O swojej chorobie Agata Mróz-Olszewska dowiedziała się, mając 17 lat. Wtedy jeszcze nie zdawała sobie sprawę, jak brutalnie jej życie zostanie przerwane. Jej historia jest jedną z bardziej niezwykłych, łączy w sobie trudny do wyobrażenia heroizm matki, stawiającej życie dziecka nad własne, ale też dramat choroby i świadomość, że nie będzie jej dane spędzić życia wraz z ukochanym mężem i córeczką, o którą tak walczyła. Brutalna diagnoza Urodzona w Dąbrowie Tarnowskiej przyszła reprezentantka Polski bardzo szybko została zauważona i trafiła do Szkoły Mistrzostwa Sportowego PZPS w Sosnowcu. Stamtąd trafiła do reprezentacji kadetek, z którą w 1999 roku zdobyła złoty medal mistrzostw Europy. Była kapitanem drużyny i wydawało się, że już niedługo zostanie jedną z największych gwiazd polskiej siatkówki. Jednak tuż po tym triumfie usłyszała od lekarzy fatalną diagnozę. - Byłam w połowie trzeciej klasy liceum w sosnowieckim SMS, gdy dowiedziałam się, że cierpię na zespół mielodysplastyczny. To choroba szpiku kostnego, przez którą mam mało płytek krwi. Mój organizm jest osłabiony, szybciej niż inni łapię choroby. Choruję od wielu lat, a jedyną nadzieją jest przeszczep szpiku kostnego - mówiła w wywiadzie dla miesięcznika "Super Volley" w grudniu 2007 roku. W 2000 roku musiała przerwać karierę, opuścić szkołę i wrócić w swoje rodzinne strony. Tam ukończyła liceum, ale o grze nie było mowy. Przynajmniej do czasu, aż jej wyniki zaczęły się poprawiać. Lekarze pozwolili jej wrócić do gry, bo ona cały czas marzyła o sukcesach na parkiecie, których przecież zdążyła już doświadczyć. Gwiazda "Złotek" Wróciła do gry w zespole AZS Ostrowiec Świętokrzyski i bardzo szybko dostała powołanie do reprezentacji Polski, co u wielu kibiców i dziennikarzy wzbudziło konsternację. Choć miała bogatą karierę juniorską, w seniorskiej siatkówce była postacią anonimową. Kiedy jednak wraz z drużyną Andrzeja Niemczyka zdobyła złoty medal mistrzostw Europy w Turcji w 2003 roku, będąc jedną z czołowych postaci zespołu, jej osobą natychmiast zainteresowały się największe polskie ekipy. Zdecydowała się na transfer do BKS-u Bielsko-Biała, z którym wywalczyła w 2004 roku mistrzostwo Polski. Rok później Niemczyk ponownie zabrał ją na mistrzostwa Europy, gdzie "Złotka" obroniły mistrzowski tytuł. Dla Agaty Mróz był to kolejny sukces, przybliżający ją do zagranicznego transferu. Środkowa reprezentacji Polski zdecydowała się na przenosiny do hiszpańskiego Gruppo Murcia, z którym w 2007 roku wywalczyła kolejne w swojej karierze mistrzostwo. Miała 25 lat, dwa złote medale mistrzostw Europy, zagraniczny kontrakt i siatkarski świat u stóp. "Nie mogła się z tym pogodzić" W Murcii występowała ze swoją koleżanką z reprezentacji Małgorzatą Glinką. To właśnie ona obserwowała, że treningi i gra sprawiają jej coraz większy problem. - To ja pierwsza trafiłam do Murcii. Kiedy Agata dostała propozycje transferu do tego klubu, pytała mnie o opinię. Namawiałam ją na ten ruch. Cieszyłam się, że będziemy razem. Mieszkałyśmy naprzeciwko siebie. Ja w domu, ona w mieszkaniu. Jeździłyśmy razem na treningi, spędzałyśmy wolny czas. Ale ona musiała więcej odpoczywać, regenerowała się powoli. Dni zazwyczaj spędzała w domu, nie chciała szaleć. Kiedy nastąpił nawrót choroby, widziałam po niej, że jest zmęczona. Starałam się ją wyciągnąć i czymś zainteresować, ale czasami to było ponad moje siły. W klubie też widzieli, że jest niedobrze. Proponowali, by odpuściła część treningów, a ona nie mogła się z tym wszystkim pogodzić, była smutna - wspominała Glinka w rozmowie z "TVP Sport". Niestety w 2007 roku postanowiła po raz kolejny, ze względu na zły stan zdrowia, przerwać siatkarską karierę. Rozpoczęła się kolejna walka. Tym razem o życie. Ciąża to "dobry znak od Boga" W czerwcu 2007 roku wyszła za mąż za Jacka Olszewskiego i choć lekarze jej to odradzali, zaszła w ciążę. Równolegle w pomoc dla niej zaangażowało się całe siatkarskie środowisko, a także jeden z najlepszych zawodników w historii Brazylijczyk Giba. Genialny przyjmujący rozpoczął akcję sprzedaży swoich koszulek, a dochód z nich przesyłał na konto polskiej siatkarki. Do akcji włączyli się kibice, którzy masowo oddawali krew. Ona jednak myślała nie tylko o sobie, ale także o narodzinach dziecka. Jak przyznała w rozmowie z "Vivą!" stwierdziła, że razem z mężem nie planowali dziecka, ale wieść o ciąży przyjęła jako "dobry znak od Boga". - Kiedyś w tygodniu mogłam zagrać siedem meczów. Przelecieć pół świata. Dziś czuję się zmarnowana. Słaba. Czasem rano nie mam siły wstać z łóżka. Widzę, co dzieje się z moim ciałem, jak zanikają moje mięśnie. (...) Widzę, że mam mniejszą niż kiedyś tolerancję na ból. Drażnią mnie kolejne zabiegi. Ludzie wokół mnie. Ciągle ktoś mnie dotyka, podłącza coś, wkłuwa igłę. W szpitalu przed porodem liczyłam tygodnie. Tak jakbym chciała przyspieszyć czas. Trzydziesty, trzydziesty pierwszy, drugi. Wytrzymywałam do trzydziestego trzeciego tygodnia. Cały czas przetaczano mi krew. Czułam się trochę jak żywy inkubator dla dziecka - mówiła w rozmowie z "Vivą", ale zaraz potem dodawała. - Codziennie przed snem dziękuję Bogu, że przeżyłam kolejny dzień. I że moja córka jest zdrowa. Jej córka Lilianna urodziła się 4 kwietnia, była wcześniakiem. Tuż po jej narodzinach rozpoczęła się walka o życie matki. Opowieść o miłości Po narodzinach córeczki Mróz-Olszewska mogła zadbać o siebie. 21 maja przeszła operację przeszczepu w Klinice Transplantacji Szpiku, Onkologii i Hematologii Dziecięcej Akademii Medycznej we Wrocławiu. - My, zdrowi, nie zrozumiemy chorych. Nie jesteśmy w stanie postawić się w takiej sytuacji. Agata walczyła bardzo długo. Ale w pewnym momencie zobaczyłam, że gaśnie, choć była bardzo szczęśliwa po urodzeniu Lilianki. W rozmowach naszych był jednak coraz większy smutek... - powiedziała w rozmowie z TVP Sport Małgorzata Glinka. Niestety, szpik nie zdążył podjąć swojej funkcji. Lekarze, mimo ogromnych wysiłków, przegrali walkę o życie siatkarki. sportsmenka dwa tygodnie po przeszczepie zmarła na skutek posocznicy i wstrząsu septycznego, którego doświadczyła. To był 4 czerwca 2008 roku. Miała 26 lat. Wielu lekarzy odradzało siatkarce urodzenia dziecka. Jak sama mówiła, na szczęście znaleźli się również tacy, którzy podjęli wraz z nią walkę o urodzenie dziecka. - Kiedy zobaczyłam Lilianę, zaczęłam płakać. Taka maleńka. Dwa kilogramy szczęścia. Cieszyłam się, że się udało. Że jest z nami, zdrowa - wspominała w ostatnim wywiadzie dla "Vivy". - Zabrakło nam szczęścia i czasu, aby szpik zaczął działać - powiedział Jacek Olszewski na konferencji prasowej we wrocławskiej klinice, już po śmierci żony. Niektórzy zadawali sobie pytanie, czy gdyby nie zdecydowała się urodzić dziecka, to by przeżyła? Pewności nie miał nikt. Miała ją za to Agata Mróz-Olszewska, która była pewna, że chce dać nowe życie. Jej historia to przede wszystkim opowieść o miłości. Do męża i do dziecka, z którym niestety nie było jej danej spędzić zbyt wiele czasu. Miłości, która nie mierzy się w dniach. Miłości gotowej oddać własne życie dla ukochanych.