Krajową centralą Mirosław P. kieruje od 2004 roku. W tej chwili pełni swoją trzecią kadencję. Przez ostatnich 10 lat zdobył zaufanie na całym świecie, m.in. wszedł do zarządu Europejskiej Konfederacji Piłki Siatkowej (CEV), a także prezydium światowych władz (FIVB). Zawsze uśmiechnięty i optymistycznie nastawiony przez ostatnie lata miał znakomite kontakty również z mediami. Ściągnął do Polski największe imprezy sportowe. Podejmował odważne decyzje i całkowicie odmienił obraz siatkówki, nie tylko w Polsce. W sporcie znalazł się trochę przez przypadek, choć był wielkim fanem siatkówki, grywał w "plażówkę". Zawodowo prowadzi firmę zajmującą się ochroną środowiska. Jego drugą pasją jest muzyka - znakomicie gra na perkusji, był organizatorem Pikniku Country w Mrągowie. - Jestem człowiekiem finansowo niezależnym, mógłbym już do końca życia nic nie robić, ale jestem przyzwyczajony do ciężkiej i konsekwentnej pracy. Z natury jestem wrodzonym optymistą. W przeciwieństwie do mojego poprzednika (Janusza Biesiady - PAP) nie chcę zarabiać na siatkówce - powiedział tuż po tym, jak w 2004 roku został prezesem związku. - Zawsze miał usta pełne frazesów - powiedział Biesiada w piątek o P. Przez 10 lat P. podjął wiele kontrowersyjnych decyzji. Większość z nich kończyła się jednak sukcesem. W 2005 roku zatrudnił pierwszego w historii polskiej siatkówki zagranicznego szkoleniowca. Został nim Argentyńczyk Raul Lozano. Okazało się to strzałem w dziesiątkę, bo Polacy z mistrzostw świata w Japonii przywieźli srebro. Schedę po Lozano przejął jego rodak Daniel Castellani. Poprowadził on kadrę do historycznego sukcesu - złota mistrzostw Europy 2009. Później jednak bardzo słabo reprezentacja wypadła na mundialu i Mirosław P. postanowił szkoleniowca zwolnić... SMS-em. Wprawdzie tłumaczył się różnicą czasu między Argentyną i Polską oraz nieudanymi próbami kontaktu telefonicznego, ale niesmak pozostał. Nieelegancko zwolnił także trenera polskiej kadry kobiet - Jerzego Matlaka w 2011 roku. Szkoleniowiec o swojej dymisji dowiedział się wówczas z... internetu. Po Castellanim reprezentację mężczyzn objął Włoch Andrea Anastasi i zanotował kolejny sukces - zwyciężył po raz pierwszy w prestiżowej Lidze Światowej; miał też dwa brązowe medale - w mistrzostwach Europy i w LŚ. Gdy jednak nie powiodło się siatkarzom w ME przed własną publicznością w 2013 roku, organizowanych wraz z Danią, skończyła się także era Anastasiego. Czasu było mało, bo we wrześniu 2014 miały odbyć się w Polsce mistrzostwa świata. P. podjął kolejną kontrowersyjną decyzję - zatrudnił na stanowisku trenera aktywnego jeszcze siatkarza - Francuza Stephane'a Antigę. Wielu pukało się wówczas w czoło. Nie wierzono, że to może przynieść sukces. A 38-letni szkoleniowiec najpierw namówił do powrotu do kadry Mariusza Wlazłego, później zaś sięgnął wraz z drużyną po złoty medal. Na taki triumf czekano w kraju od 40 lat. Nie tylko jednak z tego powodu polski mundial przeszedł do historii. Kolejnym "szalonym" pomysłem prezesa było zorganizowanie meczu otwarcia na Stadionie Narodowym. Na trybunach zasiadło ponad 65 tys. fanów i został pobity pierwszy, ale nie ostatni, rekord frekwencji. Kibice na mecze - nie tylko Polaków - przychodzili bardzo chętnie. Zanotowano najwyższą w historii liczbę widzów. Mirosław P. miał także wielki wkład w to, że polska liga stała się jedną z lepszych w świecie. Doprowadził do tego, że wideoweryfikacja pojawiła się na największych międzynarodowych imprezach. Siatkówka w Polsce stała się sportem narodowym, a na mecze chodzą całe rodziny. Ostatnim sukcesem, jaki odniósł w roli szefa związku, było zapewnienie Polsce organizacji mistrzostw Europy siatkarzy w 2017 r. Jednak już ostatnie wybory w PZPS - w październiku 2012 roku - wywołały wiele emocji. P. był wielokrotnie atakowany, a szef Komisji Rewizyjnej Marian Chałas wystąpił nawet z wnioskiem o nieudzielenie mu absolutorium. Jego propozycja upadła i ostatecznie cały zarząd je otrzymał. - W ostatnich czterech latach związek podpisał ponad 400 umów. Sprawdziliśmy 41 z nich i do wielu mieliśmy zarzuty. Poza tym pieniądze, które spływają z FIVB na organizację mistrzostw świata mężczyzn w 2014 roku, są wydawane na bieżące wydatki - powiedział wówczas Chałas. Z tym sprawozdaniem nie zgodził się wtedy prezes. - Jest źle przygotowane, ale nie chcę wchodzić w merytorykę tej sprawy - podkreślił. P. się obronił i został wybrany na trzecią kadencję. Jego rywalem w wyborach był wówczas Waldemar Bartelik. - Byłem wtedy członkiem ustępującego zarządu. Podczas walnego zgromadzenia padło wiele trudnych pytań do Mirosława P., a ponadto Komisja Rewizyjna nie zostawiła na nim oraz na jego sprawozdaniu suchej nitki. To gremium złożyło przecież wniosek do Walnego o nieudzielenie prezesowi absolutorium oraz o udzielenie go pozostałym członkom zarządu PZPS. Powody takiej decyzji zostały podane i w znacznej mierze pokrywają się one z dzisiejszymi doniesieniami o zarzutach. Ostatecznie prezes wygrał ze mną różnicą zaledwie pięciu głosów - przypomniał gdański biznesmen. W czwartek P. niespodziewanie nie pojawił się na konferencji prasowej w Katowicach, na której z włodarzami miasta miał podsumować MŚ. Równocześnie w warszawskiej siedzibie związku pojawili się funkcjonariusze CBA. W piątek okazało się, że P. został zatrzymany w Katowicach wraz szefem firmy ochroniarskich, z którą PZPS współpracował od wielu lat. W piątek na podstawie dokumentów przedstawionych przez CBA Prokuratura Okręgowa w Warszawie wszczęła śledztwo w kierunku czynów z art. 228 i 229 kodeksu karnego, a więc udzielenia i przyjęcia korzyści majątkowej w związku z pełnieniem funkcji publicznej. Według śledczych, Mirosław P. przyjmował łapówki wielokrotnie i za każdym razem było to co najmniej kilkadziesiąt tysięcy złotych - ustalili nieoficjalnie reporterzy RMF FM. Jak wynika z ich informacji, śledczy twierdzą, że były to pieniądze wręczane przez różnych kontrahentów zaangażowanych w przygotowania do siatkarskich MŚ w Polsce, a także pracujących przy imprezie w trakcie jej trwania - w tym z branży ochroniarskiej.