"Chcę usłyszeć w niedzielę Mazurka Dąbrowskiego. Wierzę w chłopaków! Oni są na złoto. Mają taki charakter i wolę walki, że na pewno dadzą radę. Bułgarzy? Proszę pani! To trochę trzeba się znać na siatkówce, żeby wiedzieć, że to żadni rywale dla nas" - powiedział Krzysztof z Warszawy. On i wielu innych do Turcji przyleciało "awaryjnie". Tylko na sobotni półfinał i niedzielną walkę o medale. "To bez znaczenia, czy wrócimy ze złotem, srebrem, czy brązem. Na medal czekamy już tak długo, że wszystko będzie sukcesem. Może być i czwarte? Bez żartów proszę!" - uśmiechnął się Adam. Wszyscy ubrani w biało-czerwone barwy, z szalikami, flagami, plakatami i trąbkami wierzą w miejsce na podium. Zdziwieni są jednak tym, co ich w Izmirze zastało. Niewielu miejscowych wie o tym, że w ich mieście trwają właśnie mistrzostwa Europy. Na ulicach nie ma plakatów, a znalezienie hali jest prawdziwym wyzwaniem. "Jak to dobrze, że panią spotykamy. Jak my mamy dotrzeć na halę? Tutaj nikt nie mówi po angielsku, a ja nawet nie wiem, jak się ten obiekt nazywa" - pytała grupka kibiców, która od piątku próbuje dowiedzieć się, gdzie odbywa się rywalizacja. Do Turcji przyleciała także rodzina trenera Daniela Castellaniego. "Już wcześniej mi obiecali, że jak dojdziemy do półfinału, to na weekend przylecą" - powiedział argentyński szkoleniowiec. Wszystko wskazuje na to, że po raz pierwszy od rozpoczęcia zawodów hala ma szansę zapełnić się przynajmniej do połowy. Na pewno jednak polscy kibice zadbają o to, by ekipa Castellaniego w Izmirze poczuła się jak u siebie. Początek półfinału między Polską a Bułgarią zaplanowano na 16.30 czasu polskiego. Trzy godziny później na parkiet wyjdą Rosjanie i Francuzi. Walkę o medale zaplanowano na niedzielę.