PGE Skra fatalnie spisuje się w lidze, ale o niebo lepiej w europejskich pucharach. W Plus Lidze gra najgorzej od sezonu 1999/2000, kiedy spadła z ekstraklasy. Rok później wróciła i przez lata był hegemonem - zdobyła14 medali mistrzostw Polski, w tym dziewięć złotych i siedem Pucharów Polski. W tym sezonie zdecydowanie więcej meczów w lidze przegrała (trzynaście) niż wygrała (osiem). W tabeli zajmuje dopiero jedenaste miejsce, a do ósmego, dającego prawo gry w play off, traci już pięć punktów. Aż ośmiokrotnie siatkarze Skry przegrali po tie breaku (wygrali trzy). Gdyby lepiej spisywali się w decydującym secie, mogliby zajmować nawet szóste miejsce. Jedynym pocieszeniem dla bełchatowskich kibiców jest Puchar CEV. W nim wyeliminowała już trzech rywali - dwóch z Francji oraz jednego z Holandii i była na dobrej drodze, by to samo zrobić z czwartym. O ćwierćfinał walczyła z Galatasaray Stambuł. W pierwszym meczu rozegranym w Turcji Skra wygrała 3-1. Teraz wystarczyło jej wygrać dwa sery, by zapewnić sobie awans. Trener Joel Banks nieco zaskoczył składem, bo zagrali od początku Lukas Vasina i Wiktor Musiał, a na ławce usiedli Aleksandar Atanasijević i Dick Kooy. Początek należał do gości, bo wygrali trzy akcje. Ich passę przerwał Musiał, a świetną zagrywką wyrównał Mateusz Bieniek. To jednak Turcy mieli niewielką przewagę, bo nie do zatrzymania był Thomas Edgar. Po kolejnym ataku Australijczyka było 14-11 i szkoleniowiec Skry wziął czas. Bełchatowianie próbowali odrobić straty, ale przychodziło im to dużym trudem. Nadzieje odżyły po tym jak udało się zablokować Edgara. Po chwili pierwszy raz wyszli na prowadzenie (20-19) głównie za sprawą dobrej gry Filippo Lanzy. W końcówce były duże emocje, ale dzięki Karolowi Kłosowi Skra miała dwie piłki setowe. Wwykorzystała drugą. Galatasaray postraszyło Skrę Drugi set od początku przebiegał pod dyktando gości. Z akcji na akcję Galatasaray uciekało gospodarzom. W połowie seta przewaga wyniosła już cztery punkty. Problemy z przyjęciem, a także atakiem, sprawiły, że było już 23-16 i nie było szans na odrobienie takich strat. Turecki zespół wyrównał i wciąż był w grze o ćwierćfinał. Polacy mieli spore problemy, by przyjmować wcale nie najmocniejszą zagrywkę rywali. Przez to Grzegorz Łomacz nie miał swobody przy wystawianiu piłek. To pomagało Turkom budować przewagę. Sytuację starał się ratować zagrywką Bieniek. Po jego trzech dobrych serwisach wyszli na prowadzenie (7-6). Od tego momentu gra była bardziej wyrównana i długo było blisko remisu. Tym razem gospodarze nie pozwolili dojść do głosu rywalom. Na boisku pojawili się m. in. Atanasijević i drugi rozgrywający Mihajlo Mitić. Przewaga bełchatowian sięgnęła już czterech punktów. Prowadzili już 24-20 i awans był tuż-tuż, ale zmarnowali cztery piłki setowe i znów był remis. Dopiero wtedy błąd serwisowy popełnił rywal. Dobrze za to zagrał Lanza i gospodarze mogli podnieść ręce w geście triumfu. Prowadzili 2-1, a to oznaczało, że awans do ćwierćfinału jest już pewny niezależnie od końcowego wyniku. W czwartym secie obaj trenerze wpuścili rezerwowych. Długo Lepiej spisywali się zmiennicy z Turcji i prowadzil inawet czterema punktami (20-16), ale gospodarze wyrównali. Końcówka należała jednak do Turków. Tie break był bardzo wyrównany - remis był 12 razy. Ostatnie słowo nalażalo jednak do Skry. Rywalem w walce o półfinał będzie czeski zespół CEZ Karlovarsko, który do Pucharu CEV trafił z Ligi Mistrzów. Tak okazał się słabszy od Zaksy Kędzierzyn-Koźle i włoskiego Itas Trentino Volley, a pokonał tylko belgijski Decospan Roeselare. PGE Skra Bełchatów - Galatasaray Stambuł 3-2 (25-23, 19-25, 26-24, 23-25, 15-13). PGE Skra: Łomacz, Kłos, Bieniek, Musiał, Vasina, Lanza oraz Gruszczyński (libero), Mitić, Atansijević, Gunia, Kooy, Janus. Galatasaray: Ergin, Gunaydi, Edgar, Aydin, Ozturk, Karasu oraz Cakir (libero), Gungor, Capkinoglu, Kalyaci, Keskin.