INTERIA.PL: Przed mistrzostwami ocenił pan, że czwarte miejsce byłoby dla nas wielkim sukcesem. Dziewczyny spisały się jeszcze lepiej, ale czy ten sukces pokazuje rzeczywiste miejsce naszej siatkówki na arenie międzynarodowej? Czy naprawdę mamy tak wielki potencjał, czy też powtórzyć taki sukces będzie piekielnie trudno? Andrzej Niemczyk, były trener naszych siatkarek, pod którego wodzą dwukrotnie zdobyły mistrzostwo Europy w 2003 i 2005 roku: - Biorąc pod uwagę sytuację, w jakiej były nasze obie reprezentacje na początku przygotowań, trzeba powiedzieć, że osiągnęliśmy rewelacyjny wynik. Jesteśmy jedynym krajem, który wprowadził żeńską i męską drużynę do czwórki podczas mistrzostw Europy i na dodatek zdobył medale. Nie udało się to nawet Rosjanom czy Włochom. To znaczy, że Polska stała się pierwszym krajem w Europie. Dziewczyny miały jeszcze większe problemy niż chłopcy, bo wiele zawodniczek nie mogło pojechać na mistrzostwa. Ich miejsce w pierwszej szóstce zajęły zmienniczki i grały ze straszną determinacją, aby wygrać ten medal. Wejście do czwórki to 120 procent, a zdobycie medalu to 150! Trzeba dziewczynom za to podziękować, tak samo jak sztabowi szkoleniowemu za przygotowanie zespołu do turnieju. Był przygotowany rewelacyjnie. Doskonale zna pan możliwości naszych reprezentantek, ale czy gra którejś z nich zaskoczyła pana? - Powiem tak: wiedziałem, że Asia Kaczor wcześniej czy później dojdzie do wysokiej formy, i doszła. Z meczu na mecz grała coraz lepiej i w decydujących momentach pokazała się z bardzo dobrej strony. Warto podkreślić też dobrą postawę Oli Jagieło. Grała bardzo dobrze, a to właśnie na jej barkach leżała odpowiedzialność za cały zespół. Dla mnie wszystkie dziewczyny zasługują na brawa. Nawet Maj, która rzadko wchodziła na parkiet. Grała wspaniale w obronie. Walczyła z niesamowitą determinacją. Postawa naszego zespołu to największe zaskoczenie mistrzostw in plus, a kto według pana jest największym przegranym? - Na pewno Serbki. Również Turczynki, które przegrały kluczowy mecz z Niemkami. Natomiast z bardzo dobrej strony pokazały się Bułgarki. To nie sensacja, bo grają tym samym składem i z tym samym trenerem od wielu lat. W pierwszej szóstce zmieniła się u nich tylko jedna dziewczyna. Długo ze sobą grają też Holenderki i nie było zaskoczeniem to, że weszły do finału. Ich szanse w meczu o złoto oceniałem na pięćdziesiąt procent, dlatego gładka porażka to zaskoczenie in minus. W wielkim finale Włoszki pokazały, że można wygrać z Holenderkami, tymczasem my przegraliśmy z nimi już czwarty mecz w sezonie. Dlaczego nie możemy sobie z nimi poradzić? - Jeśli mamy problemy z przyjęciem, to trafiamy na potężny blok Holenderek. W meczu z Niemcami to my narzuciliśmy tempo zagrywki i rywalki miały kłopoty, dlatego nasz blok zaczął grać. W meczach z Holenderkami było odwrotnie. Graliśmy łatwą zagrywkę, a one pogoniły nas do szybkiej gry. Brak trenera Jerzego Matlaka na ławce podczas turnieju paradoksalnie wyzwolił w zespole dodatkową motywację. - Na pewno. Dziewczyny podkreślały, że grają dla Jurka i jego żony. Trzeba przyznać, że idealnie przygotował zespół. CZYTAJ RÓWNIEŻ: Barańska: Wspaniały rok polskiej siatkówki! Gajgał: Medalistki z polskiej, mocnej ligi! Jagieło: SMS, który napędza! Jagieło: Mało kto w nas wierzył Kożuch: Polki dominowały Kaczor: Zostawiłyśmy serce na boisku MATLAK: Dla mnie to Polki mają "złoto"!