonie sukcesem polskiego klubu w europejskich pucharach. W Lidze Mistrzów wciąż rywalizuje Jastrzębski Węgiel. Mistrzowie Polski w środę rozegrają rewanżowe spotkanie w półfinale, w Ankarze zagrają z tamtejszym Ziraatem Bankasi. Po wygranej 3:0 w pierwszym spotkaniu są o krok od awansu do finału, w którym będą czekać rywale z Włoch. - Trzy puchary dla polskich klubów? Myślę, że jest szansa. Nie określiłbym jej na dużą, bo jednak przed Jastrzębiem jest jeszcze duża i ciężka praca do wykonania, ale na pewno mocno w nich wierzę. To fakt, że ich na to stać. Kwestia tego, że trzeba przygotować odpowiednią formę w odpowiedniej chwili. Jeżeli zagrają swoją najlepszą siatkówkę, uważam, że to wystarczy, żeby wygrać i w półfinale, i w wielkim finale - przekonuje Kochanowski. Wielkie świętowanie siatkarzy. Specjalne pozwolenie od trenera. "Wybłagaliśmy"