To była desperacka walka z przeciwnikiem, ale również własnymi słabościami. Pięć setów z Sir Sicoma Monini Perugia w finale siatkarskiej Ligi Mistrzów wyniszczyło siatkarzy Aluron CMC Warty Zawiercie, którzy w dwa dni rozegrali łącznie aż 10 partii. W końcówce spotkania trudno było im już wykrzesać z siebie siłę, by walczyć z Włochami. Na nogach słaniał się Bartosz Kwolek, który po swojej ostatniej zagrywce nie zdołał nawet ustać na boisku i padł na podłogę. Po meczu przyszedł do strefy wywiadów blady i wyczerpany. "Jeszcze żyję, bo mówię i oddycham, ale jest ciężko" - zaczął rozmowę z dziennikarzami. Polscy siatkarze wyczerpani do granic możliwości. Bartosz Kwolek wprost. "Umieralnia" Terminarz turnieju od początku zaskakiwał. Liga Mistrzów po latach przerwy wróciła do formuły Final Four, ale tym razem podzieliła mecze na trzy dni. Pierwszy półfinał Perugia - Halkbank Ankara został rozegrany w piątek. Warta i JSW Jastrzębski Węgiel rywalizowały dopiero w sobotę. O tym, że to niesprawiedliwe, wprost mówili nawet uprzywilejowani w ten sposób siatkarze z Perugii. Pięć setów z jastrzębianami mocno dało w kość zawiercianom. Kwolek już po półfinale żartował, że potrzebne będą leki, kapitan drużyny Mateusz Bieniek zapowiadał, że fizjoterpeutów czeka noc pełna roboty. Przyjmujący Warty podkreślał też jednak, że czuje dumę z kolejnego medalu wywalczonego z drużyną z Zawiercia. I to mimo faktu, że we wszystkich rozgrywkach - Pucharze Polski, PlusLidze i Lidze Mistrzów - skończyło się srebrnymi medalami. "Usłyszałem fajną rzecz, że żeby przegrać finał, najpierw trzeba się do niego dostać. Jestem dumny, że te trzy finały w sezonie osiągnęliśmy. Szkoda, że żadnego nie udało się wygrać, ale wszystko przyjdzie z czasem" - przekonuje Kwolek. Z Łodzi Damian Gołąb