Damian Gołąb, Interia: Dużo nerwów kosztował pana niedzielny mecz z Bogdanką LUK Lublin? Damian Wojtaszek, mistrz świata z 2018 r., libero Projektu Warszawa: Przed "złotym setem" byłem dosyć spokojny, ponieważ presja ciążyła bardziej na drużynie z Lublina niż na nas. Jeśli wygrywa się takie spotkanie gładko 3:0, drużyna jest zmotywowana, to teoretycznie drugi zespół, czyli my, nie ma nic do stracenia. Powiedzieliśmy sobie: "ok, zaczynamy grać tak, by pokazać siatkówkę, jaką prezentowaliśmy przez cały sezon". I na szczęście to się udało. "Złoty set" przebiegł po naszej myśli. Zaczęliśmy agresywnie, z kilkupunktową przewagą. Ewidentnie drużyna z Lublina była sparaliżowana, wpadł jej jakiś as, niedokładne dogranie. Widać było, że ciąży na nich spora presja. W waszym zespole zaprocentowało doświadczenie? W Projekcie jest kilku ludzi, którzy coś wygrali w siatkówce. - Nie wiem, "złoty set" to duża niewiadoma. Ale oczywiście doświadczenie w ważnych momentach wychodzi. Cieszę się, że wygraliśmy. Każdy wie, że drużyna z Lublina chciała grać z nami w ćwierćfinale. Przegrali ostatni mecz fazy zasadniczej, wyszli drugim składem... Ewidentnie chcieli, żebyśmy "tańczyli" z nimi. Tym bardziej się cieszę, że to my jesteśmy w czołowej czwórce PlusLigi. Mamy zapewniony już występ przynajmniej w Pucharze CEV. Ale nie spoczywamy na laurach, bierzemy szable w dłoń i uderzamy na "Jurajskich Rycerzy". Są faworytem tego dwumeczu. Dwa razy z nimi wygraliśmy, ale najważniejszy mecz, półfinał TAURON Pucharu Polski, przegraliśmy. Zrobimy co w naszej mocy, by wygrać te spotkania. Po dwóch sezonach przerwy Projekt wraca do czwórki PlusLigi, zdobyliście Puchar Challenge. Wewnętrznej presji będzie teraz mniej? - Chciałbym, żebyśmy zagrali bardziej na spokoju, na luzie. Jak wspomniałem, by pokazać siatkówkę, którą prezentowaliśmy przez cały sezon. Dużo radości, agresji, pewności siebie. Do tego dochodzi publiczność na własnym terenie, Torwar zaczyna wypełniać się po brzegi. To może być duży, dodatkowy plus. Jak ocenia pan przepisy w tegorocznych play-offach? Wojciech Drzyzga po waszym meczu kategorycznie je skrytykował. Wprost powiedział, że rozgrywanie dwumeczu z ewentualnym "złotym setem" to błąd. - Przychylam się do opinii pana Wojciecha Drzyzgi. Mam dokładnie takie samo zdanie, jak to, które wypowiedział w wywiadach. Ale reguły są jasne dla wszystkich drużyn, możemy więc tylko grać, robić co w naszej mocy i wygrywać. Walka do końca i pechowa akcja. Marcin Komenda krótko po bolesnej porażce. "Nie jest łatwo" Gorące sytuacje pod siatką? "Nigdy nie doszło do rękoczynów" Trener Piotr Graban często jest bardzo energetyczny w trakcie meczów, to człowiek z temperamentem. Pan też raczej jest osobą dosyć ekspresyjną. Dobrze się panowie dobrali pod kątem charakterów? - Wszyscy dobrze dobraliśmy się charakterologicznie. Cała drużyna jest fajnie skomponowana, dogadujemy się bez słów. Drużyna uzupełnia się pod każdym względem. Czasami iskrzy na treningach czy poza nimi, ale na zasadzie, że każdy wymaga od siebie jak najwięcej. Tego oczekujemy. Wychodzimy na boisko i wiemy, co mamy robić. Mamy jeden cel. A Piotrek Graban poukładał to wszystko tak, jak powinno wyglądać. Zobaczył, gdzie w zeszłym sezonie błędy popełniał Roberto Santilli. Kiedy przejął drużynę, od razu wiedział, jak to ma wyglądać. Jesteśmy już doświadczonymi zawodnikami, niektórzy nie potrzebują narzucania innych stylów gry. A po prostu pokazania tego, co mają najlepsze. Dodatkowo trzeba ułożyć to w całość. I to owocuje trzecim miejscem po rundzie zasadniczej. A w zeszłym sezonie jak równy z równym walczyliśmy z ZAKS-ą Kędzierzyn-Koźle o miejsce w czwórce. Iskry czasami lecą też w trakcie meczów - pod siatką lub wokół boiska. Nie ma pan wrażenia, że siatkówka stała się zbyt grzeczna? Czasami dłuższe spojrzenie na rywala kończy się interwencją sędziego czy kartką. - Nie, wydaje mi się, że w dzisiejszych czasach jest tego nawet więcej niż wtedy, gdy 18 sezonów temu zaczynałem przygodę z siatkówką. Każdy stara się zrobić wszystko, by drużyna wygrała. Czasami z boku boiska czy przed telewizorem może to wyglądać źle, ale nigdy nie doszło do rękoczynów. Wszystko dzieje się w ramach kultury, rywalizacji. To jest smaczek, nie dzieje się nic strasznego. Siatkówka sprzyja nawiązywaniu przyjaźni? Pan ma chyba dobry kontakt z całkiem sporą grupą kolegów z reprezentacji Polski. - Nie ze wszystkimi jestem na super koleżeńskiej stopie, ale mam kontakt nie tylko z chłopakami z kadry, ale i z tymi, z którymi grałem przez 18 sezonów w klubach. Nie narzekam na brak przyjaciół. Jest bardzo dobrze, jeździmy razem na wakacje i w wolnych chwilach spędzamy czas razem. Mam nadzieję, że wszyscy, którzy mają kontakt z moją rodziną, czują to samo. Jednym z pana dobrych znajomych jest Michał Kubiak. Ostatnio zdobył mistrzostwo Chin, kolejny tytuł za granicą. Nie namawia go pan na powrót do Polski? - Namawiam go cały czas, ale niestety nie daje się namówić. Może i jego jeszcze udałoby się przekonać, ale są pewne warunki, których nie może przeskoczyć, nie może się na nie zgodzić. Robi dobrą robotę za granicą, można mu pogratulować mistrzostwa Chin. SMS z gratulacjami był? - Rozmawiamy bardzo często, raczej wideorozmowy niż SMS-y. Ale gratulacje były, on również gratulował mi i całej drużynie, że awansowaliśmy do najlepszej czwórki w PlusLidze. Damian Wojtaszek o reprezentacji Polski. "Igrzyska to niespełnione marzenie" Nikola Grbić parę dni temu ogłosił kadrę na ten sezon. Andrzej Wrona skomentował to na portalu X (dawnym Twitterze), proponując trzy zmiany, z którymi mielibyśmy najmocniejszą możliwą kadrę. I wśród ludzi zasługujących na powołanie padło nazwisko Damiana Wojtaszka. - O proszę, tego nie wiedziałem. Niestety nie posiadam Twittera. Jest mi bardzo miło. Podziękuję mu. Zrezygnował pan z gry w reprezentacji Polski jakiś czas temu. Ani razu nie żałował pan tej decyzji? - Nie. Cały czas kibicuję chłopakom, oglądam na bieżąco wyczyny reprezentacji. Było mi niezmiernie miło, kiedy osiągali sukcesy w zeszłym sezonie. Powiedziałem sobie jednak otwarcie: ostatnim moim ważnym celem były igrzyska olimpijskie. I na nie nie pojechałem. Wiedziałem, że depczą mi po piętach młodzi zawodnicy na tej samej pozycji. Wiem, że w tym wieku nie będę już blokował składu, niech się rozwijają, niech to będzie korzyść dla reprezentacji. I tak zrobiłem. Czyli gdyby - odpukać - któryś z libero kadry miał problem i do Damiana Wojtaszka zadzwoniłby Nikola Grbić z propozycją: "Damian, może jednak spróbujesz", mocno by się pan zastanowił nad powrotem do kadry? - Zgadzam się w stu procentach. Ale tylko ze względu na to, że to sezon olimpijski. A dla mnie igrzyska były największym wydarzeniem w reprezentacji, od dziecka o nich marzyłem. To niespełnione marzenie. Drugim niespełnionym marzeniem jest mistrzostwo Polski? Jest w gablocie trochę srebra, ale złota nie ma. - Jest trochę srebra, jest trochę brązu, ale tego złota nie ma. Śmiejemy się, że idę w ślady Pawła Zagumnego. Ale mam nadzieję, że nie pójdę i przed zakończeniem kariery - za kilka dobrych lat - uda mi się jeszcze powiesić ten krążek na szyi. Szansa jest już w tym sezonie. Gdyby miał pan powiedzieć, dlaczego to Projekt awansuje do finału w rywalizacji z Aluronem CMC Wartą Zawiercie? W czym jesteście w stanie zaskoczyć, zdominować rywali? - Możemy pokazać dobrą siatkówkę, którą prezentowaliśmy na początku sezonu. Przez słabszą końcówkę sezonu możemy trochę uśpić czujność "Jurajskich Rycerzy". Ale wiemy, że to nie będzie łatwe i na pewno będą ciężkim przeciwnikiem do przeskoczenia. Rozmawiał Damian Gołąb