Sebastian Zwiewka, Interia: Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin - we wtorek obchodził pan 38. urodziny. Czego mogę panu życzyć? Michał Winiarski, trener Trefla Gdańsk: Przede wszystkim zdrowia i szczęścia. Na wszystko inne będziemy pracować sami (śmiech). W najbliższy weekend rozpocznie pan trzeci sezon w roli pierwszego szkoleniowca Trefla. Zgodzi się pan z tym, że z roku na rok poprzeczka zostaje zawieszona wyżej, większe są też oczekiwania? To zależy od tego, jak się do tego podchodzi. Ja z sezonu na sezon nabieram doświadczenia i się rozwijam, ale metody mojego działania pozostają takie same. Dla mnie najważniejsze jest to, co jest tu i teraz, czyli praca i rozwijanie zespołu. Oczekiwania czy wysoko zawieszona poprzeczka, są to raczej sprawy, które nie mają dla mnie znaczenia, ponieważ znaczenie ma to, co robimy na co dzień. Rozmawiał pan już z prezesem o celach na ten sezon? Mając w kadrze Mariusza Wlazłego, Lukasa Kampę, Mateusza Mikę czy Pablo Crera, będziecie raczej celować w miejsce na podium? Cały czas powtarzam, że nie żyję przyszłością, tylko tym, co jest tu i teraz. Sezon pokaże jak będziemy grać, jak będziemy wyglądać i na co będzie nas stać. Moje podejście w ogóle się nie zmienia. Po prostu dążę do tego, żeby zespół się rozwijał i grał jak najlepiej. Pamiętam jak zły z boiska schodził Mariusz Wlazły po przegranej ćwierćfinałowej batalii z zespołem z Warszawy. Pana siatkarze mają ambicje walczyć o medale. Myślę, że wszyscy mamy ambicje. Dla każdego sportowca porażka jest czymś, z czym trudno się często pogodzić. Szczególnie, że w poprzednim sezonie graliśmy naprawdę dobrą siatkówkę. Wszystkie zwycięstwa cieszą, porażki natomiast potrafią dużo uczyć. Dzięki porażce nabiera się pokory oraz doświadczenia. Zdobyliśmy doświadczenie, które będzie dla nas bardzo ważne w tym sezonie. Jak podsumuje pan okres przygotowawczy? Wyniki nie były najgorsze, choć w przedsezonowych sparingach zawsze schodzą na dalszy plan. Dokładnie tak. Bardzo dobrym sygnałem jest to, że z tygodnia na tydzień zespół szedł w górę, jeżeli chodzi o poziom siatkarski. Wiadomo, że w pierwszym okresie dużo pracuje się nad przygotowaniem fizycznym i nad tym, żeby naładować fizycznie baterie. Przynajmniej dla mnie bardzo ważne jest to, by drużyna była gotowa do ligi. Udało to się zrealizować w 100 procentach. Wszyscy pograli i są gotowi do gry. Mamy zespół, w którym - jak co roku - każdy będzie ważnym ogniwem i będzie w stanie pomóc. To najważniejsze i zgodne z filozofią prowadzenia przeze mnie zespołu. Tym razem na szczęście nie przeszkodziła wam pandemia. Nie boi się pan, że koronawirus o sobie przypomni w trakcie sezonu? Jedyne, co w życiu jest pewne, to niepewność. Myślę, że trzeba nauczyć się z tym żyć. Dlatego dla mnie tak bardzo ważne jest postępowanie z dnia na dzień oraz praca nad sobą i na codziennych treningach. Nie mamy wpływu na to co będzie, natomiast mamy wpływ na to co jest tu i teraz. Tak do tego podchodzę. Czy terminarz PlusLigi jest sprzymierzeńcem pana drużyny? Najpierw wyjazd do Katowic, następnie domowe pojedynki z zespołami z Zawiercia i Lubina. Można rozpocząć rozgrywki z wysokiego "C". Są to bardzo trudne mecze, zresztą wszystkie mecze w PlusLidze będą bardzo trudne. Przez cały czas trzeba być na maksymalnych obrotach. Rozgrywki są naprawdę bardzo mocne. Można powiedzieć, że ironicznie mówimy, że liga z roku na rok staje się silniejsza, ale tak jest. Uważam, że tak mocnych zespołów i tych, które mierzą w walkę o play-offy i medale, nie było. Doszło parę drużyn wzmocnionych jakościowymi zawodnikami. Sezon będzie bardzo trudny dla wszystkich. Będzie trzeba walczyć o zwycięstwo w dosłownie każdym spotkaniu, niezależenie, czy zagra się z zespołem teoretycznie wyżej czy niżej notowanym. Nigdy nie będzie się stało, ani na wygranej, ani na straconej pozycji. Liga zapowiada się ciekawie. Ciężko wskazać kilka drużyn, które powinny między sobą rozstrzygnąć walkę o medale. Kogo wymieniłby pan? Są zespoły wysokobudżetowe, które dysponują zawodnikami posiadającymi doświadczenie z gry na najwyższym poziomie. Ta czwórka czy piątka nie zmienia się od lat. W lidze rywalizują także zespoły, które grając dobrze mogą dużo namieszać. W tym gronie jest bardzo dużo drużyn. Myślę, że my też tam się znajdujemy. Jeszcze tak mocnym składem pan nie dysponował? W zasadzie straciliście tylko Marcina Janusza, ale Lukas Kampa i Łukasz Kozub zdołają go raczej godnie zastąpić. Ciężko odpowiedzieć przed sezonem. Zawsze boisko weryfikuje, ja zawsze jestem daleki od składania obietnic i mówienia tego, czy zespół jest lepszy. Twardo stąpam po ziemi i tego się trzymam. Raz jeszcze powtórzę, że dla mnie najbardziej się liczy to, jak zespół trenuje i gra. Czy będzie mocniejszy? Przekonamy się na koniec rozgrywek. Sprowadził pan wszystkich zawodników z listy życzeń? A może kogoś nie udało się sprowadzić i trzeba było ratować się opcją "B" lub "C"? Wiemy, jaka jest sytuacja finansowa w gdańskim klubie. Nasz zespół od co najmniej dwóch lat opieramy na wychowankach. Dla mnie bardzo ważne jest to, żeby młodzież dostawała szansę. Mamy świetny kontakt z trenerami grup młodzieżowych. Na przykładzie Trefla ewidentnie widać, że co roku przychodzą do nas wychowankowie, którzy chcą zaistnieć w dorosłej siatkówce. Mamy mieszankę doświadczenia z młodością. Przez ostatnie dwa lata świetnie to współgrało, z takimi nadziejami przystępujemy do kolejnego, trzeciego sezonu. Dochodzą wychowankowie, dochodzą też kibice. W końcu wypełnione zostaną trybuny. Do Ergo Areny zawsze przychodziło sporo ludzi, więc macie dodatkowy atut. Na pewno jest to atut, z którego bardzo się cieszymy. W poprzednim sezonie kibice byli tylko na pierwszym meczu. Uważam, że szczególnie mój pierwszy sezon w Treflu pokazał, jak ważna jest dla nas publiczność. Mieliśmy kompletnie nowy zespół i wspólnie potrafiliśmy stworzyć sobie wspaniałą atmosferę do grania. Kibice wtedy dawali nam sporo pozytywnej energii, ale my swoją grą też to robiliśmy. Gorąco liczę na to, że kibiców będzie coraz więcej i nasza postawa będzie bardzo dobra. Jest pan na początku trenerskiej kariery, a już teraz łączy się pana nazwisko z objęciem selekcjonera reprezentacji Polski. To powód do dumy. Na pewno tak. Ja jednak w ogóle nie zaprzątam sobie głowy takimi sprawami. Najważniejszy jest nadchodzący mecz i najbliższy trening.