"Skoro Skra już go wygrała dwa lata temu, a my przegraliśmy przed rokiem z Resovią, to chyba teraz czas na nas" - mówił przed spotkaniem trener ZAKS-y Sebastian Świderski. W obu zespołach aż roi się od reprezentantów Polski, którzy w pięknym stylu zdobyli mistrzostwo świata. W Skrze gra ich czterech (Mariusz Wlazły, Michał Winiarski, Karol Kłos, Andrzej Wrona), a w ZAKS-ie trzech (Paweł Zagumny, Marcin Możdżonek, Paweł Zatorski). Przed spotkaniem prezydent Poznania Ryszard Grobelny uhonorował złotych medalistów MŚ pamiątkowymi statuetkami. Otrzymali je również Stephane Antiga i Philippe Blain, czyli duet trenerski, który poprowadził Orłów do wspaniałego sukcesu. "Jesteśmy z Tobą Grzesiu" - w koszulkach z takim napisem wyszli na prezentację zawodnicy obu drużyn. To wsparcie dla Grzegorza Boćka, atakującego ZAKS-y, u którego wykryto nowotwór układu limfatycznego. Z tego powodu zawodnik musiał zawiesić sportową karierę. Mecz od początku mógł się podobać. Zawodnicy walczyli o każdą piłkę i kibice oglądali wiele ciekawych akcji. Tuż przed pierwszą przerwą techniczną w inauguracyjnym secie zablokowany został Wlazły, a następnie najlepszy siatkarz mistrzostw świata zaatakował w aut. ZAKSA prowadziła 8:6, ale mistrz Polski błyskawicznie odrobił straty (9:9). W kolejnych fragmentach to bełchatowianie wypracowali dwa "oczka" przewagi (14:12). Do remisu doprowadził jednak Dominik Witczak, który mocną zagrywką "ustrzelił" libero Skry Kacpra Piechockiego (14:14). Od stanu 16:16 podopieczni Miguela Falaski zdobyli trzy punkty z rzędu (19:16). Świderski poprosił o czas i chwila przerwy pomogła jego zawodnikom. Kędzierzynianie odrobili prawie całą stratę (19:20) i wtedy czas wziął Falasca. ZAKSA doprowadziła do remisu, kiedy w kontrze potrójny blok "przełamał" Dick Kooy (22:22). Lepiej w wojnie nerwów zaprezentowała się Skra, a bohaterem końcówki został Srecko Lisinac. Serbski środkowy najpierw zablokował Kooya, później popisał się skutecznym atakiem z krótkiej z tyłu, a w decydującym momencie świetną zagrywką. Kędzierzynianie przyjęli na drugą stronę siatki, co wykorzystała Skra. Kontrę skończył Andrzej Wrona - 26:24. W drugim secie również nie brakowało emocji. Na pierwszej przerwie technicznej bełchatowianie prowadzili 8:6, a na drugiej 16:13. Wydawało się, że sytuację mają pod kontrolą. Tymczasem zawodnicy Świderskiego nie zamierzali łatwo się poddać. Po nieudanej kiwce Wlazłego na tablicy wyników był remis 17:17. Zanosiło się na zaciętą końcówkę, ale Skra nie dopuściła do tego. Kiedy Facundo Conte zatrzymał atak Witczaka było 22:20. Mistrzowie Polski nie wypuścili szansy z rąk. Kooy źle przyjął zagrywkę Nicolasa Uriarte i Skra miał setbola (24:21). Seta zakończył ładnym atakiem z prawego skrzydła Conte. Siatkarze z Bełchatowa za wcześnie uwierzyli, że mecz jest już wygrany. W szeregach Skry zaczęły mnożyć się proste błędy, co skrzętnie wykorzystali kędzierzynianie. Na drugiej przerwie technicznej przewaga ZAKS-y wynosiła aż pięć punktów (16:11). Falasca wymienił niemal cały skład, ale to nic nie dało. Trzeciego seta kędzierzynianie wygrali 25:20. Podrażniona Skra z animuszem rozpoczęła czwartą partię i na efekty nie trzeba było długo czekać. Bełchatowianie zbudowali trzypunktową przewagę (7:4), którą utrzymywali do drugiej przerwy technicznej. Kędzierzynianie rzucili się w pościg i doprowadzili do remisu 16:16, ale chwilę później wysiłek został zaprzepaszczony, bo w jednym ustawieniu stracili cztery punkty z rzędu. ZAKSA zrewanżowała się i również zdobyła cztery oczka w jednym ustawieniu głównie za sprawą bardzo dobrych zagrywek Kooya (23:23). Mogło być jeszcze lepiej, ale w kontrataku przestrzelił Lucas i meczbola miała Skra (24:23). Kędzierzynianie obronili dwie piłki meczowe, ale trzeciej już nie dali rady. Mecz zakończył efektownym atakiem Wlazły. Superpuchar Polski zdobyła PGE Skra Bełchatów! Najlepszym zawodnikiem tego spotkania został wybrany przyjmujący Skry Argentyńczyk Facundo Conte. Po meczu powiedzieli: Miguel Falasca (trener PGE Skry): "Jesteśmy bardzo szczęśliwi ze zdobycia tego trofeum. Muszę pogratulować chłopakom, bo dali naprawdę z siebie wszystko, grali z ogromnym zaangażowaniem. Myślę, że pokazaliśmy sporo dobrej siatkówki, ale przed nami dużo pracy". Mariusz Wlazły (kapitan PGE Skry): "Na pewno było to zacięte spotkanie, które mogło się podobać kibicom. Cieszymy się ze zwycięstwa, ale też mamy świadomość, na jakim jesteśmy etapie. Dopiero co zjechaliśmy się do klubów i teraz musimy poukładać te wszystkie klocki na nowo. Dla nas to ważne trofeum, każde zwycięstwo, które kończy się wygraniem 'czegoś' cieszy nas zawodników, bo jest to też jakieś dowartościowanie naszej pracy". Paweł Zagumny (kapitan ZAKS-y): "Stawka meczu była duża, do zdobycia był pierwszy tytuł w tym sezonie. Dlatego nie było trudno się zmobilizować. Zabrakło chyba umiejętności, po prostu Skra była trochę lepsza. Taka już jest siatkówka, że wygrywa ten, kto popełni mniej błędów. W końcówce czwartego seta to my popełniliśmy chyba za dużo". Dominik Witczak (skrzydłowy ZAKS-y): "Za dużo zepsuliśmy zagrywek - ta mocna może jeszcze funkcjonowała, ale ta lżejsza nie przynosiła skutku. Nawet jak jedna była dobra, to w następnej oddawaliśmy punkty rywalowi. Brakowało nam punktu zaczepienia w tym meczu, mimo że w niemal każdym secie była jedna lub dwie piłki, które decydowały o tym, kto wyjedzie na prowadzenie. A nam przytrafiło się trochę niedokładności czy przy sytuacyjnych piłkach, czy przy asekuracji. Dzisiaj akurat Skra o te dwie piłki w końcówkach była lepsza i wygrała zasłużenie". PGE Skra Bełchatów - ZAKSA Kędzierzyn-Koźle 3:1 (26:24, 25:22, 20:25, 27:25) PGE Skra: Nicolas Uriarte, Andrzej Wrona, Srecko Lisinac, Facundo Conte, Nicolas Marechal, Mariusz Wlazły, Kacper Piechocki (libero) - Karol Kłos, Aleksa Brdovic, Michał Winiarski, Maciej Muzaj. ZAKSA: Paweł Zagumny, Jurij Gładyr, Łukasz Wiśniewski, Lucas Loh, Dick Kooy, Dominik Witczak, Paweł Zatorski (libero) - Nimir Abdel-Aziz, Marcin Możdżonek, Kan van Dijk, Krzysztof Zapłacki.