Polska Agencja Prasowa: Zdobywając w Moskwie srebrny medal wraz z Katarzyną Kociołek odniosły panie największy sukces w historii polskiej siatkówki plażowej w mistrzostwach Europy. Jak smakuje ten sukces? Kinga Wojtasik: - Rzeczywiście, ktoś przypomniał nam o tym po finale, że wcześniej były same brązowe krążki. Oczywiście, ogromnie się cieszymy z tego wyniku. Tak samo byłoby jednak, gdyby nie był on historyczny. W którym momencie poczuły panie, że są teraz w na tyle dobrej formie, że stać je na to, by stanąć na podium? - Z meczu na mecz grałyśmy coraz lepiej. To nie tak, że kolejne zwycięstwa przychodziły nam bardzo łatwo, rozegrałyśmy wiele trudnych spotkań. Fazę pucharową zaczęłyśmy od "drogi rosyjskiej". Dwie kolejne pary z tego kraju, na które trafiłyśmy były młode, ale bardzo namęczyłyśmy się, by wygrać te pojedynki. W ćwierćfinale przeciwko doświadczonym Holenderkom grałyśmy z uśmiechem na ustach i radością, dzieliłyśmy się energią. To był dla nas kluczowy mecz. Wicemistrzostwo cieszy, ale czy jest też poczucie straconej szansy? W pierwszym secie długo panie prowadziły, było nawet 20:18. W drugim z kolei udało się odrobić stratę i w końcówce był remis 19:19... - No tak, szkoda tego prowadzenia. Ale Tina Graudina poszła w końcówce na zagrywkę i posłała asy. Były dwie takie piłki, w których dosłownie centymetry decydowały, czy będzie boisko czy aut. Zabrakło trochę szczęścia, może jeszcze czegoś. Z Łotyszkami wcześniej spotkałyśmy się także w fazie grupowej. Wówczas też przegrałyśmy 0:2, choć również wtedy miałyśmy swoje szanse. W Moskwie zaliczyły panie sporo meczów trzysetowych, a w piątek rozegrały trzy spotkania. Dawało o sobie znać w ostatnim czasie zmęczenie? - Trzeba przyznać, że na koniec nie było z nami pod tym względem zbyt kolorowo. W piątek grałyśmy praktycznie przez cały dzień. Wiedziałyśmy jednak, o co gramy, więc wyczerpanie zeszło na dalszy plan, ale przypomniało o sobie po zakończeniu finału. Pogoda chyba też nie była sprzymierzeńcem. Występowały panie poubierane od stóp do głów. - W sobotę był ok. 13 stopni Celsjusza i stopy nam potem odmarzały. Jak przyjechałyśmy w poprzednią sobotę, to było jeszcze zimniej. Jeden dzień był w czasie turnieju nieco lepszy, ale przeważnie średnia temperatura wynosiła 15 stopni C. Nie możemy jednak narzekać na warunki, bo po pierwsze dla wszystkich były takie same, a po drugie wywalczyłyśmy medal. W niedawnych mistrzostwach świata, z którymi pożegnały się panie już po fazie grupowej, Katarzyna Kociołek zmagała się z kłopotami zdrowotnymi. Czy teraz to już przeszłość? - Nie, Kasia wciąż gra z kontuzją. Nie miałyśmy jednak innej opcji i mimo kłopotów z ręką wystąpiła. Przygotowałyśmy się do tych mistrzostw na tyle, na ile mogłyśmy mimo małych problemów. Wobec trudności zdrowotnych tym większe znaczenie odegrała atmosfera między paniami? - Myślę, że widać było w tej imprezie, jak była ona ważna. Grałyśmy na luzie, cieszyłyśmy się grą, złapałyśmy taki flow. Od jakiegoś czasu widziałyśmy też, że nasza forma rośnie. Finał obserwował z trybun Srdjan Veckov, ale podobno już nie zajmuje się panią i Kociołek. Czy to prawda, że Serba zastąpił w tej roli będący dotychczas jego asystentem pani mąż? - Tak. Nie chcieliśmy tego jakoś rozdmuchiwać, więc nie ogłaszaliśmy tego oficjalnie. Po mistrzostwach świata uznaliśmy, że nasza gra nie wygląda tak, jak byśmy tego chcieli i trener postanowił, że zajmie się młodszymi dziewczynami, a Damian będzie pracował z nami. Myślę, że na razie ten wariant się sprawdza, więc przy nim pozostaniemy. Szybkie zakończenie występu w MŚ oznaczało też małą liczbę cennych "oczek" do rankingu olimpijskiego. Jak wygląda teraz sytuacja? - Z uwagi na wspomniany mundial bardzo przydadzą nam się punkty zdobyte w ME. Można powiedzieć, że teraz znów zrównałyśmy się z dziewczynami, które po MŚ nam odskoczyły. Zostało jeszcze sporo turniejów, które wliczają się do rankingu, więc zobaczymy. Jak wyglądają najbliższe plany startowe? - Pierwotnie miałyśmy wystąpić w przyszłym tygodniu w turnieju WT w Moskwie, ale z uwagi na ostatnie intensywne tygodnie teraz odpoczniemy, a potem weźmiemy udział w mistrzostwach Polski, a następnie imprezie WT w Rzymie. Rozmawiała: Agnieszka Niedziałek