- Mogliśmy sobie wymarzyć tylko lepsze wyniki. Ciężka praca się opłaca. Najważniejsze, że chłopcy wierzą w trenera, a on wierzy w nich i dzięki temu odnieśliśmy dwa zwycięstwa, na które liczyliśmy, choć zawsze początek jest bardzo nerwowy - powiedział po meczach z Argentyną, Witold Roman były reprezentant Polski, a obecnie menedżer kadry. - Jak Pan ocenia występ Mariusza Wlazłego i Michała Winiarskiego, dla których spotkania z Argentyną były prawdziwymi debiutami w seniorskiej reprezentacji Polski.? - Obydwu oceniam bardzo dobrze. Jeżeli zawodnicy, którzy debiutują w reprezentacji grają od razu w pierwszej szóstce, chociaż chyba należałoby używać określenia pierwsza siódemka, to ocena może wypaść tylko pozytywnie. Wlazły w pewnych fragmentach, szczególnie na zagrywce, prezentował poziom światowy. Oprócz tego jest na pewno podporą w ataku. Jeśli chodzi o Michała. Jest przyjmującym dla którego w chwili obecnej nie ma zmiany. Miał ostatnio problemy ze zdrowiem w ostatnich dwóch dniach (w sobotnim meczu Winiarski grał z gorączką - przyp. red.) i dlatego może dzisiaj nie wypadł tak dobrze jak w piątek, ale ja się bardzo cieszę, że wytrwał do końca, bo to także buduje charakter. Poza tym oni swoją postawą udowodnili, że powinni znaleźć się w reprezentacji i dlatego w niej są. - Pan jako były środkowy reprezentacji Polski zapewne szczególną uwagę zwracał na grę swoich następców. W dzisiejszym meczu atak ze środka wyglądał bardzo dobrze, ale z blokiem był spory kłopot. Zwłaszcza z zatrzymaniem Gustavo Porporatto były problemy. Kilka "gwoździ" wbił w parkiet po naszej stronie. - To prawda. Mamy problem na razie z blokiem, ale nie dotyczy to tylko środkowych. Będziemy nad tym pracować. To jest jedna z tych rzeczy, które trzeba jak najszybciej poprawić. Myślę, że będzie coraz lepiej. Musimy wprowadzić w życie system, który próbuje przekazać trener Lozano i on musi zacząć działać. Zdajemy sobie sprawę, że ten element nie wypadł najlepiej. Ale jakbyśmy umieli już wszystko bardzo dobrze, to te wyniki byłyby inne. Cieszymy się ze zwycięstw, ale też zobaczyliśmy czego nam jeszcze brakuje. - Jak się Panu pracuje w roli menedżera reprezentacji? - Podczas meczu stresuję się w pewnym sensie jak kibic, ale te wszystkie rzeczy przed i po zawodach wymagają dużego wysiłku. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę ile trzeba się "nachodzić", żeby wyglądało to tak, jak wygląda, dla tych którzy przychodzą na siatkówkę. Mam nadzieję, że będę miał jakiś wkład w to, żeby ta drużyna wygrywała i że odniesiemy sukces na który tak wszyscy długo czekamy. Robert Kopeć, Rafał Dybiński; Bydgoszcz