"Pierwszy trening po kontuzji był delikatny. Długo na niego czekałem. Przebrałem się w strój sportowy, wyszedłem z kolegami z drużyny na boisko i wykonywałem niektóre ćwiczenia. Nie było jednak mowy o skakaniu, czy atakowaniu" - powiedział Kadziewicz w "Przeglądzie Sportowym". "Ostatnie tygodnie były dla mnie straszne. Po mistrzostwach Europy moje ciało rozleciało się na dwa, trzy kawałki. To było straszne. Teraz wiem, że muszę się pilnować, dbać o swoje zdrowie" - stwierdził środkowy polskiej reprezentacji. Pod nieobecność Kadziewicza polscy siatkarze zrobili krok w kierunku igrzysk olimpijskich w Pekinie. Biało-czerwoni wygrali turniej preeliminacyjny w Szombathely. Kadziewicza z dobrym skutkiem zastąpili Wojciech Grzyb i Wojciech Jurkiewicz. "Wygraliśmy, bo musieliśmy wygrać. Nie mnie oceniać środkowych, wiem tylko, że dali z siebie wszystko. Proszę pamiętać, że to nie są ludzie, którzy trafili do kadry z przystanku autobusowego. Każdy ma ustalona markę, jest ceniony nie tylko w Polsce. Mam świadomość, że rywalizacja w ekipie jest duża i ciężko będzie mi wrócić na miejsce, które zajmowałem przed kontuzją" - stwierdził Kadziewicz, który teraz chcę jak najszybciej wrócić do wysokiej formy. Kadziewicz podkreślił, jak dużą pomoc okazał mu mediolański klub. "Nie przyjechałem do Włoch jako turysta. Najważniejszy był szybki powrót do zdrowia i do gry. To co w tym czasie, zrobili dla mnie trener, działacze, znajomi, to naprawdę wielka rzecz. Proszę sobie wyobrazić, że nigdy nie było kłopotów z wypłatami, choć przecież nie spełniałem swojej roli w drużynie. W Polsce taka serdeczna atmosfera jest rzadkością" - wyznał polski siatkarz.