Pańska decyzja o zakończeniu kariery w wieku 33 lat dla wielu kibiców była dużym zaskoczeniem. Z perspektywy czasu była konieczna i słuszna? Michał Winiarski: Tak musiało się stać. Dla mnie też nie było to łatwe, ale mimo wielkich chęci do gry mój organizm powiedział w końcu "dość". Miałem plan, by pograć jeszcze przynajmniej dwa lata, lecz życie napisało inny scenariusz. W ostatnim roku przeszedłem dwie operacje kręgosłupa i uprawianie sportu na takim poziomie, jakim bym chciał nie było już możliwe. Trzeba było podjąć ostateczną decyzję. Po tylu latach gry trudno jednak było rozstać się z siatkówką i od razu zajął pan miejsce w sztabie szkoleniowym PGE Skry Bełchatów... - Siatkówka, którą zacząłem uprawiać w wieku 13 lat, poza rodziną jest moją największą miłością. Zawsze była obecna w moim życiu i trudno było mi wyobrazić sobie siebie poza tym sportem. Propozycja dołączenia do sztabu szkoleniowego PGE Skry łatwiej pomogła mi pogodzić się z tym, że przestałem grać. Bardzo się z niej cieszę, bo dzięki nowej roli nie brakuje mi siatkówki, a plus jest taki, że kiedy budzę się rano nic mnie nie boli. Jakie jeszcze dostrzega pan różnice między byciem zawodnikiem a trenerem? - Jest ich wiele. Na pewno mam jeszcze mniej wolnego czasu, bo praca szkoleniowca jest bardziej pochłaniająca. Trzeba bowiem zwracać uwagę na cały zespół, a nie jedynie na swoje przygotowanie do sezonu czy meczu. Jako zawodnik skupiałem się głównie na pozycji przyjmującego, na której występowałem. Teraz widzę jednak, jak trzeba pracować też na innych pozycjach. Zawodnicy przede wszystkim muszą skupić się na grze i treningu, a po nich regenerują siły, co jest naturalną rzeczą, a my musimy już myśleć o kolejnych zajęciach lub zbliżającym meczu. Co najbardziej absorbuje czas młodego trenera? - Przede wszystkim kalendarz siatkarskich rozgrywek, który wyznacza nasz rytm pracy. Gramy dwa razy w tygodniu, a czasem nawet pięć, co miało miejsce podczas niedawnych klubowych mistrzostw świata. Główną taktykę przygotowuje pierwszy trener, a ja razem ze statystykiem mamy wyznaczone różne zadania, które są także bardzo czasochłonne. Po tylu latach gry spokojne siedzenie na ławce musi być chyba trudne. Nie wyrywa się pan na boisko? - Nie mam z tym problemu. Naprawdę potrafię zachować spokój. Opanowanie i koncentracja pomagają mi w analizie "na gorąco" boiskowych wydarzeń. Będąc zawodnikiem czuje się emocje i presję, a teraz muszę skupić się, by dostrzec, jak pomóc pierwszemu trenerowi i chłopakom. Swoje emocje przeżywam wewnątrz, ale na ławce czuję podobną adrenalinę, którą czułem jako siatkarz i to tak naprawdę potwierdza, że wybierając rolę trenera zrobiłem dobrze. Ta rola była panu pisana od początku? Nie wolał pan zostać ekspertem, komentatorem czy dyrektorem sportowym? - Chyba była, bo już w trakcie kariery ukończyłem pierwsze kursy trenerskie. Naprawdę świetnie czuję się w sztabie szkoleniowym PGE Skry i cieszę się, że właśnie w nim mogę zaczynać swoją przygodę trenerską. Nie jestem osobą, która uwielbia być obecna w mediach. Najlepiej czuję się w klimacie sportowym. Jako siatkarz całe życie pracowałem fizycznie i teraz staram się równie ciężko pracować jako trener. Wolę być w środku i mieć w jakiś sposób wpływ na to, co się dzieje na boisku, bo to daje mi najwięcej satysfakcji. Wie pan już jakim chce być trenerem dla swoich podopiecznych - kumplem czy raczej surowym ojcem? - Uważam, że nie ma złotej recepty. Chciałbym być takim trenerem, jaką jestem osobą. Staram się wypośrodkować te rzeczy, bo w każdej sytuacji potrzeba innego podejścia. Czasami dobrze mieć zaufanie i być kolegą, ale bywają sytuacje, kiedy nie można sobie na to pozwolić. Tak naprawdę dopiero kształtuję siebie jako trenera. Zakładać już teraz to, jakim chcę być, jak chcę pracować jest nienaturalne. Jestem na początku drogi, ale założyłem sobie cel, żeby jako trener spełniać się równie dobrze jak zawodnik. Jest jakiś szkoleniowiec, na którym się pan wzoruje? - Miałem okazję współpracować z gronem fachowców z najwyższej półki, czy to w klubach, czy reprezentacji i od każdego z nich chciałbym czerpać. Jednego wzoru nie mam, a opowiadanie o tym od kogo i czego mogłem się uczyć mogłoby być tematem na osobny wywiad. Dane mi było grać w najlepszych ligach świata, zebrać bardzo dużo doświadczenia i mam nadzieję, że będę potrafił przekazać to dalej. Zresztą teraz też mam świetnego nauczyciela w osobie Roberta Piazzy, przy którym można się bardzo dużo nauczyć. On ma bardzo dużą wiedzę, a co dla mnie najważniejsze chętnie się nią dzieli. Jak zmieniły się pana relacje z niedawnymi kolegami z boiska, którzy teraz stali się podopiecznymi? Pozostał pan dla nich "Winiarem" czy stał się panem trenerem? - O relacje najlepiej spytać samych zawodników. Wiadomo, że z większością z nich grałem, znamy się znakomicie i z mojej strony nie ma żadnego problemu w relacjach pozaboiskowych. Myślę, że wszyscy rozumiemy, że praca trenera to praca trenera. Na boisku staram się w jakiś sposób ich mobilizować i pomagać. Za granicą podobało mi się to, że do trenera każdy w klubie zwraca się po imieniu i jest to normalne. Tym bardziej śmieszne byłoby, gdyby koledzy zwracali się do mnie inaczej. Gdzie widzi pan siebie za kilka lat? - Jeszcze raz powtórzę, że dopiero zaczynam nowy rozdział w siatkówce i wiem, jak dużo rzeczy muszę się nauczyć. Skupiam się na tym, co jest tu i teraz. Parę razy już wybiegałem w przyszłość jako zawodnik i następnego dnia kończyłem na stole operacyjnym. Najważniejszy jest jak najlepszy wynik PGE Skry Bełchatów, a na niego musimy pracować wszyscy razem. Ja przy okazji nabieram doświadczenia, które jest bezcenne. Na koniec zapytam jednak o to, co przeżył pan podczas siatkarskiej kariery i kiedy podzieli się tym z kibicami. Doczekają się biografii Michała Winiarskiego, co teraz jest bardzo modne i popularne wśród sportowców? - No właśnie - modne i popularne. Jeśli kiedykolwiek poczuję taką wewnętrzną potrzebę, to może coś napiszę. Ale nigdy nie miałem w zwyczaju, by chwalić się tym, co przeżyłem i osiągnąłem. Będąc sportowcem i myśląc o końcu kariery chciałem być zapamiętany jako Michał Winiarski - siatkarz reprezentacji Polski i myślę, że to mi się udało. Kiedyś z pasją poświęcałem się grze na boisku i chciałbym robić to samo jako trener.