Damian Gołąb, Interia Sport: Czy ten ostatni sezon to był w końcu rok, po którym możesz powiedzieć, że jesteś w stu procentach zadowolona? Martyna Czyrniańska, przyjmująca reprezentacji Polski: Ciężko, by sportowiec był w stu procentach zadowolony, więc tego chyba nie powiem. Ale na pewno indywidualnie był to dla mnie jeden z lepszych sezonów. Byłam w stu procentach zdrowa, rozegrałam sto procent meczów. To był sezon, w którym w końcu byłam wolna od kontuzji. Zmieniłaś coś w swoim przygotowaniu fizycznym, diecie? Słyszałem, że konsultowałaś się z fizjoterapeutą Igi Świątek. - Tak, była konsultacja z fizjoterapeutą Igi Świątek. Dostałam ćwiczenia i faktycznie ten brzuch się "uspokoił". Myślę, że też moja głowa była spokojniejsza, wszystko sobie lepiej poukładałam. Drastycznych zmian w diecie czy przygotowaniu jednak nie było. Czy po pełnym sezonie w mocnej zagranicznej lidze czujesz, że to może też być twój przełomowy rok w kadrze? - Myślę, że to może być mój przełomowy rok. Ale wszystko zależy ode mnie. Jeśli będę dawać z siebie wszystko, może to być przełom. Jeśli jednak będę mogła kogoś za cokolwiek winić po tym sezonie kadrowym, to tylko siebie. Siatkówka. Fizjoterapeuta Igi Świątek pomógł polskiej siatkarce Lubisz, gdy w trakcie meczów to na tobie ciąży presja? - Tak, jestem osobą, która lubi czuć na sobie presję. Lubię też sama ją sobie narzucać, jak zrobiłam to w poprzednim sezonie reprezentacyjnym. Kiedy czuję oddech zawodniczek, narzuconą przez samą siebie presję, gra mi się chyba trochę lepiej niż mecze "o nic", w których presji jest mniej. Niedawno w wywiadzie dla kanału "Siatkarskie Ligi" mówiłaś, że kiedyś nakładałaś na siebie trochę presji przez to, że wielu nazywało cię przyszłością polskiej siatkówki. To już w pełni za tobą? - Już skończyło się mówienie, że jestem zawodniczką z talentem i wielką perspektywą na granie. Teraz po prostu muszę zbierać doświadczenie i stać się doświadczoną siatkarką. Nadchodzi już nowy czas, a nie mówienie o mnie, że jestem przyszłością. Legendy polskiej siatkówki uhonorowane. Wielkie chwile "Złotek" Co poprawiłaś w ostatnim sezonie? - Wszystko poszło do przodu. Mocno poprawiłam się zwłaszcza w przyjęciu. W ataku zaczęłam znajdować różne rozwiązania, a nie tylko "siła razy ramię". Wzrosła też moja pewność siebie, po sezonie rozegranym w stu procentach jestem dużo pewniejszą zawodniczką i znacznie więcej widzę na boisku. Jesteś bardzo młodą osobą, wyjechałaś za granicę jeszcze jako nastolatka. Dwa lata spędzone w Turcji ukształtowały cię jako człowieka? Dodatkowo usamodzielniły? - Zdecydowanie tak. Pierwszy rok w Turcji ukształtował mnie głównie jako człowieka, przez kontuzje mniej jako zawodniczkę. Bardzo się rozwinęłam: językowo, poznałam inną kulturę, zobaczyłam, jak wygląda codzienność w innym kraju. Zobaczyłam trochę świata, otworzyłam się bardziej na inne kraje, na zwiedzanie. Jako siatkarka w tym sezonie dużo zyskałam dzięki tak częstym występom. Mogłam mierzyć się z tak dobrymi zespołami jak Fenerbahce czy Vakifbank Stambuł. Martyna Czyrniańska w Turcji została gwiazdą. "Czułam się dziwnie" Zainteresowanie twoją osobą w klubie Bahcelievler było duże? W końcu trafiłaś tam z jednego z gigantów tureckiej siatkówki, z Eczacibasi. - Może tak, chociaż zainteresowanie wynikało chyba bardziej z tego, że jako jedyna z zawodniczek w klubie gram w reprezentacji i byłam na igrzyskach olimpijskich. Byłam więc traktowana w drużynie jako najbardziej doświadczona i dużo pytań było kierowanych w moją stronę. Na początku czułam się z tym dziwnie, bo raczej zawsze byłam tą najmniej doświadczoną, najmłodszą siatkarką w klubach i reprezentacji. A tutaj role się odwróciły. Ale po czasie już się do tego przyzwyczaiłam. Poznałaś z bliska gorącą krew, z której znana jest Turcja? Jeden z meczów twojej drużyny, z Besiktasem Stambuł Olivii Różański, został nawet przerwany. - Był taki jeden incydent. Dokładnie nie wiemy nawet, co się stało. Nie zadawałam pytań - czasami im mniej wiesz, tym lepiej żyjesz. To była nieprzyjemna sytuacja, ale wydarzyła się tylko raz. Wiem, że w przeszłości zdarzały się takie przypadki, ale kluby starają się temu zapobiegać. Na przykład na mecze Fenerbahce z Galatasaray, gdzie napięcia są głównie przez piłkę nożną, raczej nie są wpuszczani kibice gości. Poza tym wspomnianym incydentem większych problemów jednak nie było i mam nadzieję, że nie będzie. W przyszłym sezonie szykuje się zaciąg polskich siatkarek w Turcji, ty chyba też będziesz mieć w klubie polskie koleżanki. Dziewczyny z kadry pytały cię o Turcję? - Raczej nie, była tylko jedna taka rozmowa. Większość tych dziewczyn wie, czego może oczekiwać za granicą. Niektóre już tam grały, inne dopiero wyjeżdżają, ale miały już informacje na ten temat w poprzednim roku ode mnie czy Magdy Stysiak. Dobrymi słowami chyba zachęciłyśmy dziewczyny, żeby wybierać turecki kierunek. W kadrze szykuje się nowe otwarcie, nie ma Joanny Wołosz, ale też kilku innych zawodniczek. Czujesz, że więcej oczu będzie zwróconych na ciebie? - Nie myślałam o tym w ten sposób. Raczej brałam pod uwagę całokształt drużyny. Musimy budować ją na podstawie innych zawodniczek, bo jednak w poprzednich latach większość polegała na Asi Wołosz. Teraz budujemy coś nowego w kolejnym cyklu igrzysk olimpijskich. Rozmawiał Damian Gołąb