Aaron Russell po zakończeniu meczu o AL-KO Superpuchar Polski długo stał na środku boiska w katowickim Spodku. Odbierał kolejne nagrody od sponsorów. To właśnie Amerykanin, w swoim drugim występie na polskich boiskach, został bowiem wybrany MVP spotkania Aluron CMC Warty Zawiercie z Jastrzębskim Węglem. - Nigdy nie dostałem tylu nagród po jednym meczu. Byłem zaskoczony, że pojawiały się kolejne i kolejne - przyznaje siatkarz. W meczu o superpuchar nieco więcej punktów od niego zdobył Karol Butryn, atakujący zawiercian, ale zdaniem organizatorów to zagrania Russella ważyły więcej. Amerykanin otrzymał do ataku aż 54 piłki, popełnił tylko dwa błędy. Skończył z 43-procentową skutecznością. Błysnął zresztą już w pierwszym meczu w Warcie. Zadebiutował dopiero w drugiej kolejce, bo w czasie pierwszej otrzymał od klubu pozwolenie na udział w weselu brata. W debiucie przeciwko Barkomowi Każany Lwów zdobył 20 punktów. Od razu pokazał więc, że może stać się jedną z największych gwiazd ligi. - Mamy teraz Aarona Russella, który jest bestią, jeśli chodzi o atak - wypalił o koledze tuż po meczu z jastrzębianami Bartosz Kwolek, drugi przyjmujący Warty. Brakowało go w kadrze Nikoli Grbicia. Teraz odpowiada krótko: "pomidor" Aaron Russell ma zastąpić mistrza olimpijskiego. Michał Winiarski już go chwali Latem to właśnie Russell był najgłośniejszym zagranicznym nazwiskiem, które trafiło do PlusLigi. O jego transferze mówiło się nieco mniej niż o sprowadzeniu do kraju Bartosza Kurka czy Wilfredo Leona. Ale to jego Warta jest na początku sezonu stawiana zdecydowanie wyżej od ZAKS-y Kędzierzyn-Koźle i Bogdanki LUK Lublin - i to mimo że ta druga pokonała zawiercian na otwarcie sezonu. Russell zastąpił w Zawierciu Trevora Clevenota, dwukrotnego mistrza olimpijskiego. Ma od niego lepsze warunki fizyczne, mierzy 205 cm wzrostu. Może więc dać nieco więcej mocy w ataku, czego momentami zawiercianom mogło brakować w poprzednim sezonie - mieli wówczas trzech znakomitych, technicznych, ale jednak stosunkowo niewysokich skrzydłowych. - Aaron jest innego typu zawodnikiem niż Trevor Clevenot. Nie chcę oceniać czy lepszym, czy gorszym. Zeszły sezon był dla nas kapitalny, a świadczy o tym to, że graliśmy w superpucharze. Cieszę się, że Aaron tak dobrze wkomponował się w zespół - krótko kwituje pierwsze mecze Amerykanina w nowym zespole trener Michał Winiarski. Tego samego zdania jest sam siatkarz. - Myślę, że złapałem już więź z drużyną i trenerem. To początek sezonu, możemy to jeszcze poprawić, nie obawiam się o to - zapewnia Amerykanin. Michał Winiarski znów przeszedł do historii. Dla rywali wynik był brutalny Aaron Russell podekscytowany Polską. Ale porażka z igrzysk wciąż w nim siedzi 31-letni przyjmujący wyjechał z USA w 2015 r. Przez siedem sezonów grał w czołowych włoskich klubach, aż przeniósł się do Japonii, do JT Thunders. Stamtąd latem trafił do Zawiercia. Wcześniej, w lutym, został ojcem - jego żona Kendall urodziła córeczkę, której rodzice nadali imię Rylee Ena. I dopiero z powiększoną rodziną Russell zdecydował się na powrót do Europy. Przed transferem do PlusLigi pytał o Polskę kolegów z kadry USA. Od lat w PlusLidze gra ich wielu, najdłużej, bo od ośmiu lat, środkowy ZAKS-y David Smith. Okazało się, że przed przeprowadzką do Polski przyszło mu jednak zagrać niezwykle ważny mecz z reprezentacją "Biało-Czerwonych". Amerykanie trafili na drużynę Nikoli Grbicia w półfinale igrzysk olimpijskich w Paryżu. Co więcej, byli bliscy zwycięstwa, ale polscy siatkarze w dramatycznych okolicznościach odwrócili losy meczu. - Z pewnością tamten półfinał wciąż jest w mojej głowie. To był bardzo dobry zespół, trudna porażka. Ale życie toczy się dalej, możemy się czegoś z tego nauczyć. Wielu zawodników odchodzi z naszej kadry, więc przed meczem o brąz powiedzieliśmy sobie: "hej, nieważne, co się stanie, po prostu cieszmy się ostatnimi wspólnymi chwilami" - wspomina Russell, który ostatecznie sięgnął z drużyną po brązowy medal. Przyjmujący jeszcze przed przenosinami do Zawiercia wielokrotnie grał w Polsce. Jak przyznaje, tym razem jednak w końcu kibice... wspierali również jego. Atmosferę w katowickim Spodku, gdzie mecz o superpuchar oglądało ponad dziewięć tysięcy kibiców, porównał do tej, jaką czuć na meczach kadry. - Publiczność jest wspaniała. Uwielbiam fanów, kochają siatkówkę i jestem podekscytowany przed meczami z kolejnymi rywalami, w kolejnych halach, oglądaniem Polski. Jak dotąd uwielbiam to - podkreśla. Warta z nim w składzie powinna walczyć o najwyższe cele. Kolejny mecz rozegra już w sobotę. Rywalem będzie inny kandydat do czołowej czwórki - Asseco Resovia.