- W kadrze czuć było spokój i zaufanie. Szłyśmy do celu krok po kroku. Wygrałyśmy eliminacje do ME, później eliminacje do Grand Prix. Po mistrzostwach Europy spadł na nas straszny boom i nasze przygotowania do udziału w World Cup to było jedno wielkie nieporozumienie. Ciągłe wywiady, zdjęcia - w tych warunkach nie dało się normalnie trenować. - Jednym słowem nie byliśmy organizacyjnie i mentalnie przygotowani na taki sukces... - To było bardzo miłe dla nas, ale przerosło wszystkich. Moim zdaniem powinnyśmy wtedy wyjechać z kraju i spokojnie przygotować się do dalszych startów. - A jak wpłynęły na atmosferę zmiany personalne? - W związku z kontuzjami Asi Mirek i Ani Podolec skład musiał ulec zmianie. Na Pucharze Świata najbardziej odczuwalny był dla nas brak Doroty (Świeniewicz - przyp. red.). Miałyśmy piłki, aby wygrywać sety, czy mecze... Prowadziłyśmy czasem nawet 24:21 (np. mecz z Kubą), aby ostatecznie przegrać. Myślę, że gdyby była wśród nas Dorota, to grałoby się inaczej. Nie mam tu na myśli tego, że na pewno wywalczyłybyśmy awans do Igrzysk, ale mogłyśmy być wyżej w klasyfikacji i może to starczyłoby do awansu. Przed turniejem w Baku znów w Polsce ciężko było skupić się na treningach, gdyż nastąpił kolejny boom na żeńską reprezentację. Powinnyśmy wygrać tam mecz z Turcją, ale go przegrałyśmy i tym samym, jak się okazało, przegrałyśmy Igrzyska. - Dużo szumu było o "odpuszczenie" meczu z Azerkami... - I znów szukanie usprawiedliwień... Nie lubię takiej postawy. Powinnyśmy wygrać mecz z Turczynkami. Rozpoczęłyśmy dobrze, prowadziłyśmy wysoko. I już pod koniec pierwszego seta widać było, że coś się zmieniło w naszej grze. Ledwo udało nam się wygrać tą partię. Po połowie seta dziewczyny (ja oglądałam ten mecz z ławki rezerwowych) zaczęły robić szkolne błędy, a Turczynki wykorzystały to w drugim secie. - Czym te błędy mogły być spowodowane? - Nie wiem. Błędy zazwyczaj wynikają z dwóch rzeczy: ze zmęczenia i dekoncentracji. Być może dziewczyny uśpiło na moment to wysokie prowadzenie i myślały, że pójdzie tak łatwo, jak na mistrzostwach Europy? Później nastąpił chaos. I jeśli trenerowi nie uda się nad tym w porę zapanować, to choćby później robił tysiąc zmian, nic to nie da. Tak właśnie stało się w tym meczu. Wcześniej byłyśmy zespołem, który walczył o każdą piłkę, w tym spotkaniu oglądało się drużynę, w której wszystkie zawodniczki patrzą, jak piłka wpada w środek boiska. A jak jedna z nas zrobiła błąd, to nie było drugiej, która ten błąd naprawi. - Z drugiej strony Turczynki zagrały "mecz życia", a dzień później były cieniem drużyny, która Was pokonała... - Drużyna Turcji niewiele nauczyła się po ME. Tam przegrały w szatni mecz finałowy, w Baku w ten sam sposób przegrały Igrzyska. One po prostu nie wytrzymały presji, jaką wywierali na nich dziennikarze i kibice. Przed finałem w Ankarze mówiło się już tylko o złotym medalu dla Turcji, myślę, że podobnie było w Baku. A co do tego, że Turcja zagrała z nami "mecz życia", to powiem tyle, że to my im na to pozwoliłyśmy. Od drugiego seta przestałyśmy grać i tylko patrzyłyśmy, jak piłka wpada w naszą część boiska. - Później było Grand Prix... - I po raz kolejny można powtórzyć: zabrakło pełnego składu... Gdybyśmy wygrały jeden mecz więcej, zagrałybyśmy w turnieju finałowym. Mimo wszystko uważam ten turniej za udany. Biorąc pod uwagę skład, w jakim tam leciałyśmy - fakt, że Kamila (Frątczak - przyp. red.) musiała lecieć z nami, mimo kontuzji, bo inaczej trzeba by było zapłacić karę... Mówiąc o składzie nie chcę nikogo urazić, ale był on daleki od optymalnego składu kadry narodowej... Duży wpływ na nasze wyniki na GP znów miały kontuzje i myślę, że powinniśmy się cieszyć, że nie byłyśmy tam tak zwanym "chłopcem do bicia" i zdobyłyśmy sporo nagród indywidualnych. I w każdym z turniejów byłyśmy wysoko w indywidualnych klasyfikacjach. To właśnie na tym turnieju po raz pierwszy nasza reprezentacja wygrała mecze z Włoszkami, Japonkami, Dominikaną. - Po powrocie pamiętne zgrupowanie w Szczyrku... - Tak, pamiętny miesiąc sierpień, który dla mnie i kilku koleżanek zakończył przygodę z kadrą... Dla jednych na zawsze, dla innych może do zmiany trenera. Prawdę mówiąc do dziś siedzi mi to "ością w gardle" i nie mogę tego przełknąć. Inaczej wyobrażałam sobie moje pożegnanie z kadrą narodową. Mam o to żal do taty i nie będę tego ukrywać. Głównie chodzi mi o nieprawdę, jaką powiedział - to znaczy o mój niehigieniczny tryb życia i siedzenie przy komputerze... Jeśli chciał się mnie pozbyć z reprezentacji, bo mu w niej przeszkadzałam, to mógł to zrobić w każdy inny bardziej cywilizowany sposób. Kiedy jestem na zgrupowaniu kadry, to chodzę spać, podobnie jak reszta dziewczyn. Siedzieć przy komputerze mogę w domu, między obozami kadry i w trakcie sezonu klubowego. Cały problem wziął się stąd, że w Łodzi mieszkaliśmy razem i tato widział, co ja robię wieczorami, a ja to, co on robił. Niejednokrotnie dochodziło przez to do ostrej wymiany zdań. Gdyby chociaż wtedy wziął mnie na rozmowę i powiedział, że mam wybór, że mogę zrezygnować, albo mnie wyrzuci, bo odmładza kadrę... Mój tato jest bardzo dumnym człowiekiem i nawet, jeśli powie coś w nerwach, to później się z tego nie wycofuje, choćby żałował tego, co zrobił. Kiedyś podobna sytuacja, jak na sierpniowym zgrupowaniu, miała miejsce z moją mamą. Tato ją również chciał wyrzucić z kadry, ale wtedy ujęły się za nią koleżanki z reprezentacji. Powiedziały, że jak wyrzuci jedną, to reszta też przestaje grać. Wielka szkoda, że nasz zespół nie był taki. Kibice okazali się bardziej lojalni, niż koleżanki z zespołu. A może zabrakło wtedy na zgrupowaniu tych najważniejszych - Doroty, Gosi, Magdy, która wtedy była w szpitalu, przy Izie (córce - przyp. red.) - A kiedy Magda stawiła się w Szczyrku sama usłyszała od trenera "do widzenia".. - Właśnie, wtedy jej też trener "podziękował" za grę w kadrze... Jedynym pocieszeniem są słowa, jakie usłyszałam wtedy od Doroty i Gosi, o tym, że beze mnie i Magdy kadra nie będzie już wyglądać tak samo i nie widzą sensu w tym, żeby pojawiać się na zgrupowaniach. I jak powiedziały, tak robią. Żadna z nich nie powiedziała, że przyjedzie na zgrupowanie, bądź zagra w reprezentacji. O ich przyjeździe mówił jak dotąd tylko trener, który podał terminy, w jakich dziewczyny stawią się na zgrupowanie. Żaden z dziennikarzy natomiast nie pofatygował się, aby sprawdzić.