Zwycięstwa w meczu głównie potrzebowali Rosjanie. Brzmi to nietypowo, ale wicemistrzowie olimpijscy zaliczyli poważny falstart w turnieju, w dwóch meczach zdobywając tylko dwa punkty. To pokazuje, jak brak kilku zawodników i zmęczenie sezonem wpływa na jedną z najmocniejszych reprezentacji na świecie. Finlandia z kolei zrobiła swoje. Dwa mecze i dwie wygrane, które niemalże dają pewny udział w 1/8 finału. Dobre złego początki Finowie zamierzali podtrzymać dobrą passę, udanie zaczynając niedzielne spotkanie. Dość szybko podopieczni Joela Banksa osiągnęli wyraźne prowadzenie (11:7). Na chwilę Rosjanie się otrząsnęli (13:14), lecz drużyna Finlandii odzyskała prowadzenie, utrzymując je do końca. Obie ekipy miały jednak co korygować. Szczególnie mowa o zagrywce, bo w premierowej odsłonie popełniono aż dwanaście błędów serwisowych. Siedem z nich wpadło na konto Sbornej. Wspomniany element zaskoczył Rosji w drugiej odsłonie. Redukcja pomyłek i większa liczba asów przyczyniła się do uzyskania kontroli na parkiecie. Oprócz tego faworyci świetnie spisywali się w ataku, grając na 69-procentowej skuteczności. To pozwoliło im szybko odskoczyć rywalom, a następnie zbudować pokaźną zaliczkę nad przeciwnikiem, którego gra się załamała. Indywidualnie liderem zespołu został Dimitrij Wołkow, zdobywając dziewięć punktów. Najwięcej emocji przyniosła trzecia partia. W niej od początku do końca trwała zacięta rywalizacja. Raz jedni, a raz drudzy przejmowali inicjatywę. Jako pierwsi zaatakowali Rosjanie (8:5), ale szybko zostali oni skontrowani. Od stanu 10:1 walka toczyła się punkt za punkt, co prowadziło zespoły do emocjonującej końcówki. Tak też się stało, a w kluczowych piłkach więcej zimnej krwi zachowali podopieczni Tuomasa Sammelvuo. Nagły dołek pogrzebał szanse To, co wydarzyło się w czwartej partii, będzie się Finom długo śniło. Zespół świetnie zaczął, pokazując, że trudna sytuacja w meczu nie jest dla nich problemem (7:3). Nagle jednak gra drużyny kompletnie się załamała i to po całości. Finlandia nie blokowała, nie serwowała i przeciętnie przyjmowała. Kulał także atak, którego efektywność wołała o pomstę do nieba. Nic dziwnego, że Rosjanie zdołali błyskawicznie odrobić straty (9:9), a w końcówce seta całkowicie zdominować przeciwnika, od wyniku 16:15 oddając mu tylko dwa "oczka". Przewagą Rosjan były przede wszystkim zbilansowane skrzydła. Jarosław Podlesnych i Dimitrij Wołkow dobrze wspierali Jegora Kliukę. Swoje dołożyli też środkowi. Każdy poza Kliuką zaliczył ponad 60 procent skuteczności w ataku. U Finów szwankowało prawie wszystko. Najwięcej punktów (15) zdobył Antti Ronkainen, ale nawet jego liczby nie porywają (46 procent skuteczności w ataku, 30 procent pozytywnego przyjęcia, brak asa serwisowego). Rosja - Finlandia 3:1 (22:25, 25:15, 25:23, 25:17)