Niemczyk przez lata grała w reprezentacji Polski. Z orzełkiem na piersi występowała przez 17 lat. W sumie rozegrała 244 spotkania. Największy sukces odniosła w 2003 roku, kiedy biało-czerwone - nazywane późnej "Złotkami" - zdobyły mistrzostwo Europy. Dwa lata później Polki obroniły tytuł, ale już bez Niemczyk. Jej ojciec Andrzej, selekcjoner wyrzucił ją z kadry. Potem przyznał się do błędu i oddał swój złoty medal. To jednak tylko symboliczny gest. W 2006 roku przyjmująca na dobre pożegnała się z kadrą. Odnosiła też sukcesy klubowe - pięć złotych medali i trzy srebrne, a do tego osiem Pucharów Polski. Największy sukces w Europie to trzecie miejsce w Pucharze Zdobywców Pucharów z Chemikiem Police i czwarte w Pucharze Mistrzów z Naftą-Gaz Piła. Grała także w Augusto Kalisz, AZS Poznań i Gedanii, a zagranicą w Turcji, Włoszech i Rosji. Jest wychowanką Startu Łódź, a karierę zakończyła w Grot Budowlanych Łódź. W tym zespole zaczęła pracę trenerki, ale bardzo szybko postawiła na politykę. Jeszcze w 2010 roku z powodzeniem kandydowała do sejmiku województwa łódzkiego. A rok później została posłanką. W Sejmie zasiada czwartą kadencję z rzędu. Andrzej Klemba, Interia: W jakim stopniu sukcesy sportowe m. in. mistrzostwo Europy pomogły w zrobieniu kariery politycznej? Małgorzata Niemczyk: W polityce pomaga rozpoznawalność i sympatia ludzi. To otwiera wiele drzwi. Łatwiej wtedy i zostać wybranym, i realizować postulaty dla wyborców. Po złocie mistrzostw Europy i udanej karierze czułam rozpoznawalność. Miałam także wiedzę i kompetencje. Niemal prosto z boiska najpierw kandydowała pani do sejmiku wojewódzkiego, a potem do sejmu. Dlaczego postawiła pani na karierę polityczną? - Zaczęłam pracę w wydziale sportu łódzkiego magistratu. Okazało się, że moje pomysły często natrafiały na opór czy niezrozumienie ze strony radnych, z których niewielu było sportowcami czy też znało się na sporcie. Uznałam, że jeśli chcę wdrażać swoją wizję i na przykład ułatwić łodzianom dostęp do sportu, promować aktywność fizyczną, to chcę zostać radną. A potem okazało się, że jednak więcej można zdziałać na szczeblu centralnym. I tak zdecydowałam się kandydować do Sejmu. To nie jest tak, że połknęłam bakcyla władzy, bo ja ciągle w polityce czuję się ciałem obcym. Po prostu z uporem staram się zrealizować określone sprawy, głównie związane ze sportem, ale także dotyczące praw kobiet, ochrony dzieci i zdrowia. Ciągle jest masa rzeczy do zrobienia. Ktoś panią zachęcił, by startować za pierwszym razem? - Wiele osób mówiło, że jeśli chcę naprawdę zmieniać rzeczywistość, choćby sportową, to powinnam działać. Była pani też komentatorem sportowym w telewizjach. To pomaga w Sejmie? - Nie, polityka, przemówienia to nie jest mój żywioł. Jestem kobietą czynu. Wolę działać niż występować. Natomiast niewykluczone, że się przydadzą. Ostatnio dzięki posłom PiS-u posiedzenia Sejmu coraz bardziej przypominają mecze i w sumie może nawet należałoby je komentować na żywo? To żart, oczywiście. Jakie cechy sportowca pomagają czy też przeszkadzają w byciu posłanka? - Pomaga na pewno upór, wytrwałość i etos pracy. Mam głęboko zakodowane, że żeby coś osiągnąć, trzeba na to ciężko pracować - tego nauczyłam się na boisku. Plus oczywiście drużynowe DNA. Tak jak w siatkówce, tak w partii, zespół jest najważniejszy? - To DNA nie definiuję ściśle w kategoriach partii. Raczej ludzi, których łączy wspólna wizja i cel. Mam też świadomość, że mandat posła jest mandatem wolnym. Gdyby doszło do poważnej rozbieżności między tym, co uważam za słuszne, a wytycznymi centrali, wybrałabym to, co jest zgodne z moim sumieniem. Na szczęście jeszcze nie doszło do takiej sytuacji. Co jest trudniejsze? Rozgrywanie piłki czy politycznych rywali? - Nie wiem. Nie używam na serio kategorii rozgrywek do polityki. To zbyt poważna sprawa, bo decyduje nie tylko o losach drużyny, ale milionów ludzi. Po prostu staram się załatwiać sprawy, które uznaję za ważne, takie jak np. walka z dopingiem czy przemocą w sporcie. I jeśli pyta pan, co jest łatwiejsze w tym względzie, to zdecydowanie siatkówka. Ale proszę pamiętać, że polityka to nie tylko starcia z opozycją, to przede wszystkim stały kontakt ze zwykłymi ludźmi. Słuchanie i rozmawianie, a to akurat jest mój żywioł. W polityce, jak i na boisku dobrze mieć asa w rękawie? - Zawsze dobrze mieć asa i w rękawie, i w ręku. Jak pani odbiera to, że cztery kadencje z rzędu dostaje się do parlamentu? - Jako wyraz uznania dla mojej dotychczasowej pracy poselskiej oraz zaufania. To chyba najlepsza nagroda. Jakie najważniejsze cele na tę kadencję pani sobie postawiła? - Wprowadzenie skutecznej ochrony przed przemocą i dyskryminacją w sporcie, a jak się da to szerzej. To się już dzieje - jestem po wielu spotkaniach w ministerstwie sportu, gdzie są ludzie, którzy to rozumieją. Poprawa sytuacji zawodników w sporcie - prawa wyborcze, prawa ekonomiczne i zabezpieczenie socjalne. Aktywizacja fizyczna najmłodszych, bo jest w tym dramat. Rozbudowa infrastruktury sportowej, zwłaszcza przyszkolnej. Jestem członkiem zespołu Koalicji Obywatelskiej ds. Rozliczeń i krok po roku rozliczamy poprzednią ekipę. Jako przewodnicząca Zespołu ds. Przeciwdziałania Uzależnieniom jestem w trakcie rozmów z ekspertami i ministerstwem zdrowia w sprawie zakazu sprzedaży jednorazowych e-papierosów smakowych. Będziemy też dyskutować o problemie uzależnień cyfrowych dzieci i młodzieży oraz innych nałogach. Walka o zdrową żywność - od lat zabiegam o to, by producenci żywności przetworzonej mieli obowiązek umieszczania na opakowaniach informacji o zawartości w niej substancji czy związków o udowodnionym szkodliwym wpływie na zdrowie. Ludzie mają prawo wiedzieć, co jedzą i co kupują. Jest pani czwartą kadencję w Sejmie. To niemal tyle czasu, co grała pani w reprezentacji. Co sprawiało większą satysfakcję? - W Sejmie pracuję już trzynasty rok. Reprezentacji poświęciłam łącznie też 13 lat, bo miałam kilka lat przerwy. Są to rzeczywistości zupełnie nieporównywalne i na pewno swobodniej czułam się na boisku. Tam i tu zawsze dawałam z siebie wszystko. Satysfakcja jest zawsze, gdy jest wynik: czy to będzie zdobyty punkt, wygrany mecz czy przeforsowanie projektu ustawy. Teraz jest pani w partii będącej u władzy. Czy bycie w opozycji sejmowej, to coś jak rozgrywanie meczu na wyjeździe, w hali, gdzie przeważają kibice rywala i nie zna się swojej "klepki"? - (śmiech). Powtarzam: polityka to nie sport. Sport, owszem, bywa polityką, ale polityka nigdy nie jest sportem. Na koniec - na co stać reprezentacje siatkarek i siatkarzy podczas IO? - Marzę o złocie dla chłopaków i brązie dla dziewczyn. Rozmawiał Andrzej Klemba