Z racji zmiany sposobu dobierania drużyn, które wezmą udział w igrzyskach olimpijskich, od początku jasne było, że w fazie pucharowej znajdą się tylko największe ekipy na świecie. Wśród nich z pewnością można wyróżnić sześć reprezentacji, które przy każdej kolejnej okazji są w stanie stworzyć niesamowity spektakl. Tak się faktycznie stało. Spotkania w strefie play-off były niesamowite, a jednym z nudniejszych z perspektywy postronnego kibica był mecz ćwierćfinałowy Polski ze Słowenią. "Zajął miejsce Kubiaka". Wskazał lidera Polski, nie ma wątpliwości. Gorąco przed finałem Gdyby nie chwila dekoncentracji pewnie Biało-Czerwoni wygraliby tę rywalizację, nie tracąc nawet seta. Na zawsze w pamięci pozostaną z pewnością mecze ćwierćfinałowe między Włochami i Japonią oraz Francją i Niemcami. W obu tych spotkaniach faworyci wracali z bardzo trudnej sytuacji, a Włosi wręcz z siatkarskiego grobu, bo byli o punkt od odpadnięcia z turnieju. Japonia miała aż trzy piłki meczowe, a ostatecznie przegrała po tie-breaku. USA z brązowym medalem. Włosi nie mieli nic do powiedzenia Tamtym zwycięstwem Włosi zapewnili sobie walkę przynajmniej o brąz, a w swoim półfinale szans z Francją nie mieli żadnych. Amerykanie do półfinału awansowali w zdecydowanie spokojniejszy sposób, ale z kolei w meczu z Polską bili się na noże i Biało-Czerwoni odrodzili się z siatkarskich nicości, wygrywając w tie-breaku. To wszystko sprawiło, że w meczu o brązowy medal mieliśmy starcie Włochów z Amerykanami, które równie dobrze mogłoby być finałem igrzysk. "Zakładał" klątwę ćwierćfinału, teraz wierzy w złoto. "Gotowałem się w środku" Pierwszy set potwierdził przedmeczowe oczekiwania. Obie drużyny otrząsnęły się już po swoich porażkach w półfinale i na parkiet wyszły walczyć jak o życie. Właściwie przez całą pierwszą partię gra toczyła się punkt za punkt, ale w tej drugiej - decydującej fazie, Amerykanie zbudowali sobie przewagę w wysokości dwóch, jak się okazało, bezcennych oczek i to oni zgarnęli pierwszego seta, wygrywając 25:23, ale obie drużyny prezentowały naprawdę wysoką jakość, szczególnie w obronie. Druga partia miała już nieco inny przebieg. Amerykanie nakręceni zwycięstwem w pierwszym secie rozpoczęli tę partię bardzo mocno i szybko zbudowali sobie delikatną zaliczkę, która pozwalała im na nieco więcej spokoju w grze. W samej końcówce seta Włosi dogonili swoich rywali i zaczęliśmy grę na przewagi, w której obie ekipy nie wytrzymywały presji na zagrywce. Ostatecznie nieco więcej chłodnej głowy znów zachowali "Jankesi" i to oni wygrali 30:28, wychodząc na prowadzenie 2:0 w setach. Trzecią partię Amerykanie rozpoczęli absolutnie zjawiskowo. Prowadzili już nawet 7:3 i wydawało się, że idą pewnym krokiem po wygranie tego meczu w trybie błyskawicznym. Włosi jednak natychmiast się odrodzili, a w pewnym momencie mogli już nawet widzieć wygranego trzeciego seta, ale Amerykanie tym razem nie wypuścili zwycięstwa, jak to miało miejsce w przypadku meczu z Polską. Ostatecznie "Jankesi" wygrali 26:24 i to oni wrócą do domu z brązowymi medalami, a największym włoskim skalpem tych igrzysk pozostanie rozbicie Polaków w meczu o pierwsze miejsce w grupie. Dla Amerykanów to z pewnością koniec pewnej, przepięknej ery tamtejszej siatkówki. Trudno bowiem wyobrazić sobie, abyśmy na igrzyskach w Los Angeles mieli zobaczyć na parkiecie Matta Andersona, Maxwela Holta czy Davida Smitha, a być może przyszłość wieloletniego selekcjonera kadry Johna Sperawa również stanie pod znakiem zapytania w związku z końcem pewnego pokolenia.