W konferencji, w której za stołem zasiadły dwie piękne dziewczyny - Polka Natalia Bamber, Amerykanka Jennifer Joines - i legendarna postać kobiecej siatkówki, a dziś trenerka reprezentacji USA Jenny Lang Ping. Ale i tak główną postacią był trener Andrzej Niemczyk... Trener dwukrotnych mistrzyń Europy zawsze jest na luzie. Udowodnił to od razu w Chicago, kiedy przyglądając się siedzącej obok niego 23-letniej skrzydłowej reprezentacji USA, zauważył znienacka: "Ty chyba musisz mieć w sobie polską krew. Tylko polskie dziewczyny są takie ładne..." Szybko też "rozbroił" trenerkę ekipy USA, byłą chińską mistrzynię olimpijską z Los Angeles, dwukrotną zdobywczynię Pucharu Świata i mistrzynię świata Lang Ping stwierdzeniem, że "przecież znamy się od 20 lat", dodając natychmiast: "Gramy w Chicago, więc liczę na to, że będziemy mieli atmosferę jak w Polsce. Wszystko jasne - my gramy u siebie, a wy na wyjeździe". Mając nadzieję, że sala Allstate Arena zapełni się Polonusami, trener zaznaczył jednak, że ekipa, którą przywiózł na mecz z piątą drużyną światowych rankingów nie jest najsilniejszym składem, jaki mógłby wystawić na parkiet. "Amerykanki będą grały trochę odmłodzonym składem, ale i u nas zabraknie dziewczyn, którym przytrafiły się kontuzje. Nie przygotowuję jednak żadnych wymówek - dziewczyny, które przywiozłem mają taką samą odpowiedzialność jak te, które nie mogły przyjechać do Chicago - mają nauczyć się wygrywać. To bardzo, bardzo ważne - traktować każdy mecz, jakby to był mecz o wszystko. Zawodniczka, która tego nie rozumie, nigdy nie będzie mistrzynią". Po konferencji miałem okazję porozmawiać z Jennifer Joines, nie mogąc nie rozpocząć wywiadu od pytania, jak to jest z tą polską krwią... Jennifer Joines (śmiech): Nic o tym nie wiem, muszę popytać rodziców. Albo dziadków. Słyszałam już wcześniej, że macie ciekawego trenera. Rzeczywiście jest bardzo na luzie. Myślałam, że pęknę ze śmiechu, jak na pytanie jak wybiera dziewczyny do kadry odparł "przede wszystkim muszą być ładne". U nas trener kadry nie mógłby czegoś takiego publicznie powiedzieć. Szkoda... - No właśnie - jak się pracuje z żywą legendą siatkówki? Czy uważasz, że kobiety lepiej rozumieją kobiety? - To był w amerykańskiej siatkówce olbrzymi przełom, nikt nie przypuszczał, że trenerem kadry zostanie Jenny. Nie miałam do tej pory wyrobionego zdania na temat kobiet-trenerek, ale ona jest niesamowita. Nie tylko dlatego, że wygrała w siatkówce wszystko, co jest do wygrania, że na jej temat można znaleźć na internecie tysiące stron. Jenny jest naprawdę bardzo bezpośrednia, bardzo łatwo się można od niej wielu rzeczy nauczyć. Zresztą wystarczy popatrzeć na nasze ostatnie wyniki - wygrałyśmy 15 z ostatnich 17 meczów, pokonałyśmy Chinki, aktualne mistrzynie olimpijskie. Z tego była specjalnie dumna... - Od czasu, kiedy Gabrielle Reece, była reprezentantka USA w siatkówce stała się symbolem seksu, nawet pozowała w "Playboyu", ta dyscyplina sportu stała się w Stanach Zjednoczonych synonimem kobiecej zmysłowości. Masz problem z tymi, którzy przychodzą na wasze mecze patrzeć na was, a nie na widowisko sportowe? JJ: Żadnych. Dwa razy przyjdą popatrzeć na nasze ciała, trzeci raz zobaczyć jak dobrze potrafimy grać. Tu chodzi tylko o uatrakcyjnienie dyscypliny. Każda z nas doskonale zdaje sobie z tego sprawę, że kiedy wprowadzono obowiązkowe krótkie spodenki dla siatkarek, chodziło FIVB o przyciągnięcie widzów. Taka jest specyfika sportu, a zresztą jesteśmy przecież kobietami. A która kobieta nie lubi być podziwiana? Rozmawiał w Chicago: Przemek Garczarczyk